"Tak czy owak", czyli dziewuchy z prowincji w wielkim mieście — recenzja hiszpańskiego serialu HBO Europe
Marta Wawrzyn
9 sierpnia 2020, 14:57
"Tak czy owak" (Fot. HBO)
Widzieliście "Dziewczyny", "Broad City", "Niepewne" i jeszcze kilka komedii o wielkomiejskich przyjaciółkach? "Tak czy owak", hiszpański serial HBO, wciąż znajdzie sposób, żeby was zaskoczyć.
Widzieliście "Dziewczyny", "Broad City", "Niepewne" i jeszcze kilka komedii o wielkomiejskich przyjaciółkach? "Tak czy owak", hiszpański serial HBO, wciąż znajdzie sposób, żeby was zaskoczyć.
Hache (Marta Martín, "Trzy metry nad niebem") i Belén (Saida Benzal, "Letters to Paul Morrissey") są przyjaciółkami jeszcze z czasów dzieciństwa. Pochodzące z małego miasteczka Parla pod Madrytem dziewczyny straciły ze sobą kontakt w dorosłym życiu i teraz odnajdują się w najbardziej hipsterskiej dzielnicy stolicy Hiszpanii. Obie trafiają tu przypadkowo i szybko staje się jasne, jak bardzo do tego miejsca nie pasują. Malasaña jest jak warszawka i krakówek podniesione do potęgi n-tej, a nasze bohaterki ani myślą pozbywać się tego wszystkiego, co w nich prowincjonalne. Począwszy od wyglądu, a skończywszy na sposobie bycia.
Efektem jest przezabawne zderzenie światów, w każdym odcinku przybierające nieco inne oblicze. Kulminacja tego absurdu ma miejsce w 6. odcinku, zawierającym cudowny spacer przez miasto z kozą. Zarówno sama ta scena, jak i jej daleko idące następstwa, to "Tak czy owak" w najlepszym, najbardziej absurdalnym wydaniu.
Tak czy owak, czyli dziewczyny w wielkim mieście
Jeśli odjąć odwieczny konflikt miasto kontra prowincja, hiszpańska komedia HBO Europe ma wiele cech wspólnych z "Dziewczynami" i wszelkimi ich następczyniami. Najbardziej chyba z "Broad City", bo tu też mamy dwie bliskie przyjaciółki, które żyją w wielkim mieście i na swój sposób kochają to miasto, jednocześnie wykonując najbardziej podłe prace, żeby związać koniec z końcem, odkrywając wszystko to, co miasto ma do zaoferowania, i najczęściej nie najgorzej się przy tym bawiąc.
W ich życiu szybko pojawia się Oli (Brays Efe, "Orígenes secretos"), modny chłopak, który ma wiele zalet i tylko jedną wadę: uwielbia chodzić nago po mieszkaniu, strasząc farbowanymi na wściekły róż włosami łonowymi. Co dla zamieszkującej z nim Belén na początku jest przeszkodą trudną do przełknięcia, ale koniec końców liczy się fajne mieszkanie i niski czynsz. Ot, normalne problemy młodych ludzi szukających współlokatorów w każdym większym mieście.
Tak czy owak ma wiele wspólnego z Broad City
Podczas gdy Belén, przedstawiająca się nieco na wyrost jako aktorka, desperacko poszukuje pracy, Hache nie może przeboleć rozstania z chłopakiem, który rzucił ją dla Chinki, przeżywa seksualne przygody z kolejnymi BoJackami Horsemanami (to już jest coś, co sami musicie zobaczyć) i uparcie szuka prawdziwej miłości. Obie dziewczyny są wyzwolone, prowadzą bez skrępowania rozmowy o seksie jak Abbi i Ilana z "Broad City" i niczego się nie wstydzą. Standard? I tak, i nie.
Różnicę czyni nietypowa sceneria, jak i same postacie głównych bohaterek, które z odcinka na odcinek (cały 10-odcinkowy sezon już dostępny na HBO GO), w miarę jak poznajemy ich rodziny i dowiadujemy się więcej o tym, czego chcą od życia, stają się coraz bardziej złożone i coraz łatwiejsze do polubienia. "Tak czy owak" to dużo emocji, ciepła i mocnych, żywych kolorów. To serial, który raczej by nie powstał, gdyby nie amerykańskie produkcje, które przetarły szlak dla takich dziewczyn jak Hache i Belén. Ale to też serial wyjątkowy dzięki temu, w jakim świecie się dzieje.
Tak czy owak — poznajcie hiszpańską Malasañę
No właśnie, Malasaña. Najbardziej hipsterska dzielnica Madrytu przybiera w "Tak czy owak" najróżniejsze oblicza, nie zawsze wytrzymując zderzenie z sarkastycznymi dziewuchami z prowincji, które nie zamierzają udawać kogoś, kim nie są. Fotografowanie jedzenia, sztuka z krwi menstruacyjnej i imprezy, gdzie chodzi się, żeby się pokazać, nie są rzeczami, które do nich przemawiają. Co nasze bohaterki oznajmiają głośno i dosadnie, wyśmiewając panujące wokół snobistyczne zwyczaje.
Z drugiej strony, "Tak czy owak" nie ma w sobie złośliwości, a element satyry to tutaj nie wszystko. Twórczyni serialu Manuela Burló Moreno ("Babski weekend"), która napisała scenariusz i wyreżyserowała całość, zadbała o równowagę pomiędzy ukazywaniem absurdów codzienności w takim miejscu jak Malasaña a snuciem opowieści o tym, jak dwie dziewczyny z małej mieściny znajdują nowy dom w wielkim mieście pośród ludzi podobnie pogubionych co one. Serialowy Madryt to dla jednych miejsce strzaskanych marzeń, a dla innych raj obiecany, miejsce, gdzie wreszcie mogą być sobą (tu wyróżnia się nie tylko Oli, ale też ojciec Hache).
Hipsterski chłopak marzący o karierze fotografa, młodzi artyści żyjący za pieniądze rodziców, babcia słuchająca na cały regulator Britney Spears, znajomy dziewczyn z pizzerii, siostra Hache, której marzy się tańczenie na rurze — wszyscy oni tworzą barwny tłum, pod koniec sezonu stający się czymś w rodzaju różnorodnej wielkomiejskiej rodziny. Tak, żyjącej w rzeczywistości przejaskrawionej momentami do granic surrealizmu, ale nie mniej prawdziwej niż nasze polskie wielkomiejskie rodziny, spędzające weekendy w Koszykach czy na Dolnych Młynów.
Europejskie seriale coraz ciekawsze, choć nierówne
O tym, czy Malasaña rzeczywiście wygląda tak jak w produkcji HBO, więcej mogą powiedzieć mieszkańcy Madrytu. Ale patrząc na "Tak czy owak" z mojej polskiej perspektywy, mogę tylko zazdrościć Hiszpanom, że mają takie seriale jak ten czy "Foodie Love". Podczas gdy w Polsce weszliśmy w etap kryminałów na przyzwoitym europejskim poziomie, reszta Europy sięga po odważniejsze i zarazem bliższe prawdziwemu życiu tematy niż "Kto zamordował lokalną wersję Laury Palmer?".
Nie zawsze wychodzi, nie wszystko jest idealne, ale warto na takie produkcje zerkać choćby po to, żeby przekonać się, jak wspaniały, niezwykły i różnorodny jest nasz świat. I na jak różne sposoby można opowiadać o rzeczach uniwersalnych, dotyczących nas wszystkich, bez względu na to, kim jesteśmy i gdzie mieszkamy.