Nasz top 10: Najlepsze seriale września 2020 roku
Redakcja
10 października 2020, 16:55
"Dzień trzeci" (Fot. HBO)
We wrześniu wróciły seriale i wreszcie mieliśmy z czego wybierać. W naszym top 10 znalazło się miejsce dla "The Boys", "Dnia trzeciego", "Wychowanych przez wilki" i oczywiście fenomenalnej "Krainy Lovecrafta".
We wrześniu wróciły seriale i wreszcie mieliśmy z czego wybierać. W naszym top 10 znalazło się miejsce dla "The Boys", "Dnia trzeciego", "Wychowanych przez wilki" i oczywiście fenomenalnej "Krainy Lovecrafta".
10. Ratched (nowość na liście)
Wrzesień wypada dobrze w porównaniu z latem, ale prawdopodobnie nie był najlepszym miesiącem w historii telewizji. Dlatego na naszej liście znalazło się miejsce dla "Ratched", serialu mającego co najmniej tyle samo wad co zalet. Problemem jest tu brak sensownego związku z "Lotem nad kukułczym gniazdem", którego serial mieni się prequelem, a także to, że fabuła to zlepek nie zawsze pasujących do siebie motywów jak ze słabszych sezonów "American Horror Story".
Co w "Ratched" w takim razie działa? Przede wszystkim serial obłędnie wygląda i jest wspaniale zrealizowany. Ma cudowne kostiumy i scenografię, a stylistyczne nawiązania do Hitchcocka cieszą oko i ucho. Nie zawodzi gwiazdorska obsada — Sarah Paulson prawdopodobnie powalczy o Emmy, Sharon Stone w kompletnie przegiętej roli z małpką na ramieniu przechodzi samą siebie, Cynthia Nixon ma okazję zagrać postać, która bardzo do niej pasuje, a brytyjska aktorka Sophie Okonedo daje prawdziwy popis, wcielając się w pacjentkę ze schizofrenią. A jest jeszcze Judy Davis, Alice Englert, Finn Wittrock i kilka innych znanych nazwisk.
Świetni aktorzy, piękne kadry i campowe zabawy popkulturą nie zawsze są w stanie uratować chaotyczny, wypakowany aż nazbyt odlotowymi pomysłami scenariusz, ale sprawiają, że serial Ryana Murphy'ego, Iana Brennana i debiutującego scenarzysty Evana Romansky'ego, który jest pomysłodawcą "Ratched", ogląda się jednym tchem, a na koniec pyta o więcej. Choć oczywiście nie do każdego trafi ta pełna przerysowanych szaleństw i jaskrawych kolorów zabawa. [Marta Wawrzyn]
Ratched jest dostępne na Netfliksie
9. Patria (nowość na liście)
To serial HBO przypominający pod pewnymi względami inny hit tej stacji, "Genialną przyjaciółkę". Wprawdzie tym razem przenosimy się do Kraju Basków, nie do Neapolu, oglądamy późniejsze dekady, a dwie rozdzielone przez życie przyjaciółki są starsze niż bohaterki ekranizacji książek Eleny Ferrante, ale "Patria" również stanowi adaptację powieści. I też jest przykładem serialowego mierzenia się z niekoniecznie ładnymi fragmentami życia w danym miejscu i czasie, bez pocztówkowych przekłamań.
Poza tym jednak "Patria", która powstała na podstawie książki Fernanda Aramburu, mocno się od "Genialnej przyjaciółki" różni. O ile tam w centrum mamy społeczne i psychologiczne uwikłania bohaterek, skupienie na ich biografiach, o tyle w serialu hiszpańskim dwie dawne przyjaciółki, Bittori i Miren, są trybikami w maszynie wielkiej historii i nierozstrzygalnych dylematów związanych z polityką. Ta produkcja, na przykładzie losów dwóch rodzin, doskonale pokazuje, co się dzieje, kiedy idea przesłania konkretnych ludzi, a dawniej bliscy sobie ludzie dla sprawy gotowi są popełnić straszne czyny.
"Patria" w dwóch wrześniowych odcinkach doskonale wyważa proporcje między analizą mechanizmów politycznych uwikłań a emocjonalnym zaangażowaniem widza w losy pojedynczych ludzi, na których walka o baskijską niepodległość wywarła wpływ, często zupełnie bez ich udział, nawet gdy starali się trzymać daleko od kwestii autonomii Basków. Łatwo byłoby zrobić o tym serial banalny, czytankowy, ale twórcy proponują złożony obraz międzyludzkich i etnicznych konfliktów.
Poza świetnymi aktorskimi kreacjami na każdym planie, wielowymiarowymi postaciami, dobrym scenariuszem i umiejętnym przeskakiwaniem między planami czasowymi docenić warto też szansę zgłębienia niekoniecznie dobrze u nas znanej najnowszej historii tamtego regionu – i to zgłębienia jej dzięki opowieści niedzielącej bohaterów łatwo na "tych dobrych" i "tych złych", a ich wyborów na czarne i białe, tylko każącej widzowi wciąż rewidować poglądy na to, co w danej sytuacji słuszne. [Kamila Czaja]
Nowe odcinki serialu Patria w niedziele na HBO GO
8. Fargo (powrót na listę)
Bardzo długo musieliśmy czekać na nową odsłonę mroźnej antologii Noaha Hawleya i stacji FX, co było spowodowane najpierw innymi projektami tego pierwszego, a ostatnio pandemią, która zatrzymała produkcję tuż przed finiszem. Czy cierpliwość została wynagrodzona?
Ósme miejsce na naszej liście mogłoby sugerować, że do ideału trochę brakuje – i rzeczywiście, pamiętając o tym, na jaki poziom potrafiło już wzlatywać "Fargo", 4. sezon wygląda mniej imponująco. Ale po pierwsze, we wrześniu widzieliśmy tylko dwa odcinki, które zdołały ledwie wyłożyć fundamenty pod całą historię, a po drugie, i tak były one znacznie lepsze od większości telewizyjnej konkurencji.
A co dokładnie w nich dostaliśmy? Mógłbym równie dobrze zapytać: a czego nie dostaliśmy? Była krótka historia przestępczych rozejmów i ich brutalnych zakończeń w Kansas City. Były istotne pytania o tożsamość imigranckiej Ameryki i różne oblicza toczącego ją rasizmu. Były niebezpieczne zabawy wiatrówką i niosąca śmierć pielęgniarka. Było też dużo przypadku, trochę krwi na śniegu i mnóstwo postaci o charakterach niemal tak barwnych jak ich imiona.
Ogólnie rzecz biorąc, już teraz było dużo dobrej zabawy w specyficznym klimacie, który Hawley czuje jak mało kto, a zapowiada się, że dalej będzie jej jeszcze więcej. Dodajmy do tego równie rozbudowaną, co świetną obsadę na czele z Chrisem Rockiem w roli mafijnego bossa i zaskakującą Jessie Buckley, a otrzymamy mieszankę, która może eksplodować w każdej chwili. Już nie mogę się tego doczekać. [Mateusz Piesowicz]
7. Ted Lasso (spadek z 4. miejsca)
Spadku o trzy miejsca absolutnie nie należy rozumieć tak, że "Ted Lasso" we wrześniu stracił impet. Przeciwnie, z każdym tygodniem losy piłkarskiego klubu AFC Richmond i jego niekonwencjonalnego trenera wciągały coraz bardziej, dając nam w trudnych czasach dawkę copiątkowej otuchy. Wprawdzie mocny finał serialu został na październik, ale miniony miesiąc przyniósł wystarczająco dużo atrakcji, by było się czym przy okazji rankingu pozachwycać.
Poznaliśmy, optymistycznego nawet jak na standardy "Teda Lasso", Daniego Rojasa, towarzyszyliśmy bohaterom na wyprawie do Liverpoolu, gdzie zabawne perypetie drużyny zgrabnie połączono z poważnym kryzysem w życiu Teda, śledziliśmy doskonałe związkowe porady w wykonaniu grupy The Diamond Dogs i kibicowaliśmy trenerowi, gdy ucierał nosa byłemu mężowi Rebeki.
Z tymi większymi i mniejszymi, a zawsze uroczymi wydarzeniami szło w parze konsekwentne prowadzenie dłuższych wątków. Rozwijał się związek Keeley i Roya, o tyle przecież bardziej udany niż wcześniejsza relacja Keeley i Jamiego. Rebecca wreszcie wyznała Tedowi okrutną prawdę o swoich motywacjach i, rzecz jasna, dostała natychmiastowe odpuszczenie win. A sam Ted boleśnie się przekonał, że wiara w sukces nie wszystko rozwiązuje – na przykład nie zapobiega rozwodowi.
Oczywiście całość okraszona była rewelacyjną muzyką, pełna humoru, wzbogacona zaskakującą jak na 1. sezon naturalną chemią między aktorami i unoszącym się nad "Tedem Lasso" przekonaniem, że nawet, kiedy jest trudno, wokół znajduje się wielu fantastycznych ludzi, na których można liczyć. I przy rytuałach odczyniania klątwy, i podczas ataków paniki w klubie karaoke. Czego chcieć więcej? [Kamila Czaja]
Ted Lasso jest dostępny na Apple TV+
6. Des (nowość na liście)
Czy "Des" to jeden z tych kryminałów, które będziemy wspominać latami i polecać przy każdej możliwej okazji? Raczej nie. Miniserial telewizji ITV jest w gruncie rzeczy produkcją dość standardową w swoim gatunku – solidnie wykonaną, ale nieróżniącą się diametralnie od podobnych tytułów. Czemu zatem wylądowała tak wysoko w miesięcznym zestawieniu?
Powód ma imię i nazwisko: David Tennant. Aktor doskonały praktycznie w każdej roli, w której się pojawia, tutaj przeszedł samego siebie, portretując psychopatycznego mordercę Dennisa Nilsena w taki sposób, że cały czas mam dreszcze, gdy go sobie przypomnę. Niby to tylko kolejny potwór w ludzkiej skórze, jakich mały ekran widział już dziesiątki, a jednak bijący od niego chłód i przerażająca zwyczajność wyróżniają go na tle całej reszty.
Czy w takim razie może dziwić, że jego złowroga, choć bardzo niepozorna obecność dominuje nad wszystkim innym w serialu? Absolutnie nie, a choć twórcy robią, co mogą, by skierować naszą uwagę również na inne tory, wychodzi im co najwyżej średnio. "Des" jest historią człowieka, który zabił przed laty w Londynie kilkunastu młodych mężczyzn i mimo, że czuję się z tym co najmniej niekomfortowo, nie potrafię ukryć, że ta historia jest naprawdę fascynująca.
O wiele bardziej od policyjnego śledztwa czy procesu, które zupełnie niepotrzebnie zdominowały opowieść w drugiej części, sprowadzając ją "tylko" do poziomu solidnego brytyjskiego kryminału. Szkoda, bo zwłaszcza z takim aktorem był tu potencjał na coś wielkiego, a ostatecznie wyszedł co najwyżej "Mindhunter" w wersji mini. Dobry, z genialnym Tennantem, ale chyba jednak niewykorzystujący pełni potencjału. [Mateusz Piesowicz]
Des jest dostępny na HBO GO
5. Wychowane przez wilki (nowość na liście)
Nasz numer pięć to "Wychowane przez wilki", serial nie zawsze równy i nie zawsze wybitny pod względem fabularnym, ale też taki, który wygląda jak nic innego w telewizji i dostarcza co tydzień powodów do dyskusji. W minimalistycznym świecie, gdzie dwójka androidów wychowuje ludzkie dzieci, a jedną z osi fabuły jest konflikt religijny, świetnie odnajdą się fani klasyki science fiction, jak choćby książek Isaaca Asimova, ale też filmów Ridleya Scotta, na czele z "Obcym". Reżyser hitów z wielkiego ekranu debiutuje w amerykańskiej telewizji i jego styl naprawdę tu widać.
Choć fabuła 1. sezonu "Wychowanych przez wilki" jest prościutka — ewentualnie: wydaje się być zaledwie wstępem do większych wydarzeń w kolejnych seriach — w sieci już trwają dyskusje czy to na temat tego, co się stało z Ziemią w serialu, czy też na temat związków serialowych dzieciaków z Romulusem i Remusem, mitycznymi założycielami Rzymu, oraz potencjalnych reperkusji z tym związanych. Serial na przestrzeni dziesięciu odcinków dał radę wykreować własny świat oraz zaczątki mitologii, a także zaprezentować się jako unikalna mieszanka różnych stylów.
Do tego dochodzi szereg pytań o człowieczeństwo, moralność, religię, a także o to, co trzeba zrobić, żeby ludzkość przetrwała. I czy maszyny to aby na pewno tylko maszyny. Odpowiedzi nie są proste, wiele kwestii pozostaje niewyjaśnionych bądź odłożonych na później. Nie wszystko jest w stu procentach satysfakcjonujące, ale po 1. sezonie pozostaje wrażenie, że nawet jeśli to był tylko prolog, obejrzeliśmy właśnie coś niezwykłego, coś, co ma szansę zostać z nami na lata. [Marta Wawrzyn]
Wychowane przez wilki znajdziecie na HBO GO
4. The Boys (powrót na listę)
Rozwijająca się w ciekawym kierunku historia? Nowi bohaterowie i przemyślana ewolucja starych? Jeszcze więcej pokręconych pomysłów? Nie, to wszystko nieważne. Liczy się tylko to, że Amazon zmienił model emisji 2. sezonu "The Boys", czym pozbawił "fanów" serialu możliwości połknięcia go w jeden weekend. Sam już nie wiem, czy to efekt pandemii, czy świat tak zwyczajnie zwariował.
Czemu o tym w ogóle wspominam? Bo mam wrażenie, że przez tę absolutnie niedorzeczną aferkę, kontynuacja bardzo niegrzecznej superbohaterskiej historii przechodzi bez większego echa – zupełnie niesłusznie, bo serial rozwinął się praktycznie na każdym poziomie. Owszem, wciąż zdarza mu się stawiać efekciarstwo w złym guście nad treścią, jednak ta zdołała nabrać zdecydowanie większej niż do tej pory głębi, pokazując, że "The Boys" to mimo wszystko nie tylko krwawa groteska.
Kto ma w tym najwięcej zasług? Od razu do głowy przychodzi Stormfront (Aya Cash), czyli być może najlepsze, co przydarzyło się serialowi od samego początku, ale na niej nie koniec. Równie dobrze można przecież wymienić postępujące szaleństwo Homelandera, przechodzącego przez różne etapy od wściekłości do rezygnacji Butchera, skomplikowany związek Hughiego i Annie czy zmagającego się z przeszłością Frenchiego. Jasne, nie wszystko wychodzi równie dobrze (nadal nie przekonuje mnie wątek Deepa), ale nie da się ukryć, że bohaterowie stali się po prostu ciekawsi.
A dodając do tego fakt, że twórców nie opuszcza chora kreatywność, prowadząca do takich akcji, jak ta z wielorybem albo w szpitalu psychiatrycznym, absolutnie nie można narzekać na nudę. Wciąż mało? W tle mamy jeszcze choćby pięknie opakowane absurdy celebryckiego świata w krzywym zwierciadle ("Girls Get It Done", wyautowanie Maeve) i tysiąc innych rzeczy, nad którymi nie zawsze się tu panuje. Wyłaniający się z nich chaotyczny obraz prezentuje się jednak coraz lepiej. [Mateusz Piesowicz]
The Boys jest dostępne na Amazon Prime Video
3. Dzień trzeci (nowość na liście)
Podczas gdy Amazon zaserwował nam bardzo przeciętny remake "Utopii" Dennisa Kelly'ego (wciąż niemożliwy do odnalezienia w polskiej wersji serwisu), HBO ma coś lepszego: nowy serial tego brytyjskiego twórcy zatytułowany "Dzień trzeci". Wrześniowa część, czyli "Lato" z Jude'em Lawem, to zaledwie trzy odcinki, w których mężczyzna o imieniu Sam przypadkiem trafia na Osea, wyspę o wybrzeży Wielkiej Brytanii, i zostaje wciągnięty w tamtejszy świat.
A ten okazuje się bardzo nietypowy, bo mała społeczność wyspy żyje w trochę innej rzeczywistości niż my wszyscy, poświęcając dużo czasu na tajemnicze święta i rytuały, a do tego za wszelką cenę broni swojego stylu życia przed obcymi. Nietypowy okazuje się też sam serial, który w ramach prościutkiej historii oferuje podróż do świata czasem przerażającego, czasem magicznego, a prawie zawsze w ten czy inny sposób przyciągającego. Przynajmniej jeśli lubicie niespieszne telewizyjne opowieści, stawiające bardziej na budowanie klimatu niż na pospolite dzianie się. Bo dzieje się tu raczej niewiele, a jednak atmosferę można kroić nożem.
"Dzień trzeci" to mniej serial telewizyjny, a bardziej widowisko audiowizualne, gdzie dźwięk i obraz liczy się przynajmniej tak, jak sama historia. Fani oryginalnej "Utopii" rozpoznają ten styl, docenią nasycone kolorami obrazy i po prostu dadzą się porwać, nie pytając, dokąd to zmierza. Bo to naprawdę miks, w którym dosłowny horror spotyka zwykłe ludzkie dramaty, a wszystkiemu towarzyszy wyczuwalna nutka niepokoju, co jakiś czas zmieniająca się w coś bardziej namacalnego.
Są tu psychodeliczne tripy, są rzeczy dziwne i dziwniejsze, które dzieją się czasem naprawdę, a czasem nie, i jest też emocjonalna historia człowieka mającego więcej niż jeden powód, aby tu być. Warto obejrzeć, choć nie każdemu się spodoba. [Marta Wawrzyn]
Dzień trzeci — nowe odcinki we wtorki na HBO
2. Tacy właśnie jesteśmy (nowość na liście)
Produkcja HBO i Sky od razu nas urzekła. Wyjątkowym miejscem akcji, czyli kawałkiem amerykańskich przedmieść przeniesionym do pięknych Włoch. Wyjątkowymi bohaterami, czyli wrażliwymi nastolatkami szukającego swojego miejsca. I wyjątkowym sposobem kręcenia tej historii o dorastaniu pomiędzy wojskowym drylem świata rodziców a tylko pozornie mniej obciążającymi wymogami rówieśników.
Fraser (Jack Dylan Grazer) i Caitlin (Jordan Kristine Seamón) w nietypowym, tymczasowym miejscu zamieszkania próbują korzystać z wolności i uroków miasteczka Chioggia, walcząc o swoją niezależność i tożsamość z pogrążonymi we własnych ambicjach i rozczarowaniach rodzicami (w przypadku chłopaka relacja z matką ma naprawdę toksyczny wymiar). A dorośli, czasem pokazani w serialu bliżej, nie mogą dać dzieciom odpowiedzi, sami mocno pogubieni i tylko próbujący trzymać fason.
Dużo tu skumulowanych problemów dotyczących płci, seksualności, sposobów wyrażania siebie, zabiegania o cudzą uwagę bez utraty własnego "ja". Dzieciaki w "Tacy właśnie jesteśmy", zarówno Fraser i Caitlin, jak i ich znajomi, pozornie miło spędzają czas, ale gdzieś pod spodem czuć napięcie wynikające z testowania granic, jak daleko można się posunąć w relacji z partnerem, ile można poświęcić, by być akceptowanym w grupie, gdzie szukać poczucia sensu.
Nie byłby to jednak serial aż tak zapadający w pamięć, gdyby te same wątki nakręcić "zwyczajnie". Tymczasem Luca Guadagnino, twórca "Tamtych dni, tamtych nocy", proponuje techniki mocno filmowe, charakterystyczne dla tego reżysera. Mamy tu piękne kadry, gry bliskim i dalekim planem, oryginalne podejście do łączenia obrazu i dźwięku. Ta artystyczna rama, w którą ujęto temat trudnego etapu życia bohaterów, zdecydowanie podnosi pozycję serialu w naszym wrześniowym zestawieniu. [Kamila Czaja]
Nowe odcinki Tacy właśnie jesteśmy we wtorki na HBO
1. Kraina Lovecrafta (utrzymana pozycja lidera)
"Poprosimy więcej!" – pisałem o "Krainie Lovecrafta" przed miesiącem, zachwycając się pierwszymi trzema odcinkami serialu HBO. Te, choć przecież absolutnie szalone, nijak nie mogły nas jednak przygotować na to, co miało nastąpić. Bo rzeczywiście dostaliśmy więcej, znacznie więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Rollercoaster? Nie, ta kolejka już dawno wypadła z torów i pognała w sobie tylko znanym kierunku.
Choć trzeba przyznać, że początek miesiąca był jeszcze w miarę spokojny. Ot, wycieczka do muzeum kończąca się przygodą w stylu Indiany Jonesa. Były już potwory, kult i duchy, więc czemu nie? Ale zmiana koloru skóry przez Ruby (Wunmi Mosaku) kończąca się bliskim spotkaniem pewnego rasistowskiego typa z obcasem, a to wszystko obficie podlane klimatem gore w najlepszym wydaniu? To już coś nowego. A i tak najlepsze miało jeszcze nadejść.
Dopiero w odcinkach numer pięć i sześć "Kraina Lovecrafta" pokazała bowiem, że próba wciśnięcia jej w jakiekolwiek gatunkowe czy fabularne ramy jest skazana na niepowodzenie. Zarówno wizyta w Korei i poznanie niejakiej kumiho oraz jej specyficznych metod obcowania z mężczyznami, jak i międzywymiarowa podróż w towarzystwie Hippolyty (Aunjanue Ellis) bez trudu zaliczyły się do ścisłego grona najdziwniejszych godzin, jakie widzieliśmy w telewizji. Rany, co to był za odlot!
Począwszy od musicalowego numeru z Ji-Ah (Jamie Chung) w roli Judy Garland, przez jej prawie że wzorcowy (do pojawienia się ogonów) romans z Atticusem, aż po tańce z Josephine Baker w Paryżu z lat 20., krwawe starcie czarnoskórych Amazonek z Konfederatami i kosmiczne wojaże w towarzystwie m.in. pewnej pani z bardzo dużym afro. "Nieprzewidywalna" to zdecydowanie za małe słowo, by opisać, jaka stała się "Kraina Lovecrafta" – powiedzmy zatem, że serial jest jak Hippolyta: może być czymkolwiek tylko zechce.
A co na to widzowie? Tym zostaje tylko rozsiąść się wygodnie i przymykając oko na wszystkie niedoskonałości oraz fabularne uproszczenia (a tych bynajmniej produkcja HBO nie unika), cieszyć się kolejnymi niespodziankami, które Misha Green wyciągnie z rękawa. Bo nawet jeśli nie każda z nich działa, zwykłe bycie ciągle zaskakiwanym to znacznie więcej niż oferuje aktualnie jakikolwiek inny serial – a "Kraina Lovecrafta" dodatkowo robi to w naprawdę niegłupi sposób. [Mateusz Piesowicz]