Emilia Clarke mówi, że na planie "Gry o tron" nie było równości. Aktorzy mieli więcej udogodnień niż aktorki
Magdalena Miler
1 września 2020, 14:03
"Gra o tron" (Fot. HBO)
Panowie na planie "Gry o tron" mieli lepiej niż panie. Emilia Clarke opowiada o specyficznych systemach chłodzących, które pomagały przetrwać aktorom upały, a których nie miały panie.
Panowie na planie "Gry o tron" mieli lepiej niż panie. Emilia Clarke opowiada o specyficznych systemach chłodzących, które pomagały przetrwać aktorom upały, a których nie miały panie.
Emilia Clarke, znana fanom "Gry o tron" jako Daenerys Targaryen, nie po raz pierwszy narzeka na kostiumy, w których musiała występować na planie serialu. Gorsety, w których grała, były dosłownie zszywane na niej. Na zdecydowane większy poziom komfortu mogli pozwolić sobie ci, co przywdziali czerń i mamucie futerko.
Gra o tron: Emilia Clarke o nierówności na planie
Aktorzy z Północny i Straży Nocnej odwiedzający gorące kraje nie musieli cierpieć katuszy tak, jak panie. Gdy one dusiły się w gorsetach i walczyły z upałem, ich stroje chłodziły ciała. Jak? Za sprawą specjalnych systemów chłodzących.
— Kiedy kręciliśmy w gorących krajach, oni mieli na sobie chłodzące systemy — pompę i mały generator podłączone do kostiumów. Używali ich do pompowania zimnej wody do rurek i chłodzenia. Mieli pod spodem ten dziwny system chłodzenia — mówi aktorka.
Paniom takich udogodnień nie proponował nikt. Możliwe, że nie było na nie miejsca pod ciasnymi sukniami.
— Dziewczynom na to nie pozwalali. Wszystko, co mogłam zrobić, to podnieść tył mojej peruki, co i tak było zbyt trudne, mając ją na głowie. Nikt nie zrobi ci zimnych okładów, musisz nałożyć je sobie sama — dodaje.
Choć od finału "Gry o tron" upłynął już ponad rok, serial ciągle budzi kontrowersje, a jakość ostatnich odcinków nie została zapomniana ich twórcom. Charles Dance, czyli serialowy Tywin Lannister, wyznał niedawno, że sam podpisałby petycję o remake ostatniego sezonu.