"Plotkara" (5×24): Kiepski finał mizernego sezonu
Marcela Szych
16 maja 2012, 18:29
"The Return of the Ring" był dobrym zwieńczeniem 5. sezonu "Gossip Girl". Tak samo męczącym i niedorzecznym jak wszystkie poprzednie jego odcinki.
"The Return of the Ring" był dobrym zwieńczeniem 5. sezonu "Gossip Girl". Tak samo męczącym i niedorzecznym jak wszystkie poprzednie jego odcinki.
Właściwie to nie wiem, od czego zacząć i jak podsumować cały 5. sezon "Plotkary". Mimo wszystko, dotąd nie mieliśmy w serialu takiego natężenia absurdów.
Rozprawię się najpierw z Blair. Jest to właściwie najfajniejsza postać w serialu. Cięte riposty, poczucie humoru i horrendalna pewność siebie czynią z niej niezwykle barwną osóbkę. Jednak nonsensowność wszystkiego, co zdarzyło się w ciągu roku w jej otoczeniu, jest co najmniej zaskakująca. Można by jeszcze przełknąć historię z ciążą, księciem i porzuceniem go na rzecz Chucka. Pytam jednakowoż, jak scenarzyści wpadli na pomysł "zeswatania" Blair z Danem? Zdaję sobie sprawę, że już dawno zapoznano nas z algorytmem "każdy z każdym" (według niego tworzą się związki w Plotkarze), jednak ta para było totalnym zaskoczeniem. A także niewypałem, czy ktokolwiek kibicował DAIR? Zniknęła magia miłości Chucka i Blair, a ja nawet nie wiem, jak to się stało, że królewna Manhattanu przestała nagle szaleć za naczelnym złym chłopcem. Oczywiście tylko na moment, bo w finale wszystko wróciło na zwykłe tory, tyle że teraz to Blair jest stroną zabiegającą.
Serena w tym sezonie przybrała nagle oblicze knującego, samotnego dziewczęcia. Była, jak zwykle, wiecznie niezadowolona, a dodatkowo ponura (obie cechy potrafi doskonale zobrazować swym popisowym grymasem). Zabieg z uczynieniem jej tytułową Plotkarą był – w mojej opinii – koszmarnie nieudany. Uwiedzenie Dana w finałowym odcinku miało być konsekwencją jej wyalienowania i nieuleczalnego uczucia do Samotnego Chłopca. To jeszcze można zaakceptować, ale nagły zwrot ku kokainie i wyzuty z emocji "romans" w pociągu… Rozumiem, że miał być to szokujący akcent, zmuszający nas do czekania w napięciu na kolejny sezon. No, nie udało się.
Dodatkowo, cały sezon obfitował w motywy, których nie powstydziłaby się "Moda na sukces". Zaginiona kuzynka okazuje się być przyrodnią siostrą. Wuj wydaje się być ojcem. Prawdziwy ojciec powstaje z martwych. Żona ma dwóch mężów, musi wybrać więc wybiera tego, który odnalazł się po latach. Wcześniej, rzecz jasna udowadniano nam, że nigdy go nie kochała.
Nie akceptuję tego, co zrobiono z "Plotkarą". Przyciągnęła mnie Kristen Bell jako narratorka i często pokazywane nowojorskie ulice. Pierwsze sezony były miłe, młodzieżowo rozrywkowe. Potem nagle, dzieciaki stały się w pełni dojrzałymi ludźmi. Nie wiem, jak to się stało, że żaden z bohaterów już nie studiuje. Nawet hiperambitna Blair i intelektualista Dan zrezygnowali z tej możliwości.
Ale najbardziej kuriozalny jest przypadek Nate'a, lekkoducha, którego wcześniej charakteryzowały ładna buzia i zamiłowanie do trawki. Nagle, ni z tego, ni z owego stanął na czele głośnego magazynu i w dodatku wspaniale sobie radzi w nowej roli, dojrzałego i statecznego mężczyzny. Wspaniale zapowiada się też kariera Blair, której mama, bez mrugnięcia okiem, postanowiła przekazać rodzinną firmę. Blair nie posiada w tym zakresie doświadczenia, ale w świecie "Gossip Girl" takie szczegóły nie stanowią problemu.
Ogółem, dzieciaki szybko i bezboleśnie przeskoczyły do świata dorosłych. Mają teraz te same problemy co ich rodzice, a to sprawia, że jest nudno i nijako.
Zupełnie nie żałuję, że skończył się ten sezon ani tego, że kolejny, finałowy będzie mieć tylko kilkanaście odcinków. Zrozumiałe jest, że scenarzystom kończą się pomysły i ilość możliwych konfiguracji miłosnych. Nie było jeszcze chyba jedynie homoseksualnego związku S i B. Ale właściwie, wszystko przed nami, w końcu te kilkanaście odcinków też trzeba będzie czymś zapełnić.