"30 Rock" (6×22): Kim Dzong II żyje!
Paweł Rybicki
21 maja 2012, 21:33
To był świetny sezon "30 Rock", pełen doskonałych odcinków. Finałowy epizod był godnym zwieńczeniem tegorocznej pracy Tiny Fey i jej ludzi. Spoilery!
To był świetny sezon "30 Rock", pełen doskonałych odcinków. Finałowy epizod był godnym zwieńczeniem tegorocznej pracy Tiny Fey i jej ludzi. Spoilery!
W finale 6. sezonu "30 Rock" fabuła skupia się na powtórnym ślubie Jacka oraz Avery, jednakże nie brakuje również brawurowo poprowadzonych wątków pobocznych. Najsłabiej – jak zresztą zwykle – wypadają przygody Tracy Jordana, który (kolejny raz zresztą) ma problem ze swoją afroamerykańską tożsamością. Dużo ciekawsza (zwłaszcza od pewnego szokującego momentu) jest historia wspólnego zamieszkania Kennetha z Hazel. Dużo dzieje się też w życiu Liz. Główna bohaterka "30 Rock" decyduje się w końcu na ważny życiowy krok, a poza tym przeprowadza dość specyficzną uroczystość.
Dlaczego formuła "30 Rock", serialu o grupie ludzi robiących program telewizyjny, jeszcze się nie wyczerpała? Odpowiedź jest prosta – "30 Rock" to bardziej zbiór kabaretowych skeczy niż serial. Może to irytować z powodu rwania czy wręcz porzucania wątków, ale ogólnie wychodzi to "30 Rock" na dobre – w poszczególnych odcinkach autorzy mogą bowiem z refleksem reagować na bieżące wydarzenia i popkulturowe trendy.
Siłą finałowego odcinka 6. sezonu "30 Rock" są właśnie odniesienia do wielu innych produkcji, które zdobyły sławę za oceanem w ostatnich miesiącach. Np. Liz zapewnia swojego chłopaka, że nigdy nie odpuszcza, w końcu wciąż ogląda "Smash". Kluczowym wydarzeniem epizodu "What Will Happen to the Gang Next Year?" jest zaś odkrycie przez Jacka, że jego żona Avery posługuje się wystukiwanym palcami kodem – co oczywiście jest czytelnym nawiązaniem do "Homeland". Poza tym uważny widz zauważy jeszcze kilka całkiem oczywistych telewizyjnych cytatów. Nie zabrakło również dowcipu politycznego – twórcy "30 Rock" wyjaśnili nam, co naprawdę stało się z Kim Dzong Ilem.
Wbrew moim przypuszczeniom, w drugiej połowie sezonu nie oglądaliśmy błyskotliwej kariery Kennetha. Przeciwnie, spadł on na samo dno korporacyjnej hierarchii i nie wygląda, żeby miał zastąpić Jacka. Chociaż w sumie wszystko jeszcze możliwe – został przecież jeszcze jeden sezon.
Brak rozwoju postaci Kennetha (inna sprawa, że incydent z Hazel może go poprowadzić w zupełnie inną stronę, niż myślimy) wynika zapewne ze wspomnianej przeze mnie gagowej konstrukcji serialu. Zamiast budować wątek twórcy uznali, że lepiej sponiewierać Kennetha, dając sobie przy tym okazję do łatwego budowania żartów. Trochę szkoda. Zwłaszcza, że wielu widzów uważa Kennetha (który początkowo miał pojawić się tylko w 1. odcinku serialu) za jedną z trzech głównych postaci "30 Rock" – obok Liz i Jacka.
Za jedną z poważnych wad finału oraz całej serii (a zwłaszcza ostatnich odcinków) uznaję zlekceważenie drugoplanowych postaci. Ostatnim dobrym żartem były miłosne perypetie Franka Rossitano, który romansował ze swoją nauczycielką dziwnie podobną do Susan Sarandon. Poza tym posucha. A przecież w obsadzie "30 Rock" mamy świetnych komików z "Saturday Night Live". Dziwne, że ich nie wykorzystano.
Nieustającą zaletą "30 Rock" są za to żarty z amerykańskiej polityki – zarówno z Demokratów, jak i Republikanów. Zwłaszcza w ostatnich odcinkach, co pewnie jest efektem narastającej atmosfery konfrontacji w USA przed wyborami.
Właśnie, kolejny sezon "30 Rock" rozpocznie się w najgorętszym momencie amerykańskiej kampanii prezydenckiej. Na pewno twórcy serialu nie powstrzymają się przed komentarzem. Warto będzie to obejrzeć, bo jeśli nawet "30 Rock" nie jest głosem całej Ameryki, to z pewnością jest głosem Nowego Jorku. I dlatego ten serial jest nadal dobry – bo jest autentyczny.