Nasz top 10: Najlepsze seriale maja 2020 roku
Redakcja
6 czerwca 2020, 19:19
"To wiem na pewno" (Fot. HBO)
Za nami kolejny miesiąc serialowego dobrobytu. Na naszej liście najlepszych tytułów maja znajdują się m.in. "Wielka", "To wiem na pewno", "Małe ogniska" i "Sprawa idealna".
Za nami kolejny miesiąc serialowego dobrobytu. Na naszej liście najlepszych tytułów maja znajdują się m.in. "Wielka", "To wiem na pewno", "Małe ogniska" i "Sprawa idealna".
10. Ramy (nowość na liście)
Nowy sezon serialu stacji Hulu upewnił nas w przekonaniu, że Ramy Youssef zaproponował opowieść inną niż wszystkie. A przy tym inną także niż zeszłoroczna odsłona "Ramy'ego", bo chociaż pewne cechy, na przykład interesująca perspektywa muzułmańskiej społeczności w New Jersey czy poświęcenie uwagi poszczególnym postaciom, zostały bez zmian, to ta historia nie stoi w miejscu, odważnie rozwijając różne wątki.
Najsłabszym ogniwem pozostaje Ramy, który wprawdzie stał się mniej nijaki, za to ewidentnie jest bardziej irytujący. O ile w 1. serii można było jeszcze pobłażliwie stwierdzić, że to pogubiony młody człowiek, który popełnia błędy, ale to niezbędne, by znalazł swoją drogę, o tyle teraz coraz częściej mamy do czynienia z antybohaterem, który wbrew dobrym intencjom egoizmem wprowadza chaos w życie wielu ludzi. Na duży plus serialu trzeba liczyć to, że Ramy'ego z krzywd, które powoduje, rozlicza.
Poza tym kolejne poszukiwania czegoś, czego można by się uchwycić, prowadzą głównego bohatera, a tym samym widzów, w fascynujący świat sufickiej wspólnoty. Mahershala Ali ("Detektyw") błyszczy w roli duchowego przewodnika, a religijne perypetie Ramy'ego pozwalają nauczyć się wiele o tym odłamie islamu i prowadzą do sytuacji naprawdę mocnych jak na półgodzinny komediodramat – jak sprawa Dennisa, weterana z zespołem stresu pourazowego.
Ale sam Ramy to jedno, tymczasem 2. sezon znów zachwyca przede wszystkim odcinkami poświęconymi innym członkom rodziny. Kolejny popis Hiam Abbass ("Sukcesja") w roli matki trudno przyswajającej postępową rzeczywistość, ale tak cudownie zdeterminowanej, żeby pokonać Trumpa, oraz dalsze losy Deny (May Calamawy) w tej serii uzupełniono perspektywą Farouka (Amr Waked) i Naseema (Laith Nakli). Przejmujące i wciągające indywidualne historie, aż chciałoby się ich więcej.
Aż prosi się o ciąg dalszy serialu, bo wydaje się, że może być coraz lepiej, skoro "Ramy" tak świetnie rozwija wyjściowy pomysł. Także w życiu bohatera można chyba spodziewać się jakichś refleksji po tym, jak nisko upadł. A póki co niech HBO lub inny streaming jak najszybciej kupi dwa dotychczasowe sezony! [Kamila Czaja]
9. Już nie żyjesz (nowość na liście)
Nie będę ukrywać, że obecność tego serialu w tym miejscu to głównie moja zasługa, bo obiektywnie rzecz biorąc jest to kolejny typowy średniak Netfliksa. Tyle tylko że ten konkretny średniak, odkryty przeze mnie dopiero w tym roku, ma wiele plusów, które potrafią wynagrodzić minusy. Oprócz czarnego humoru i twistów rodem z telenoweli mamy tu sporo dobrze napisanych rozmów o rzeczach ważnych, potężną dawkę girl power i elektryzujący duet Linda Cardellini — Christina Applegate.
Fenomenalne aktorki, które niewątpliwie serial przerastają, sprawiają, że największe bzdurki w "Już nie żyjesz" łyka się bez problemu, dobrze wiedząc, że cliffhangery i zwroty akcji to najczęściej małe oszustwo. Wiadomo, że koniec końców chodzi o skomplikowaną relację Judy i Jen, które zasługują na więcej w życiu, niż miały do tej pory. Kobieca solidarność dosłownie niesie serial, niekoniecznie przy tym przybierając formę czegoś, o czym się głośno mówi. To po prostu tutaj jest, ukryte w przebraniu lekkiego komediodramatu przechodzącego często w czarną komedię.
2. sezon "Już nie żyjesz" to z jednej strony jeszcze więcej tego, co już znaliśmy i lubiliśmy, a z drugiej — próba zrobienia kroku naprzód, także w relacjach z innymi ludźmi. Wypada to dobrze zwłaszcza w przypadku Judy, która rozpoczyna bardzo wdzięczny, naturalny romans z szefową kuchni o imieniu Michelle (Natalie Morales). Liczę na szybkie zamówienie dla 3. sezonu. [Marta Wawrzyn]
8. Małe ogniska (nowość na liście)
Podobnie jak "Już nie żyjesz", "Małe ogniska" nie są serialem bez wad (największy grzech to moim zdaniem dosłowność i przyciężkawe metafory, jak ciągłe zabawy ogniem), ale są serialem, który ogląda się szybko i naprawdę dobrze. Osiem odcinków miniserii opartej na książce Celeste Ng wciągnęłam właściwie jednym tchem, nie przejmując się tym, że widziałam już to wszystko w innych amerykańskich produkcjach osadzonych na tych strasznych przedmieściach.
Swoje robi znakomita obsada, na czele z Kerry Washington w roli wyraźnie uciekającej przed przeszłością samotnej matki, która trafia wraz z nastoletnią córką do eleganckiego Shaker Hights w Ohio, oraz Reese Witherspoon jako niekwestionowaną królową tego miejsca, tutejszą Madeline Mackenzie, Bree Van De Kamp etc. Od pierwszej sceny wiemy, że dojdzie między nimi do ostrych tarć i napięć, a wszystko skończy się pożarem domu Eleny, postaci Witherspoon.
"Małe ogniska" z jednej strony napędza tajemnica — proste "co się stało i kto to zrobił?" — a z drugiej konflikt dwóch kobiet i zarazem dwóch matek o bardzo różnych poglądach na świat. Oprócz skomplikowanych kwestii związanych z macierzyństwem przez serial przewijają się takie tematy, jak uprzywilejowanie, rasizm, różnice klasowe w rzekomo bezklasowej Ameryce. Czy dało się to zrobić lepiej, dogłębniej, subtelniej? Jasne. Ale jeśli zaakceptujecie pewne wady, "Małe ogniska" mogą okazać się rozrywką, jakiej teraz potrzebujecie. [Marta Wawrzyn]
7. Co robimy w ukryciu (powrót na listę)
Choć przed miesiącem sympatyczne wampiry jeszcze nie załapały się do naszego zestawienia, tym razem nie było już możliwości, by je pominąć. "Co robimy w ukryciu" ma bowiem za sobą serię naprawdę fantastycznych odcinków, w których twórcy raz jeszcze udowodnili, że pomysłów im nie brakuje – zresztą docenienie w formie zamówienia dla 3. sezonu mówi samo za siebie.
Patrząc jednak na poziom prezentowany ostatnimi czasy przez serial FX, jego przedłużenie trudno nazwać zaskoczeniem. Raczej powinno się mówić o oczywistości, ponieważ wśród komediowej konkurencji to aktualnie jedna z najlepszych pozycji w telewizji. Majowe odcinki to potwierdziły, częstując nas solidną dawką absurdu, groteski i czystego odlotu, a także Markiem Hamillem w roli wampira Jima, bo dlaczego nie?
Ten był jednym z głównych bohaterów historii niejakiego Jackiego Daytony – świetnego barmana i jeszcze lepszego trenera żeńskiej drużyny siatkówki z Pensylwanii, pod którego tożsamością ukrył się Laszlo. Dziwne? Chyba nie bardziej, niż inne rzeczy, jakie tu widzieliśmy, ale trzeba przyznać, że ten pomysł miał może najwięcej uroku ze wszystkich dotychczasowych. Więcej nawet, niż awans Colina Robinsona czy jego trudna konfrontacja z internetowym trollem, który okazał się… po prostu trollem.
Czy trzeba jeszcze coś dodawać? Może fakt, że nawet Guillermo doczekał się w końcu jakiejś formy uznania od Nandora – nieważne, że aby do tego doszło, musiał go opuścić. Kto wie, może nasz sekretny zabójca wampirów rzeczywiście doczeka czasów, gdy sam zostanie krwiopijcą? Trudno mu w tym nie kibicować, podobnie zresztą jak całej reszcie, czegokolwiek by dla nich twórcy nie wymyślili. [Mateusz Piesowicz]
6. Better Things (awans z 10. miejsca)
W maju "Better Things" (według polskich dat emisji) pokazało wyłącznie finałowy odcinek 4. sezonu, ale to wystarczyło na wysoką pozycję. Pamela Adlon zamknęła fenomenalną serię w taki sposób, że równie dobrze "Listen to the Roosters" mogłoby być końcem całej opowieści. Ale oczywiście cieszymy się na planowany, pewnie w dość odległym czasie, sezon 5.
Najbardziej wyrazistym akcentem finału był wyemitowany w programie telewizyjnym dokument nakręcony przez Sam. Oddanie głosu kobietom, które czują, że po osiągnięciu pewnego wieku stały się dla świata niewidzialne, a przy tym podkreślają, że nikt je na to nie przygotował, rozegrała twórczyni "Better Things" koncertowo, splatając tu refleksje towarzyszące głównej bohaterce i jej przyjaciółkom przez cały sezon.
Poza tym "Listen to the Roosters" to również bardzo udany obraz codzienności, która tak w serialu Adlon ujmuje jako coś równocześnie zwyczajnego i nadzwyczajnego. Wyjście na mecz i późny powrót do domu stają się kolejną okazją do rozmów z napotkanymi ludźmi, których losy naprawdę Sam i Duke obchodzą, nawet jeśli znajomość jest tylko przelotna.
Do tych zalet finału dochodzi świetne zakończenie wątku żalu, jaki Sam wciąż ma do byłego męża. Uwolnienie się od złych emocji, co nie jest tu równoznaczne z usprawiedliwianiem Xaviera, pozwala osiągnąć równowagę i przejść w życiu dalej. To oczyszczenie, wzmocnione symboliczną sceną w basenie. A mądrze poprowadzona historia dojrzewania młodszego pokolenia kobiet z rodziny Fox sugeruje w finale, że i mają one przed sobą dobrą przyszłość, w którą potrafią patrzeć z odwagą i siostrzaną solidarnością. [Kamila Czaja]
5. Betty (nowość na liście)
Największa niespodzianka tego miesiąca, bo nie będziemy udawać, że po serialu o nowojorskich skejterkach spodziewaliśmy się nie wiadomo czego. "Betty" wyglądała wszak na produkcję wyjątkowo niszową, wzbudzając może zainteresowanie fanów filmu "Skate Kitchen", na podstawie którego powstała, ale chyba nikogo innego. Niesłusznie.
Bo jak się okazało, skromny serial autorstwa Crystal Moselle, opowiadający o grupie nastolatek z Nowego Jorku, które połączyła pasja do jazdy na desce, to rzecz nie tylko wyróżniająca się na tle konkurencji tematyką. To przede wszystkim pełna życia i emocji, zaskakująco uniwersalna historia, która łatwo trafia do każdego widza, nawet jeśli ten nie ma ze skateboardingiem absolutnie nic wspólnego.
Brak związku nie przeszkadza bowiem w polubieniu pięciu bohaterek – zwykłych dziewczyn z Nowego Jorku, które wcieliły się w ekranowe wersje samych siebie – i towarzyszeniu im zarówno w przemierzaniu miejskich ulic, jak i zmaganiu się z różnego rodzaju problemami. Od tych całkiem normalnych, jak młodzieńcze romanse i przyjaźnie, po znacznie trudniejsze, sięgające tematów wykorzystywania i uległości.
Brzmi poważnie i rzeczywiście czasami takie bywa, ale trzeba podkreślić, że "Betty" przemyca tego rodzaju motywy zupełnie niepostrzeżenie i choć świetnie sobie z nimi radzi, nie stawia ich na pierwszym miejscu. Na tym pozostaje lekka, szczera i pełna autentycznych emocji historia, napędzana twórczą swobodą i brakiem wyraźnego celu. Jeśli sądzicie, że to nie dla was, zachęcamy, byście dali serialowi szansę – tu naprawdę wystarczy chwila, by się zakochać. [Mateusz Piesowicz]
4. Wielka (nowość na liście)
Błyskotliwa i urocza młodsza siostra "Faworyty" — tak określiłam "Wielką" w przedpremierowej recenzji sześciu odcinków i swoje zdanie podtrzymuję po obejrzeniu całości. Serial Hulu łączy z oscarowym filmem osoba scenarzysty, Tony'ego McNamary, który tutaj pełni też funkcję showrunnera. I to widać. "Wielka" utrzymana jest w tej samej konwencji, ostro wyśmiewając głupotę i cynizm ludzi, którzy noszą korony na głowach, oraz stawiając w centrum postać kobiecą.
Tyle że to zupełnie inna kobieta — młoda, pełna energii, optymizmu i woli zmieniania świata na lepsze. Elle Fanning z wdziękiem wciela się w naiwne dziewczątko, które przyjechało do Rosji z głową pełną ideałów i romantycznych marzeń. Spotkanie z przyszłym małżonkiem, carem Piotrem III (Nicholas Hoult), który okazuje się okrutnym idiotą, a także zdziczałym dworem, gdzie rządzi ciemnota do spółki z sadyzmem, sprawia, że młodej Katarzynie zaczynają spadać klapki z oczu.
I tak oto zaczyna się opowieść o mocarnej antybohaterce, w której satyra, farsa i tragikomedia spychają fakty historyczne na drugi plan. "Wielka" pokazuje XVIII-wieczny rosyjski dwór w oparach absurdu, nie raz, nie dwa odlatując w rejony bardziej znane ze skeczy niż dramatów kostiumowych. A aktorzy, na czele z cudowną Fanning, czują się w tej śmieszno-strasznej krainie obłędu wyśmienicie, czyniąc lekką i bezpretensjonalną produkcję Hulu jednym z najlepszych, a przy tym najbardziej oryginalnych seriali, jakie ostatnio widzieliśmy. [Marta Wawrzyn]
3. Sprawa idealna (awans z 7. miejsca)
Jeśli zdecydowanie najgorszą rzeczą w całym sezonie serialu jest jego przedwczesne zakończenie, to można powiedzieć, że był to całkiem niezły sezon. A nawet więcej, bo "Sprawa idealna" wzniosła się w tym roku na naprawdę wysoki poziom – nie tylko absurdu – co w tym miesiącu doceniliśmy jeszcze bardziej niż poprzednio.
Mieliśmy oczywiście ku temu dobre powody, począwszy od pewnej sztuki, która wyjątkowo nie przypadła do gustu partnerom z Reddick, Boseman and Lockhart, a skończywszy na zamrożonym penisie Jeffreya Epsteina, czyli widoku, którego nie chcielibyśmy oglądać nie tylko na zakończenie sezonu. Ale że to "Sprawa idealna" w czasach koronawirusa, to niestety nie mieliśmy innego wyjścia.
Na szczęście ostatnie ujęcie to nie wszystko, bo wcześniej mieliśmy mnóstwo innych okazji do zachwytu. Czy to w postaci Diane w lateksie, czy rozmów bohaterów z ich scenicznymi wersjami, czy zwycięskiej batalii Liz i Caleba przed sądem wojskowym. Nie zapominając rzecz jasna o Notatce 618, której ponura obecność wisiała nad tym sezonem jak katowski topór nad głową skazanego.
Szkoda, że nie dostaliśmy lepszego zakończenia tego wątku, szkoda też, że z niektórymi bohaterami być może będziemy musieli się rozstać bez dobrego pożegnania. Ale skoro jeden w perspektywie ma zostanie kandydatem na kandydata na prezydenta, a druga właśnie została milionerką, to nie będziemy przesadnie narzekać na ich los. Byle tylko serial utrzymał dłużej taką formę, ale to przy pomysłowości jego twórców oraz rzeczywistości, która wciąż podsuwa im pod nos nowe tematy, wydaje się akurat pewne. [Mateusz Piesowicz]
2. Mrs. America (utrzymana pozycja)
W maju miniserial Dahvi Waller utrzymał wysoki poziom wyznaczony już przez odsłony kwietniowe. Zgodnie z polską emisją w minionym miesiącu zobaczyliśmy pięć odcinków, które dobrze wpisywały się w "Mrs. America" jako opowieść o pewnym okresie w historii walki o prawa kobiet w Stanach Zjednoczonych i równocześnie zbiór portretów postaci biorących w tej walce udział – lub, jak Alice, napisanych jako symbol pewnego typu uczestniczek tamtych wydarzeń.
Maj to najpierw "Phyllis & Fred & Brenda & Marc", czyli fascynujące zderzenie dwóch modeli małżeństwa, "Jill", a więc historia feministki spoza Partii Demokratycznej, oraz "Bella" – o porażkach i kompromisach wpisanych w próby zdobywania praw kobiet w nieprzychylnym świecie waszyngtońskiej polityki. Wreszcie więcej okazji, żeby aktorsko błysnąć, dostały Elizabeth Banks i Margo Martindale, wcześniej będące na drugim planie opowieści zdominowanej przez Phyllis Schlafly (Cate Blanchett) i Glorii Steinem (Rose Byrne).
Kolejne tygodnie to popis Sarah Paulson, która jako Alice, podporządkowana Phyllis konserwatystka, nieakceptująca jednak wielu poglądów sławnej przyjaciółki, wędrowała przez konwencję w Houston. Dzięki temu z bliska poznała postępowe poglądy i odmienne stany świadomości, otwierając się na ludzi, których wcześniej odczłowieczała w ramach walki z konstytucyjną poprawką.
Finał, "Reagan", fantastycznie, aczkolwiek ponuro zwieńczył zarówno miniserial, jak i dekadę zmagań drugiej fali feminizmu z narastającymi nastrojami konserwatywnymi. "Mrs. America", łącząca wątki polityczne i społeczne z wyrazistymi i świetnie zagranymi indywidualnymi bohaterkami, zostawia widza z pytaniami, dylematami i frustracją, ale równocześnie pokazuje, że z walki rezygnować nie można. Mimo wrażenia, że zamiast iść do przodu tylko się cofamy. [Kamila Czaja]
1. To wiem na pewno (nowość na liście)
Ktoś powie, że ten serial to misery porn w czystej postaci, a zachwycanie się nim zwłaszcza w obecnych czasach stanowi wyjątkowo specyficzną rozrywkę. I pewnie będzie miał trochę racji, co nie zmienia faktu, że miniserial HBO na podstawie powieści Wally'ego Lamba w pełni zasłużył sobie na zwycięstwo w naszym rankingu, będąc jedną z tych produkcji, które zostają z widzem jeszcze długo po seansie.
Powodów takiego stanu można natomiast znaleźć w tym przypadku kilka. Począwszy od znakomicie napisanej historii, będącej opowiedzianą z perspektywy bliźniaków sagą o "przeklętej" rodzinie Birdseyów, a skończywszy na bez mała genialnym aktorstwie, zwłaszcza w wykonaniu Marka Ruffalo, wcielającego się w podwójną rolę Dominicka i jego cierpiącego na schizofrenię paranoidalną brata Thomasa. Najważniejsze wydaje się jednak co innego, a mianowicie bardzo ludzkie cierpienie, jakim przesiąknięty jest tu każdy kadr.
Cierpienie, które towarzysząc bohaterom praktycznie przez cały czas, udziela się również widzom, dlatego też seansu "To wiem na pewno" nie można zaliczyć do lekkich i przyjemnych. Można się w nim natomiast zatracić, podziwiając staranność, z jaką twórca, Derek Cianfrance, podszedł do refleksji na temat ludzkiej natury. Refleksji obejmującej smutek, żałobę, wściekłość, bezsilność, rezygnację i mnóstwo innych, niby prostych, a jednak tak skomplikowanych rzeczy, które tutaj zostały rozłożone na czynniki pierwsze.
Cały ten proces swoistej ekranowej psychoanalizy bywał wprawdzie wyjątkowo ciężki, potrafiąc sprawić, że odczuwaliśmy towarzyszący bohaterom ból w niemal fizyczny sposób, ale okazał się też autentycznie fascynujący. Czy to kusząca perspektywa obserwacji niedoli kogoś innego? A może chęć przekonania się, jak wiele może znieść jeden człowiek lub zwykłe trzymanie kciuków za odmianę jego losu? Trudno powiedzieć, co tak przykuwa do ekranu przy "To wiem na pewno", ale cokolwiek to jest – działa. [Mateusz Piesowicz]