Nasz top 10: Najlepsze seriale sierpnia 2020 roku
Redakcja
10 września 2020, 18:00
"Kraina Lovecrafta" (Fot. HBO)
Sierpień to czas serialowych pustek w ramówkach, ale też premiery "Krainy Lovecrafta" czy finału "Perry'ego Masona". Wybraliśmy najlepszą dziesiątkę seriali tego miesiąca.
Sierpień to czas serialowych pustek w ramówkach, ale też premiery "Krainy Lovecrafta" czy finału "Perry'ego Masona". Wybraliśmy najlepszą dziesiątkę seriali tego miesiąca.
10. Wszystko, co lśni (nowość na liście)
Kostiumowy dramat od BBC, osadzony w realiach XIX-wiecznej Nowej Zelandii. Tyle wystarcza, by "Wszystko, co lśni" przykuło naszą uwagę, a gdy do powyższych faktów dodamy jeszcze Evę Green w jednej z głównych ról i scenariusz na podstawie bestsellerowej powieści Eleanor Catton (którą sama autorka okroiła do potrzeb telewizji), otrzymamy tytuł wyglądający na jedną z ciekawszych premier miesiąca.
Ostatnie miejsce w dziesiątce może jednak świadczyć o tym, że coś poszło nie do końca tak, jak się spodziewaliśmy i jest w tym trochę prawdy. Bo choć "Wszystko, co lśni" broni się na tyle, by zostać docenione w okresie serialowej posuchy, przy mocniejszej konkurencji raczej do rankingu by się nie załapało. Co nie znaczy, że nie warto tej produkcji docenić.
Szczególnie jeśli lubicie historie z nutą tajemnicy, bo tych w opowieści o losach niejakiej Anny Wetherell (Eve Hewson) nie brakuje. Podążając śladami młodej kobiety, która przybywa do Nowej Zelandii przyciągnięta panującą tam gorączką złota, dostajemy więc nie tylko standardowy dramat i obowiązkowy romans, ale też mroczną zagadkę i szczyptę fantazji. A to wszystko ułożone w dość skomplikowaną, rozciągniętą na różnych płaszczyznach czasowych układankę.
Nie zawsze odpowiednio wyjaśnione zawiłości scenariusza mogą wprawdzie utrudnić czerpanie z seansu stuprocentowej przyjemności, ale obniżając nieco wymagania, da się ze "Wszystkim, co lśni" polubić. Koniec końców to wciągająca historia, która zgrabnie łącząc kilka konwencji, potrafi zrobić użytek ze swoich największych atutów – nieważne, czy uznacie za takie nowozelandzkie krajobrazy, czy Evę Green, od której trudno oderwać wzrok. [Mateusz Piesowicz]
Wszystko, co lśni jest dostępne na Canal+
9. Tak czy owak (nowość na liście)
To jedno z milszych zaskoczeń tegorocznych wakacji. Serial HBO Europe mógł okazać się ciężkostrawnym, przerysowanym kiczem, tymczasem cała jego krzykliwość i pewna dosadność (może z wyjątkiem pojedynczych mniej udanych żartów) działa tu na plus. "Tak czy owak" okazało się europejskim, jeszcze mniej bezpruderyjnym wariantem historii w rodzaju "Broad City", a bohaterki tej hiszpańskiej komedii szybko nas do siebie przekonały.
Hache (Marta Martín) i Belén (Saida Benzal) nie przepraszają, że żyją. Czerpiąc siłę z odnowionej po przerwie przyjaźni, korzystają z życia w wielkim mieście. Może i zawodowe marzenia, delikatnie mówiąc, nie do końca się spełniają, a sercowe i seksualne perypetie to raczej materiał na tragedię lub wysyłkowy katalog toksycznych partnerów, jednak "Tak czy owak" jest zabawnym, pełnym optymizmu spojrzeniem na codzienność uroczych, ale niepozbawionych wad dziewczyn.
Do tego dodać należy prześmieszny wątek mieszkania w najbardziej hipsterskiej dzielnicy Madrytu. Dziewczyny pochodzące z prowincjonalnego miasteczka Parla, do którego zresztą często zaglądają, nie dają się zwariować absurdalnym modom i hipokryzji Malasañii. Ale twarde stąpanie po ziemi i tak nie uchroni Hache i Belén przed zostaniem lokalnymi ikonami stylu. Wystarczy przecież mieć odpowiedni rysunek na gipsie. Albo całkiem przypadkiem przeparadować przez dzielnicę… z kozą.
"Tak czy owak" nie jest idealne, zdarzają się słabsze momenty, fabuła zdaje się czasem nieco powtarzalna jak na tak krótki sezon. Jednak można śmiać się głośno przy niektórych pomysłach scenarzystów, a także docenić surrealistyczne wstawki, wyobraźnię i brak zahamowań twórczyni serialu, Manueli Burló Moreno. A przy tym warto gorąco kibicować dziewczynom, żeby uwolnione od przewijających się przez ich życie "popaprańców" powoli osiągały to, co sobie założyły. [Kamila Czaja]
Tak czy owak jest dostępne na HBO GO
8. Doom Patrol (spadek z 4. miejsca)
Czy jeden odcinek może wystarczyć, by załapać się do zestawienia najlepszych w miesiącu? Pewnie, że tak. A co jeśli ten odcinek jest przedwczesnym finałem i na każdym kroku widać, że do konkluzji brakuje mu jeszcze jednej godziny? Wtedy też, choć przy jego opisywaniu trudno będzie ukryć uczucie lekkiego niedosytu.
Takie bowiem towarzyszyło mi w trakcie oglądania przedwczesnego finału 2. sezonu "Doom Patrol", który mimo licznych zalet, nie zdołał sprawić, że zapomniałem o niefortunnych okolicznościach. Te, związane oczywiście z koniecznością przerwania produkcji przez pandemię, ograbiły nas z właściwego zakończenia, zostawiając za to z cliffhangerami i perspektywą długiego czekania na odpowiedzi.
Co będzie z kolei o tyle trudne, że zarówno zagadka Mirandy, jak i starcie Dorothy z Candlemakerem urwały się w kluczowych momentach. Pozbawieni perspektyw na szybkie poznanie wyjaśnień, możemy się jednak pocieszać, że przynajmniej prowadzące do nich wydarzenia dostarczyły masę atrakcji. Nawet jak na standardy "Doom Patrol", bo przecież nie zawsze trafia się możliwość obejrzenia starcia Robotmana z Jezusem, prawda?
Z tego punktu widzenia "Wax Patrol" wygląda więc zdecydowanie lepiej, czyniąc starcia bohaterów z ich wymyślonymi przyjaciółmi czy historię (prawdziwej) Mirandy kolejnymi wyrazistymi punktami w pełnym ich sezonie. Szkoda, że urwanym w taki sposób, ale mimo wszystko tak odlotowym, że nie mogliśmy sobie odmówić, by jeszcze raz go nie docenić. [Mateusz Piesowicz]
Doom Patrol jest dostępny na HBO GO
7. Rita (nowość na liście)
"Rita" wróciła po raz ostatni, przynajmniej w oryginalnej duńskiej wersji z Mille Dinesen w roli głównej (Showtime tworzy teraz remake z Leną Headey). I było to godne pożegnanie jednego z najlepszych europejskich komediodramatów.
Tytułowa bohaterka wraz ze swoją przyjaciółką Hjørdis (Lise Baastrup) prowadzą teraz szkołę w jej dawnym domu. W życiu jednej i drugiej pojawia się chaos, losy szkoły w pewnym momencie zaczynają wisieć na włosku, a fabuła zaczyna skręcać w równie mrocznym kierunku co w poprzedniej serii. Ostatecznie jednak jest to znacznie bardziej wyważony i nie aż tak pokręcony sezon, choć nie brakuje w nim tragedii. Wielu dawno niewidzianych bohaterów dostaje szansę pożegnać się z widzami, a Jeppe (Nikolaj Groth), syn Rity, często wręcz jest na pierwszym planie.
Nie zdradzając wszystkiego (zakładam, że wielu z was "Rity" nie widziało i być może zechce ją teraz nadrobić), mogę powiedzieć, że to naprawdę niezły pożegnalny sezon, nawet jeśli nie wszystkie wątki są równe. "Rita" zawsze potrafiła łączyć komedię z osobistymi dramatami bohaterów i komentarzem w kwestiach społecznych. Tym razem też to robi nie raz i nie dwa, prowadząc w finale do jedynej konkluzji, jaką ten serial mógł się zakończyć. I dając nam cudowny ostatni moment z najbardziej nietypową nauczycielką, jaką telewizja wymyśliła. [Marta Wawrzyn]
Rita jest dostępna na Netfliksie
6. Unbreakable Kimmy Schmidt: Kimmy kontra Wielebny (powrót na listę)
Gdy wydawało się, że już całkiem pożegnaliśmy szalony świat Kimmy Schmidt optymistycznym, chociaż może nieco przedwczesnym finałem, okazało się, że Tina Fey i Robert Carlock nie powiedzieli ostatniego słowa. I chociaż pewnie wolelibyśmy nowe sezony zamiast jednego interaktywnego filmu, to formuła, w której widz może wybierać różne opcje, sprawdziła się tym wypadku nadspodziewanie dobrze.
Przyjemność związana z "Kimmy kontra Wielebny" wynika przede wszystkim z tego, że twórcy bawią się interaktywnością na własnych warunkach, niejako wymuszając szczęśliwe lub chociaż względnie szczęśliwe rozwiązania, a przy tym nie unikając charakterystycznego dla serialu czarnego humoru. To wszak nadal opowieść o porwanej przez psychopatę kobiecie, która lata spędziła w bunkrze – ale nie straciła pozytywnego nastawienia do świata.
Pewne wątki drugoplanowe trochę tracą na interaktywnej formule, ale i tak można się przy "Kimmy kontra Wielebny" głośno pośmiać, bo stała ekipa drugoplanowa złożona z Titusa (Tituss Burgess), Jacqueline (Jane Krakowski) i Lilian (Carol Kane) trzyma formę. A Kimmy (Ellie Kemper) za swoją niezachwianą wiarę w ludzi nagrodzona zostaje, dosłownie, księciem, w którego wciela się Daniel Radcliffe, imponująco odnajdujący się w tym całym kolorowym szaleństwie.
Ostateczne potyczka Kimmy z Wielebnym (kradnący wszystkie sceny Jon Hamm!) to masa dobrej zabawy, dowcipów podanych wprost lub poukrywanych w różnych scenariuszach wydarzeń, nieodłączna dawka satyry na męski szowinizm i "problemy" najbardziej uprzywilejowanych. A do tego podane w rozbrajającej i niemoralizatorskiej formie wezwanie do altruizmu i pogody ducha. Pewnie moglibyśmy żyć bez tego dodatku do wcześniejszych sezonów "Unbreakable Kimmy Schmidt", ale byłoby to życie znaczne smutniejsze. [Kamila Czaja]
Unbreakable Kimmy Schmidt jest na Netfliksie
5. Dirty John: Betty Broderick (nowość na liście)
"Dirty John" na liście najlepszych seriali miesiąca, i to jeszcze tak wysoko? Tak, bo 2. sezon, opowiadający historię Betty Broderick, choć niepozbawiony wad, nie ma wiele wspólnego z kiczem z 1. serii. Poza tytułem, który pewnie wypadało po prostu zmienić. Na tym jednak koniec czepialstwa, bo "Dirty John: Betty Broderick" to kawał mocnej historii wychodzącej daleko poza swoje tabloidowe DNA.
Serial opowiada historię małżeństwa Dana (Christian Slater) i Betty (Amanda Peet) Brodericków, od początków słodkiego romansu w latach 60. do rozwodu, a dokładniej porzucenia żony i matki jego czwórki dzieci przez Dana, oraz podwójnego morderstwa w 1989 roku. Tą, która zabija, jest właśnie Betty, żona idealna doprowadzona przez socjopatycznego męża na skraj rozpaczy i szaleństwa.
"Dirty John: Betty Broderick" to szczegółowa wiwisekcja sytuacji bez wyjścia, w jakiej znalazła się tytułowa bohaterka — oraz wiele kobiet przed nią i po niej. Znakomita Amanda Peet tworzy wielowymiarowy portret "kobiety wzgardzonej", sprawiając, że współczucie dla niej przychodzi niejako automatycznie, podobnie jak późniejsze otrzeźwienie. Serial ma sporo zalet już na poziomie scenariusza, na czele z tym, że historia Betty Broderick okazuje się dużo bardziej niejednoznaczna, niż mogłoby się wydawać. Ale przede wszystkim warto go obejrzeć dla fenomenalnej roli Peet, zdecydowanie jednej z najlepszych w jej karierze. [Marta Wawrzyn]
Dirty John: Betty Broderick jest na Netfliksie
4. Ted Lasso (nowość na liście)
Coś z gatunku mała rzecz, a cieszy. I to cieszy do tego stopnia, że prawie trafia na podium miesiąca. "Ted Lasso" platformy Apple TV+ to niby zwykła komedia sportowa. Angielski klub piłkarski, do którego trafia trener futbolu amerykańskiego, intrygi właścicielki, która z zemsty chce pogrążyć drużynę, powolne budowanie przekonania zespołu do nowych porządków. W zbliżonych wariantach widzieliśmy to już parę razy. Na dodatek skecze "Saturday Night Live" nie wydają się godną zaufania podstawą dla pełnowymiarowego serialu.
Jednak "Ted Lasso" ma tyle wyjątkowego uroku, że o banalnym fabularnym punkcie wyjścia zapomina się błyskawicznie. Grany przez Jasona Sudeikisa tytułowy bohater podbija serca nie tylko sceptycznych na początku współpracowników i kibiców, ale także widzów. Jego uparty optymizm wbrew pozorom nie męczy, nie irytuje, tylko sprawia, że na kolejne cotygodniowe odcinki czeka się jak na zbawienie. Lub przynajmniej zbawienną dawkę ciepła i humoru.
Rzadko też zdarza się, by sitcom tak szybko, właściwie od razu miał równie zgraną i zapadającą w pamięć ekipę na drugim planie. Zarówno właścicielka klubu, Rebecca (Hannah Waddingham), jak i podstawowi gracze, zwłaszcza Roy (Brett Goldstein) i Jamie (Phil Dunster), to od razu zaskakująco ukształtowane postacie, sprawiające wrażenie, że są na naszych ekranach od dawna. Do tego między innymi ekscentryczny drugi trener (Brendan Hunt), niesprowadzalna do stereotypowej celebrytki Keeley (Juno Temple). A wszyscy razem z znakomitym komediowym wyczuciem i imponującą ekranową chemią.
Nie trzeba się znać na piłce nożnej (zresztą tu nawet trener się na niej nie zna), żeby się "Tedem Lasso" zachwycić. Już pierwsze trzy odcinki sygnalizowały, że mamy do czynienia z jedną z najmilszych serialowych przygód ostatnich lat, a kolejne sierpniowe odsłony, dotyczące gali oraz pierwszego wygranego meczu, potwierdziły pierwsze wrażenie. Obowiązkowy seans dla wszystkich, którzy chcą chociaż przez chwilę poczuć się lepiej w nie najlepszych czasach. [Kamila Czaja]
Ted Lasso — nowe odcinki w piątki na Apple TV+
3. Mogę cię zniszczyć (spadek z 2. miejsca)
Przez wszystkie trzy miesiące emisji serial Michaeli Coel trafiał u nas na podium, ale też trudno się dziwić, bo to jedna z ciekawszych produkcji ostatnich lat. Zaledwie dwanaście półgodzinnych odcinków pozwoliło twórczyni "Mogę cię zniszczyć" na opowiedzenie historii, która przy mniej kreatywnym podejściu mogła stać się "zaledwie" kolejnym – potrzebnym, ale nie jakoś szczególnie wyjątkowym – interwencyjnym głosem w kwestii przemocy seksualnej. Tymczasem okazała się czymś innym.
Przedstawiając losy Belli, pokazano wprawdzie, co dzieje się z ofiarą gwałtu, prześledzono etapy terapii, postęp i regres, różne możliwe reakcje na traumę. Równocześnie jednak Coel zaproponowała szersze spojrzenie, czyniąc z "Mogę cię zniszczyć" serial o grupie młodych ludzi, którzy próbują w wielkomiejskim i internetowym zgiełku zrozumieć swoją tożsamość i seksualność oraz wyczuć tak płynne granice, których nie należy przekraczać w kontaktach z innymi.
Sierpniowe odcinki to kolejny krok na tej drodze, a równocześnie rozbudowanie perspektywy o dzieciństwo głównej bohaterki i jej relację z rodzicami. Poza tym oglądaliśmy choćby zmierzenie się Terry z jej naiwnymi przekonaniami na temat "przygody" z Włoch, a Kwame dojrzewał stopniowo do intymności w relacjach z partnerami. Drugoplanowe postacie miała tu swoją historię przebijającą się przez wątek głównej bohaterki – skupionej na sobie i bardzo dalekiej od hagiograficznego wizerunku ofiary.
W ostatnich odcinkach mocniej doszła też do głosu kwestia pisania i jego roli w radzeniu sobie z traumą. Zaskakujące rozwiązanie wątku Zaina, nadania historii Belli struktury powieściowej narracji i wyjątkowy finał, w którym oglądaliśmy możliwe scenariusze konfrontacji z gwałcicielem – literatura staje się dla bohaterki szansą uporządkowania przeżytego koszmaru i wzięcia spraw w swojej ręce. Tylko i aż na piśmie.
Przemieszanie trafnych pokoleniowych obserwacji, brutalności tego, co spotyka bohaterów, momentów zabawy w gronie przyjaciół oraz wykorzystania formalnych eksperymentów sprawia, że "Mogę cię zniszczyć" trudno wyrzucić z pamięcią, a oglądanie tego serialu to doświadczenie wymagające, ale satysfakcjonujące. [Kamila Czaja]
Mogę cię zniszczyć jest dostępne na HBO GO
2. Perry Mason (spadek z 1. miejsca)
Przed miesiącem na samym szczycie, tym razem stopień niżej, a to wciąż wydaje się jednak trochę za wysoko. Ale pomijając okoliczności, które bardzo sprzyjały serialowi HBO, nie można mu odmówić, że zdołał zachować bardzo dobry poziom do samego końca – zamówienie 2. sezonu (którego początkowo miało nie być) jest tego najlepszym potwierdzeniem.
Podobnie zresztą jak dwa ostatnie, przypadające na sierpień odcinki, w których zobaczyliśmy zarówno ostateczne wyjaśnienie sprawy morderstwa małego Charliego, jak i finisz pierwszego sądowego starcia tytułowego bohatera. O dziwo tylko w pewnym sensie zwycięskiego, co najlepiej pokazuje, jak bardzo ten "Perry Mason" chciał oderwać się od klasycznej postaci, na czym ostatecznie naprawdę nieźle wyszedł.
Uciekając od prostych proceduralnych schematów, twórcom udało się więc opowiedzieć wciągającą, ale przede wszystkim niejednoznaczną historię, w której próżno szukać łatwych odpowiedzi. Było w niej za to mnóstwo wątpliwości i odcieni moralnej szarości, które pozwoliły nam skupić się nie na zagadce kryminalnej i kończącym ją procesie, lecz na wszystkich uczestnikach tego zamieszania i towarzyszących im emocjom.
A trzeba przyznać, że serialowi bohaterowie, na czele oczywiście z Perrym, stanowili fascynujący zestaw, który w połączeniu z bez wyjątku znakomitymi kreacjami aktorskimi, oglądało się co tydzień z ogromną przyjemnością. Pewnie nawet większą, niż dawało śledzenie towarzyszącej im historii, co jednak można serialowi wybaczyć, zwłaszcza że wyłożył bardzo solidne fundamenty pod kontynuację. Nic tylko jej wyczekiwać, licząc, że twórcy nie zejdą z obranej ścieżki. [Mateusz Piesowicz]
Perry Mason jest dostępny na HBO GO
1. Kraina Lovecrafta (nowość na liście)
Co jest bardziej przerażające? Nienaturalna groza rodem z twórczości H.P. Lovecrafta czy jak najbardziej rzeczywisty horror dręczącego Amerykę od lat rasizmu? "Kraina Lovecrafta" sprawia, że nie trzeba się nad tą kwestią zastanawiać, bo sprowadza jedno do poziomu drugiego. Co jednak najważniejsze – robi to w absolutnie obłędnym stylu.
Zachwycając nas od pierwszych chwil, nowa produkcja HBO dosłownie zmiażdżyła w tym miesiącu konkurencję. Będąc jednocześnie realizacyjnym majstersztykiem i bardzo potrzebną w dzisiejszych czasach (ale daleką od moralizatorstwa!) opowieścią, "Kraina Lovecrafta" zabrała nas na istną przejażdżkę rollercoasterem. Tak zwariowaną, że trzeba było się mocno trzymać, by nie wypaść z torów.
Od klimatycznej i mocno osadzonej w epoce historii drogi z potwornym twistem. Przez pędzącą na złamanie karku opowieść o tajemniczym kulcie. Po niemal klasyczną fabułę o nawiedzonym domu. A to wszystko w zaledwie trzech godzinach, z których każda mogłaby w gruncie rzeczy stanowić temat kompletnego sezonu w innym serialu. Ale nie tutaj. Tu nie ma czasu na oddech i nawet jeśli dzieje się to kosztem wewnętrznej spójności, ani myślimy narzekać. W końcu nic nie dało nam ostatnio większej frajdy.
Tak jak trudno czasem za "Krainą Lovecrafta" nadążyć, tak samo trudno sprowadzić ją do kilku akapitów. Serial autorstwa Mishy Green ("Underground") wymyka się bowiem wszelkim schematom, łącząc horror, dramat społeczny, akcję i dziką energię w pozbawiony jakichkolwiek zahamowań pulpowy miks. Czasem rzeczywiście budzący grozę (duchy z 3. odcinka!), a kiedy indziej słuszny gniew, ale najczęściej po prostu będący piekielnie wciągającym ekranowym fajerwerkiem, który eksplodując na naszych oczach, sprawia, że trudno mu się oprzeć. Poprosimy więcej! [Mateusz Piesowicz]