"Wychowane przez wilki" to fantastyczne widowisko z fabułą w tle – recenzja serialu science fiction HBO Max
Mateusz Piesowicz
3 września 2020, 18:44
"Wychowane przez wilki" (Fot. HBO Max)
Czy androidy śnią o ludzkich dzieciach? W serialu, którego pierwsze odcinki wyreżyserował Ridley Scott, nie muszą, bo same je wychowują. A to tylko początek bardziej złożonej historii.
Czy androidy śnią o ludzkich dzieciach? W serialu, którego pierwsze odcinki wyreżyserował Ridley Scott, nie muszą, bo same je wychowują. A to tylko początek bardziej złożonej historii.
Jeśli ktoś taki jak twórca m.in. "Obcego", "Łowcy androidów", czy z czasów bardziej współczesnych, "Marsjanina", podejmuje się reżyserii serialu, to zdecydowanie można mówić o wydarzeniu. Nawet jeśli wielkie nazwiska w telewizji to dziś już nic szczególnego, a sam Ridley Scott w roli producenta pojawia się na małym ekranie regularnie. Reżyserski stołek to jednak zupełnie inna bajka, której smaku nadawał dodatkowo fakt, że "Wychowane przez wilki" wydawały się idealnie pasować do upodobań brytyjskiego filmowca. Pewny hit?
Wychowane przez wilki – Ridley Scott za kamerą
Po obejrzeniu trzech pierwszych odcinków byłbym raczej ostrożny z wydawaniem tak zdecydowanych opinii, skłaniając się ku temu, że o ile duże nazwisko pewnie wielu do serialu przyciągnie, to już niekoniecznie wszystkich przy nim zatrzyma. Ale bynajmniej nie dlatego, że Scott po dwóch godzinach oddaje pałeczkę innym (w tym m.in. swojemu synowi Luke'owi). Raczej ze względu na specyfikę wyreżyserowanego przez niego widowiska – science fiction, które nie idzie na żadne kompromisy względem mniej zapalonych fanów gatunku.
Co to dokładnie oznacza? Przede wszystkim pewną prostotę scenariuszową, na którą postawił twórca i showrunner Aaron Guzikowski, i którą widać od samego początku serialu. Ten zabiera nas w odległą o sto lat przyszłość na przypominającą ponure pustkowie planetę Kepler-22b. Niezbyt gościnne miejsce jest mimo wszystko możliwe do zasiedlenia, co też ludzkość planuje zrobić, bo Ziemia już się do tego nie nadaje. To z powodu wyniszczającej wojny pomiędzy ortodoksyjnymi wyznawcami religii, a technokratycznymi ateistami.
Jej szczegóły jednak na razie zostawiamy, skupiając się na parze androidów, Matce (Amanda Collin) i Ojcu (Abubakar Salim), którzy trafili na obcą planetę, by wychować tam nowe pokolenie ludzi. Wychodzi im to z różnym skutkiem, widzów prowokując do rozważań na temat człowieczeństwa i rodzicielstwa, co jednak nie jest jedynym wiodącym motywem. Szybko dołącza stary dobry konflikt wiary z nauką, przybierający bardzo dosłowny kształt, gdy nasi bohaterowie stykają się z ludźmi – przybyłymi w kosmicznej arce fundamentalistami nieprzypadkowo przypominającymi wyglądem krzyżowców.
Wychowane przez wilki – fantastyka z fabułą w tle
Brzmi to dość skomplikowanie, ale w rzeczywistości wiele do rozszyfrowywania tu nie ma i już od 2. odcinka sprawy zaczną się układać w całość. Fabularnie "Wychowane przez wilki" nie przypominają bowiem układanki, a bardziej stelaż ze standardowymi gatunkowymi tematami, które chciał zawrzeć w serialu jego twórca. A jak je lepiej zaprezentować, niż wymyślając ich prostą ilustrację? Okraszoną oczywiście kilkoma tajemnicami i twistami, ale czy na tyle wciągającymi, by przymknąć oko na pobieżnie naszkicowane postaci czy sztucznie brzmiące dialogi? Oj, chyba nie, choć zostawiam pewien margines na kolejne odcinki.
Wad serialu nikt jednak ukryć nie próbuje, podkreślając, że historia jako taka odgrywa tu w gruncie rzeczy drugoplanową rolę. Znacznie istotniejsze są główne motywy, czyli wspomniany wcześniej konflikt oraz różne oblicza rodzicielstwa, którymi twórcy udaje się w miarę sprawnie żonglować, nie zapuszczając się przy tym zbyt daleko na tereny niekoniecznie przystępne dla niedzielnego widza. Niby więc wszystko było eksplorowane przez fantastykę już wielokrotnie, ale podane w świeżej otoczce wciąż potrafi przykuć uwagę. Nawet wtedy, gdy fabuła z czasem odkrywa lekko rozczarowujące karty, tuszując braki wizualną ucztą.
Inna sprawa, że te mogą bardzo szybko zniechęcić część widzów – zwłaszcza tych, którzy spodziewali się więcej po warstwie fabularnej. Dobra informacja jest taka, że nie będziecie musieli długo czekać, by przekonać się, czy "Wychowane przez wilki" to serial dla was, czy jednak nie. Już premierowy odcinek wytacza ciężkie armaty, potrafiąc w mgnieniu oka przejść z banalnej, ale jednak rozprawki filozoficznej do efektownej krwawej jatki i z powrotem. Subtelności nie ma w tym wprawdzie za grosz, za to łatwo zorientujecie się, z jakiego rodzaju historią macie do czynienia i czego się po niej spodziewać.
Wychowane przez wilki, czyli widowisko sci-fi
A tym w pierwszym rzędzie jest oczywiście wizualny spektakl, za który oprócz Scotta odpowiada jego stały współpracownik Dariusz Wolski. Niewielu jest twórców, którzy potrafią z równie dużą swobodą, co ten duet reżysersko-operatorski, tchnąć życie w sztucznie wykreowany przez CGI świat. Tu panowie dokonują wręcz niemożliwego, sprawiając, że nawet jałowa przestrzeń Kepler-22b oraz pogrążona w nieustannej szarości serialowa rzeczywistość nabierają imponującego charakteru.
Przy okazji warto podkreślić, że "Wychowane przez wilki" to serial, który nie tylko świetnie wygląda, ale też równie znakomicie brzmi. Muszę przyznać, że oprawa dźwiękowa (nie mam na myśli tylko muzyki) zrobiła na mnie chyba jeszcze większe wrażenie od wizualnej, niekiedy "grając" na emocjach znacznie lepiej niż fabuła. A może wręcz były to jedyne momenty, gdy serialowi się ta trudna sztuka udawała.
Bo nie ma niestety co ukrywać, że to nie fabularna płytkość czy stawianie mało odkrywczych tez są największymi problemami produkcji HBO Max. Na te można przymknąć oko, szczególnie nie oczekując od serialu nie wiadomo czego. Kompletne wypranie z uczuć wybaczyć jednak trudniej. Jasne, często jest to uzasadnione (w końcu to historia w dużej mierze o androidach), ale im dalej w sezon, tym wyraźniej widać, że twórcom zależy, by nieco ją ożywić. Próby uczynienia tego za sprawą grupy dzieci oraz pary ludzi – Marcusa (Travis Fimmel) i Sue (Niamh Algar) – spalają jednak na panewce.
I tak okazuje się, że pomimo stopniowego rozbudowywania fabuły, najciekawiej jest wciąż z tą samą parą bohaterów, z którą zaczynaliśmy. Matka i Ojciec wpisują się w szereg przedstawicieli ekranowej sztucznej inteligencji, którzy ewoluowali poza wyznaczone ramy, nie wyróżniając się może na tle konkurencji, ale też nie obniżając poziomu i budując ciekawą relację z dziećmi oraz sobą nawzajem. A dodając do tego zwłaszcza kreację Amandy Collin balansującej gdzieś na granicy rodzinnego dramatu i horroru oraz szczyptę nieoczekiwanego humoru ze strony jej partnera, otrzymamy jedną z największych zalet serialu.
Czy warto oglądać serial Wychowane przez wilki?
Tych natomiast wbrew pozorom nie brakuje, choć z pewnością "Wychowane przez wilki" docenią bardziej widzowie, którzy dobrze czują się w klimatach science fiction, nie oczekując przy tym czegoś przesadnie oryginalnego i odważnego. Serial Guzikowskiego niekiedy wprawdzie się o takie tematy ociera, zwykle jednak szybko wracając do standardowego podejścia. O ile więc satysfakcjonują was "odkrycia" w stylu, że każdy rodzaj fanatyzmu jest zły, to nie będziecie mieli powodów do narzekań.
A jeśli liczycie na coś więcej? Cóż, wciąż zostaje siedem odcinków do końca, więc można mieć nadzieję, że jeszcze do tego dojdziemy. W przeciwnym razie zostanie wspomnienie serialu, który prostymi (zwykle aż za bardzo) środkami próbował dodać coś od siebie w relacji fantastyki z humanizmem, ale tak naprawdę tylko powtórzył i ładnie opakował dobrze znane tezy. Zachwycać się nimi trudno, lecz sprawności odmówić im nie można.