"Tacy właśnie jesteśmy" to piękna opowieść o młodych wrażliwych — recenzja serialu Luki Guadagnino
Marta Wawrzyn
15 września 2020, 19:41
"Tacy właśnie jesteśmy" (Fot. HBO)
Dwójka wrażliwych dzieciaków, emocje totalne i pytania o sens życia, a w tle amerykańska baza wojskowa we Włoszech. Oto "Tacy właśnie jesteśmy", serial reżysera "Call Me by Your Name".
Dwójka wrażliwych dzieciaków, emocje totalne i pytania o sens życia, a w tle amerykańska baza wojskowa we Włoszech. Oto "Tacy właśnie jesteśmy", serial reżysera "Call Me by Your Name".
"To, że moja matka jest lesbijką, nie znaczy, że ja jestem gejem" — mówi Fraser (Jack Dylan Grazer), uchodzący za dziwnego 14-letni dzieciak do swojej przyjaciółki Caitlin (Jordan Kristine Seamón). "Ale też nie musisz nie być gejem" — odpowiada ona. I jest to tylko jedna z dziesiątek wspaniałych rozmów, jakie odbywają bohaterowie nowego serialu "Tacy właśnie jesteśmy". Opowiadająca o młodzieży, ale skierowana do widzów w każdym wieku produkcja HBO i Sky w każdym ze swoich odcinków (widziałam już cztery z ośmiu) celebruje mądrość, piękno, dobro i otwarcie na świat.
Tacy właśnie jesteśmy — serial oscarowego reżysera
Rzecz się dzieje w jednej z amerykańskich baz wojskowych we Włoszech. To nie ta leniwa, kolorowa, pocztówkowa Italia, którą mniej lub bardziej znacie. To zupełnie inna rzeczywistość — "mała Ameryka" ze wszystkimi tego konsekwencjami zarówno dla włoskiego miasteczka Chioggia, którego życie podporządkowane jest Amerykanom, jak i całej tutejszej społeczności skupiającej się na zaspakajaniu potrzeb żołnierzy. Miejsce, w którym dorastanie musi być i jest doznaniem specyficznym, bo z jednej strony non stop masz do czynienia z wojskową dyscypliną i co chwila musisz się legitymować, a z drugiej twoi rodzice są prawdopodobnie zbyt zapracowani, żeby zajmować się tym, czy i z kim popijasz wino wieczorami.
Luca Guadagnino, twórca oscarowego filmu "Call Me by Your Name", tutaj pełniący funkcję nie tylko reżysera, ale też współscenarzysty i showrunnera, z jednej strony przemienia ten nietypowy skrawek Włoch w miejsce ze wszech miar fascynujące dla widza, a z drugiej wrzuca tutaj grupkę nonkonformistycznych bohaterów, którzy prawdopodobnie czuliby się lepiej dosłownie wszędzie indziej. W efekcie ta wypełniona młodzieńczym niepokojem opowieść nabiera niezwykłego posmaku, chadzając własnymi ścieżkami, dokładnie tak, jak bardzo się od siebie różniący i jednocześnie w niewyjaśniony sposób przyciągający się Caitlin i Fraser.
Tacy właśnie jesteśmy, czyli ta niezwykła młodzież
Tylko nie myślcie sobie, że to kolejny młodzieżowy romans. O, nie. "Tacy właśnie jesteśmy" nie daje się tak łatwo zaszufladkować, choć tematu nastoletnich miłości nie unika. Bardziej jednak skupia się na innego rodzaju relacjach i doznaniach, zagłębiając się w te wszystkie rzeczy, które siedzą w głowach serialowych bohaterów, z równie dużym zainteresowaniem, co empatią szukając wszelkiego rodzaju wyjątkowości, odstępstw od tego, co kazano nam uważać za normę.
O tym, że Fraser nie ma nic wspólnego z "typowym nastolatkiem", przekonujemy się już oglądając pierwszą scenę serialu: ufarbowany na blond chłopak w wymyślnych ciuchach i z pomalowanymi paznokciami zachowuje się jak palant, kiedy na lotnisku okazuje się, że jego bagaż nie doleciał. Jego matki, Sarah (Chloë Sevigny) i Maggie (Alice Braga), nie uspokajają go na siłę. Niedługo potem okazuje się, że relacje panujące w tej rodzinie ogólnie nie należą do zwyczajnych — scena z lizaniem krwi matki przez syna to tylko jedna z dziwnych sytuacji z udziałem Frasera i Sarah.
"Tacy właśnie jesteśmy" swoich bohaterów w ogóle nie ocenia, nie każe im być kimś innym niż sobą i wszystkie ich życiowe poszukiwania przyjmuje ze zrozumieniem. A Fraser na przestrzeni tych czterech odcinków, które widziałam, staje się naprawdę skomplikowaną postacią. Chłopcem wrażliwym, introwertycznym, nieokiełznanym, żyjącym we własnym świecie, wypełnionym przyciągającymi wzrok ciuchami, muzyką, poezją i pytaniami o sens tego wszystkiego. Nastolatkiem, który mówi rzeczy typu "Będziemy nosić nasze dusze jak skórę" i brzmi to zupełnie naturalnie.
Jego relacja z Caitlin na początku dziwi — widzów, jej znajomych, ich rodziny — bo co taka wygadana, pewna siebie dziewczyna może robić z tym dziwakiem? Czemu ona spędza z nim tyle czasu, skoro jego pretensjonalność i egzaltacja wyraźnie ją denerwują? Czy to dla nich pierwsza prawdziwa miłość, czy coś zupełnie innego? Czy w ogóle potrzebujemy to definiować? Czy szufladka ma jakiekolwiek znaczenie, skoro łączy ich wspólne leżenie w łódce i czytanie wierszy Oceana Vuonga?
Tacy właśnie jesteśmy to wielki triumf otwartości
Nic tutaj nie jest typowe czy też takie, jakie byłoby w innych serialach. "Tacy właśnie jesteśmy" konsekwentnie podąża własną ścieżką, zaskakując pomysłowością, wrażliwością, emocjami zawartymi w drobnych sprawach, zapadającym w pamięć połączeniem obrazu i dźwięku. Filmowe zdjęcia świetnie współgrają z eklektycznym soundtrackiem, zawierającym wszystko, od klasyki, przez współczesny pop, po hip-hop i wakacyjne włoskie piosenki. Każdy odcinek wypada nieco inaczej, w każdym ktoś lub coś nas zaskakuje. Nawet jeśli bohaterowie zachowują się niemądrze czy niedojrzale, jest w tym coś głębszego. Poszukiwania, kryzysy, roztrząsanie tego, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. W naprawdę niezwykłych okolicznościach przyrody.
W jednej chwili Caitlin i Fraser rozmawiają o transpłciowości i przekraczaniu granic płci — ona nie czuje się do końca dziewczyną, on nie jest do końca chłopakiem — a w drugiej nadlatują samoloty wojskowe albo widzimy fragmenty kampanii prezydenckiej z Donaldem Trumpem i Hillary Clinton. W trzeciej zaś pojawia się pytanie o Boga, a w kolejnej festyn we włoskim miasteczku z takimi atrakcjami, jak przeciąganie liny ("Właśnie odkryłem, że lubię bębny" — oznajmia poważnie Fraser).
"Tacy właśnie jesteśmy" na każdym kroku zadziwia i zachwyca, będąc dowodem na to, że we współczesnej telewizji jest miejsce na coraz większą swobodę artystyczną i coraz luźniejsze błądzenie po różnego rodzaju miejscach niejasnych, trudnych do zdefiniowania, takich, które raczej będziemy w stanie w jakiś sposób odczuć, niż sensownie określić słowami. Jest tej w historii świeżość, jest szczerość, jest otwartość, liryczność, młodzieńcza nutka pretensjonalności i cała gama skrajnych emocji związanych z dorastaniem. To jak powrót do lat nastoletnich, jakich się nigdy nie miało i jakie są możliwe tylko w światach tworzonych przez Lucę Guadagnino.