"Pokój 104" zaprasza po raz ostatni – recenzja 4. sezonu serialowej antologii HBO
Mateusz Piesowicz
24 lipca 2020, 19:24
"Pokój 104" (Fot. HBO)
Próżno szukać we współczesnej telewizji większej mieszanki gatunkowej. Finałowy sezon "Pokoju 104" to potwierdza, mimo że jak zwykle obok wartych uwagi odcinków trafiają się tu niewypały.
Próżno szukać we współczesnej telewizji większej mieszanki gatunkowej. Finałowy sezon "Pokoju 104" to potwierdza, mimo że jak zwykle obok wartych uwagi odcinków trafiają się tu niewypały.
Niezrozumiały artysta. Bohater sitcomu. Prowadzący teleturnieju. Imprezujące nastolatki. To tylko niektórzy z gości odwiedzających "Pokój 104" w najnowszej, a zarazem ostatniej odsłonie serialowej antologii od braci Marka i Jaya Duplassów. Ten swoisty telewizyjny eksperyment, w którym przez ostatnich kilka lat uczestniczyła cała masa filmowców, miewał co roku lepsze i gorsze momenty, ale nie da się ukryć, że zdążył w tym czasie kilka razy utkwić nam w pamięci. Jak wypadło pożegnanie?
Pokój 104 – serial HBO wraca z ostatnim sezonem
W gruncie rzeczy mógłbym napisać, że było dokładnie tak, jak się spodziewałem. Dwanaście nowych odcinków (widziałem już wszystkie), a wśród nich kilka naprawdę dobrych, a także parę średnich i takich, o których zapominałem zaraz po obejrzeniu. Do tego oczywiście brak punktów wspólnych między poszczególnymi historiami, poza doskonale nam znanym pokojem motelowym, za którego progami wydarzyć się może absolutnie wszystko.
Pisząc "wszystko", mam rzecz jasna na myśli dokładnie wszystko. Bo tak jak poprzednio, twórców "Pokoju 104" znów nie ograniczało nic poza czterema ścianami (a czasem nawet i ta restrykcja znikała), z czego wielu skrzętnie skorzystało. Nie tylko wymyślając kompletnie różne historie, ale też mieszając gatunki, dzięki czemu 4. sezon jest pierwszym, w którym zobaczycie choćby w całości animowany odcinek lub sprawdzicie, jak motelowa przestrzeń sprawdza się jako scenografia klasycznego sitcomu.
A co z tego wszystkiego wynika? I w tym punkcie odpowiedź będzie dobrze znana stałym bywalcom serialowego pokoju. Brzmi ona bowiem: kompletnie nic. Czy raczej, jak wolicie: kompletnie nic, ale na pewno nie jest nudno. Nie stała się więc nagle antologia HBO bardziej spójna pod jakimkolwiek względem czy równa w kwestii poziomu. Nie dali też producenci do zrozumienia, że dobrnęli do ściany i skończyły im się pomysły. Ba, Mark Duplass sam powiedział, że tych ostatecznie niezrealizowanych było więcej znacznie więcej niż 48 powstałych odcinków.
Narzekać na zakończenie ani twórcy, ani widzowie nie mają jednak prawa, bo biorąc pod uwagę choćby specyfikę tworu, jakim jest "Pokój 104" i zawartą w jego fundamentach niszowość, fakt utrzymania się na antenie przez taki czas trzeba uznać za sporych rozmiarów sukces. Oglądanie go zaś za jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, do którego teraz zostały dołożone całkiem nowe cegiełki.
Co tym razem kryje się za drzwiami Pokoju 104?
Niektóre z nich, jak na przykład na poły musicalowy 9. odcinek ("The Last Man"), zaskoczą was nie tylko formalnie i pod względem treści, ale też złamaniem do tej pory ściśle przestrzeganych serialowych reguł. Poluzowanie zasad na sam koniec? Tego nie zdradzę, by nie psuć wam zabawy, ale musicie wiedzieć, że twórcy znajdują tu wyjścia nawet z najbardziej absurdalnych sytuacji.
Oczywiście wcześniej samemu się w te poplątane historie gmatwając, bo tak naprawdę jedynym, czego można się po "Pokoju 104" spodziewać, to że prędzej czy później każdy odcinek obierze jakiś niespodziewany kierunek. Może piana party przybierze zaskakujący obrót, może wielki chomik okaże się wymagającym partnerem do rozmowy, a może skracanie grzywki zaowocuje konsekwencjami wykraczającymi poza zmianę fryzury? Tutaj zdarzyć się może tak wiele, że gdy wreszcie trafi się relatywnie zwykły odcinek, ta normalność będzie wręcz dziwna.
Ale spokojnie, przez większość czasu jest jednak mniej lub bardziej dziwacznie, a twórcy nie mają żadnych problemów z tym, by znajdywać wciąż nowe sposoby na zaskoczenie widza. Potrafią na przykład kreatywnie rozszerzyć pokojową przestrzeń, zamieniając ją w zapaśniczy ring lub wnętrze baru (3. odcinek – "Avalanche"), a nawet zabrać lokatorów w bardzo daleką podróż (12. odcinek – "Generations").
Trzeba jednak zaznaczyć, że większość tutejszych eksperymentów służy całkiem skromnym celom. "Pokój 104" jak zawsze jest bowiem w największej mierze miejscem, w którym bohaterowie mogą skonfrontować się z samymi sobą czy najbliższymi. Mogą zmierzyć się z bolesnymi wspomnieniami lub depresją, zapomnieć o nieudanym związku, wyznać sobie wzajemne pretensje lub spełnić marzenia. Ale mogą tu też utknąć, bezskutecznie poszukując wyjścia z wyjątkowo wówczas ciasnego pomieszczenia. Pokój może więc równie dobrze spełniać się w roli bezpiecznej przestrzeni sesji terapeutycznej, jak i koszmarnej pułapki.
Pokój 104 – które odcinki 4. sezonu warto obejrzeć?
A w której wersji wypada tym razem najlepiej? Jak zwykle możecie się o tym przekonywać na wyrywki, wybierając te odcinki, które wam pasują. Widzom, którzy nie przepadają za fantastyczną odsłoną serialu, odradzałbym choćby horrorowe "Foam Party" (7. odcinek) i animowane "Fur" (11. odcinek), co nie znaczy, że to kompletna strata czasu. Umieszczenie ich pomiędzy bardziej przyziemnymi historiami ma wszak swój cel, nie pozwalając widzom poczuć się zbyt wygodnie w serialowej rzeczywistości.
Chociaż o wygodę zazwyczaj i tak tu trudno, bo motelowi goście to najczęściej ludzie z poważnymi problemami. Pierwszym przykładem z brzegu jest niejaki Graham Husker (w tej roli długowłosy Mark Duplass), legendarny gitarzysta, który w premierowym "The Murderer" wyznaje grzechy grupie nastolatków. Podobnie sponiewieraną psychikę ma bohater "Avalanche", świetnie zagrany przez Dave'a Bautistę emerytowany zapaśnik.
Nieco lżejszy kaliber mają np. odcinek o parze niedobranych przyjaciółek (nr 6: "The Hikers") czy ten o spotkaniu starych znajomych po latach (nr 10: "The Night Babby Died"). Prosta i emocjonalna jest z kolei historia zgorzkniałego prezentera telewizyjnego (w tej roli Gary Cole) oraz jego wiernej fanki z "No Dice" (nr 8) – jednego z moich ulubieńców w sezonie, w którym trudno wskazać wyraźnie górujący nad resztą odcinek.
Warto jeszcze wspomnieć o kończącym całość "Generations". Pokręconej opowieści, która w pewnym stopniu dobrze podsumowuje cały "Pokój 104", wyciągając z odlotowej historii trochę prostych emocji. Na przestrzeni czterech sezonów nie zawsze się to udawało, bo czasem eksperymenty okazywały się zwyczajnie nieudane, ale mimo wszystko nie chcę na antologię HBO szczególnie narzekać. W pełnej schematów telewizyjnej rzeczywistości był to w końcu mały zastrzyk oryginalności.