Jim Parsons z "Teorii wielkiego podrywu" mówi, dlaczego nie chciał już dłużej być Sheldonem Cooperem
Marta Wawrzyn
12 sierpnia 2020, 14:03
"Teoria wielkiego podrywu" (Fot. CBS)
"Teoria wielkiego podrywu" zakończyła się po 12 sezonach, bo Jim Parsons nie chciał dalej grać w serialu. Teraz wyjaśnia, dlaczego podjął taką decyzję.
"Teoria wielkiego podrywu" zakończyła się po 12 sezonach, bo Jim Parsons nie chciał dalej grać w serialu. Teraz wyjaśnia, dlaczego podjął taką decyzję.
"Teoria wielkiego podrywu" zakończyła się w maju 2019 roku po 12 sezonach, choć mogła mieć więcej. Telewizja CBS chciała kontynuować serial, który wciąż miał świetną oglądalność, ale Jim Parsons powiedział: "dość!". Aktor wcielający się w postać Sheldona Coopera nie chciał podpisać kontraktu na dalsze serie, a bez niego kontynuacja nie miałaby sensu. Dlatego podjęto decyzję o zakończeniu sitcomu.
Jim Parsons o tym, czemu opuścił Teorię wielkiego podrywu
Jim Parsons, który był ostatnio gościem podcastu Davida Tennanta (via TV Guide), wyjaśnił, dlaczego po 12 latach zdecydował się opuścić serial.
— Nasze finalne kontrakty były na ostatnie dwa lata, ale nikt z nas nie wiedział, co to będzie oznaczać, kiedy je podpisywaliśmy. W głębi duszy miałem podejrzenie, że dla mnie to będzie na tyle, ale nigdy nie mów nigdy i kto wie. Byłem wykończony i zdenerwowany, bo jednocześnie życie jednego z naszych psów zbliżało się do końca — wspomina aktor lato 2018, tuż przed wejściem na plan 12. sezonu TBBT.
Parsons wtedy grał jednocześnie w sztuce w Nowym Jorku i pamięta, że bał się, że jego pies umrze, kiedy on będzie w pracy. W końcu podjęli z mężem decyzję o uśpieniu zwierzaka. Kilka dni później aktor poślizgnął się na scenie i złamał stopę.
— To był najstraszniejszy moment przez kilka następnych dni, bo nic nie wiedziałem — czułem się, jakbym był na skraju urwiska, balansowałem i zobaczyłem coś naprawdę mrocznego na dole, pomiędzy śmiercią psa i tym, że nie wiedziałem, co oni by zrobili, gdybym nie wrócił grać dalej w sztuce — opowiada.
Ostatecznie Parsons wrócił do teatru i grał dalej mimo kontuzji, ale wciąż czuł, że musi coś zmienić z życiu. Zaczęły go dręczyć myśli o śmierci ojca, który odszedł w wieku 52 lat. Aktor zdał sobie sprawę, że pod koniec 12. sezonu "Teorii wielkiego podrywu" będzie mieć 46 lat. To wszystko razem złożyło się na decyzję o zakończeniu przygody z serialem.
— Miałem ten moment olśnienia, kiedy sobie pomyślałem, że jestem szczęściarzem, bo udało mi się na wiele sposobów. I zacząłem myśleć: "Przestań przekraczać prędkość. Wykorzystaj ten czas i rozejrzyj się dookoła". I to zrobiłem. Pomyślałem, że muszę wykonać ruch. I to właśnie powiedziałem Chuckowi Lorre'owi i Steve'owi Molaro, kiedy z nimi rozmawiałem po powrocie do pracy. Powiedziałem im: "Gdybyście mi powiedzieli, że tak jak mój ojciec mam jeszcze sześć lat życia, myślę, że są inne rzeczy, których chciałbym spróbować" — kończy Parsons.
Ostatnio Jima Parsonsa oglądaliśmy w serialu "Hollywood" Netfliksa, za który dostał nominację do nagrody Emmy. Z kolei w przyszłym sezonie FOX pokaże komedię "Call Me Kat", którą aktor produkuje wraz z grającą w niej główną rolę Mayim Bialik.