Kultowe seriale: "Parks and Recreation", czyli humor i emocje w najlepszym komediowym stylu
Mateusz Piesowicz
26 września 2020, 19:36
"Parks and Recreation" (Fot. NBC)
Serial o pracownikach lokalnego samorządu. Nie brzmi zachęcająco, a jednak "Parks nad Recreation" można śmiało umieścić wśród najlepszych komedii w historii. Jak to możliwe?
Serial o pracownikach lokalnego samorządu. Nie brzmi zachęcająco, a jednak "Parks nad Recreation" można śmiało umieścić wśród najlepszych komedii w historii. Jak to możliwe?
2009 rok. W wiosennej ramówce telewizji NBC pojawia się "Parks and Recreation" – nowy serial autorstwa Grega Danielsa i Michaela Schura, a więc twórcy i jednego ze scenarzystów największego wówczas komediowego hitu tej stacji, czyli "The Office". Oczekiwania były zatem duże, ale jeszcze większe okazało się… rozczarowanie.
Parks and Recreation miało wyboiste początki
Widzowie i krytycy jednym głosem wypominali twórcom przede wszystkim brak oryginalności spowodowany podobieństwem nowej produkcji do wspomnianego "The Office" (początkowo "Parks and Recreation" było nawet planowane jako jego spin-off) i uczynienie głównej bohaterki żeńską wersją Michaela Scotta. Mimo że już finał krótkiego 1. sezonu wyglądał obiecująco, raczej niewielu wróżyło serialowi jakąkolwiek przyszłość.
Sześć lat, siedem sezonów i 125 odcinków później, "Parks and Recreation" żegnało się z widzami w zupełnie innych okolicznościach. Odchodząc w glorii jednej z najlepszych współczesnych komedii, uczyniło z grających główne role aktorów gwiazdy, ich postaciom nadało status kultowych, a oglądających i krytyków połączyło w uwielbieniu, które trwa do dziś. I nawet stosunkowo niewielkie docenienie serialu przez różnego rodzaju gremia (16 nominacji do Emmy i żadnej statuetki!) oraz dalekie do rekordowych ratingi, niczego w tej kwestii nie zmieniają.
Wszystko to każe postawić sobie pytanie: co właściwie się stało? W jaki sposób mało oryginalnie wyglądający serial bez wyraźnego potencjału na porwanie tłumów stał się jedną z najzabawniejszych komedii w historii telewizji? Powiedzieć, że twórcy wyciągnęli wnioski ze średniego początku, byłoby zbyt dużym uproszczeniem, ale coś w tym na pewno jest. "Parks and Recreation" to bowiem jedna z tych produkcji, której wielką siłę stanowi ciągły rozwój, zarówno samej historii, jak też jej wszystkich bohaterów.
Większość z nich poznaliśmy na starcie w wersji jeszcze nieco "surowej". Zaczynając nakręconą w stylu mockumentary opowieść o pracownikach tytułowego wydziału parków i rekreacji lokalnego samorządu z Pawnee w Indianie, w najśmielszych snach nie dało się przewidzieć, jak bardzo przywiążemy się z czasem do tej grupy dziwaków. Bo i kogo tam można było polubić?
Główna bohaterka, zastępczyni dyrektora wydziału Leslie Knope (Amy Poehler, która dla tej roli opuściła obsadę "Saturday Night Live"), wydawała się kompletnie przerysowaną postacią, której szalone polityczne ambicje nijak nie przystawały do rzeczywistości. Jej szef, Ron Swanson (Nick Offerman), pracownik rządowy będący jednocześnie zagorzałym przeciwnikiem publicznych instytucji, też wyglądał raczej zbyt karykaturalnie, by uwierzyć, że da się go szczerze polubić.
Podobnie zresztą jak samą historię, która nie zaczęła się szczególnie spektakularnie, bo od pewnego niezasypanego dołu. Na ten podczas zebrania miejskiego poskarżyła się pielęgniarka Ann Perkins (Rashida Jones), nie wiedząc, że właśnie daje Leslie ogromną motywację do działania, przy okazji zyskując najlepszą, choć nieco uciążliwą przyjaciółkę. Ale wtedy nie mogła on tym wiedzieć ani ona, ani widzowie.
Tych z was, którzy przygodę z "Parkami" mają dopiero przed sobą, wypada w tym miejscu uprzedzić – nie zrażajcie się do serialu, jeśli pierwsze odcinki nie przypadną wam szczególnie do gustu. Choć nie są one złe, zwłaszcza gdy ogląda się je ponownie z perspektywy całości, kompletnie nie oddają tego, czym komedia Mike'a Schura (który został showrunnerem serialu) dokładnie jest, a także nie zapowiadają metamorfozy, jaką ta miała już wkrótce miała przejść.
Parks and Recreation – jaki był klucz do sukcesu?
Po dość chłodnym przyjęciu twórcy "Parks and Recreation" poszli bowiem nieco inną ścieżką, zamieniając absurdalną komedyjkę w serial z duszą. Przy nieraz zaskakującym rozwoju poszczególnych postaci, jednocześnie udało się opowiedzieć niesamowicie zabawną i ciepłą historię, z której przebija pozytywne nastawienie i wiara, że przy odpowiednich chęciach i uporze, nic nie jest niemożliwe. Nawet jeśli całkiem dosłownie startujesz z głębokiego dna i nikt nie traktuje cię poważnie.
Warto jednak zaznaczyć, że choć kariera samorządowa Leslie stanowi bardzo istotną część fabuły, czyniąc "Parki" serialem po części politycznym (pojawiają się też dobrze znane postaci z amerykańskiej sceny politycznej), to nie tak, że nie odnajdą się tu widzowie szukający prostej rozrywki. Przeciwnie, prostota w dobrym tego słowa znaczeniu jest wręcz istotą tej historii – bo w gruncie rzeczy to przecież nic innego, jak jeszcze jeden sitcom o grupie przyjaciół, których łączy nietypowe miejsce pracy.
Tym jednak odróżniającym się od innych, że relacje między bohaterami przekładają się tutaj bardzo mocno na całościową historię. Śledząc ewolucję Leslie i reszty na tle różnego rodzaju fabularnych perturbacji dotyczących zwykle trudności pracy w samorządzie, obserwujemy zatem, jak wszyscy stopniowo stają się lepsi i jak pięknie wzmacniają się więzi – te między bohaterami oraz widzów z każdym z nich z osobna. A to wszystko w cudownie lekkiej, głupiutkiej i bawiącej do łez komediowej formie.
Parks and Recreation — świetna serialowa ekipa
Ta natomiast jest w "Parks and Recreation" o tyle wyjątkowa, że twórcom udała się wcale nie tak częsta sztuka połączenia mistrzowskiego dowcipu z towarzyszącymi mu autentycznymi emocjami. One właśnie sprawiają, że czasem absolutnie pokręcona serialowa historia mimo wszystko nigdy nie wydaje się kompletnie oderwana od ziemi. Cokolwiek by się tu działo, zawsze mamy bowiem uziemienie we wiarygodnych w swoich dziwactwach bohaterach, na czele z jedyną w swoim rodzaju Leslie Knope.
Odgrywająca życiową rolę Amy Poehler (została za nią wyróżniona Złotym Globem) jest naturalnie sercem i duszą serialu, zarażając szalonym optymizmem wszystkich dookoła, pokonując każdą przeszkodę na jej drodze, przebijając swoim podejściem nawet najtwardsze skorupy i sprawiając, że nie sposób się w jej bohaterce nie zakochać. Rzecz w tym, że w podobnym stylu można się wypowiadać o innych bohaterach, z których każdy jest unikatowy na inny sposób, a wielu zasługuje na własny serial.
Weźmy wspomnianego już Rona. Przeciwnik rządu, miłośnik bekonu i whisky, małomówny, twardy jak skała, skrywający jakiekolwiek emocje za wielkim wąsem. Wygląda raczej na nośnik dość stereotypowych żartów, ewentualnie idealnego bohatera memów (którym zresztą jest), niż postać ze szczególnym potencjałem. Tymczasem trochę za sprawą scenariusza znajdującego nowy klucz do prostych schematów, trochę kapitalnego Nicka Offermana, a trochę uporu Leslie, niezwykła przyjaźń tych dwojga zupełnie różnych ludzi wyrasta z czasem na definiującą cały serial.
A przecież przykłady równie udanych relacji w serialu można mnożyć, wymieniając choćby idealną kobiecą przyjaźń Leslie i Ann. Albo przedziwny, ale absolutnie uroczy związek najsympatyczniejszego idioty w telewizji Andy'ego Dwyera (Chris Pratt w przed-Marvelowych czasach i posturze) z nieprzeniknioną, choć skrywającą wyjątkowe wnętrze April Ludgate (Aubrey Plaza).
Do tego dodajmy na pozór stuprocentowo cynicznego Toma Haverforda (Aziz Ansari), do bólu bezpośrednią Donnę (Retta), będącego etatowym pośmiewiskiem Jerry'ego (Jim O'Heir), czy dołączających nieco później do głównej obsady Bena (Adam Scott) i Chrisa (Rob Lowe). Każdemu można nie tylko poświęcić osobny akapit, ale przede wszystkim każdego z osobna było bardzo łatwo polubić i znacznie trudniej się z nimi rozstać.
Czy warto oglądać serial Parks and Recreation?
Gromada fantastycznych postaci (a nie wspomniałem nawet o powracających bohaterach drugoplanowych i występach gościnnych) i błyskotliwe poczucie humoru to jednak cechy, którymi można określić wiele komedii. "Parks and Recreation" na ich tle wyróżnia w głównej mierze bijąca z ekranu szczerość – to ona sprawia, że nawet w najbardziej absurdalnych sytuacjach towarzyszące bohaterom emocje są nie tylko wiarygodne, ale też mocno udzielają się oglądającym. Łzy podczas oglądania są więc bardzo prawdopodobne i to nie zawsze ze śmiechu.
Jak w banku macie za to, że gdy już przejdziecie z Leslie i resztą przez trudne początki, zostaniecie wynagrodzeni jednym z najlepszych sitcomów nie tylko ostatnich lat. Serialem mieszającym prostą komedię z pogodną opowieścią, która sprawia, że każdy dzień staje się trochę lepszy. Nic dziwnego, że często słyszy się o powrocie "Parks and Recreation" w jakiejś formie (niedawno powstał nawet specjalny odcinek nakręcony w warunkach kwarantanny) – w dzisiejszych czasach trudno o lepszy sposób na poprawę nastroju.