Nasz top 10: Najlepsze seriale grudnia 2020 roku
Redakcja
10 stycznia 2021, 15:03
"Normalni ludzie" (Fot. BBC)
Nasza grudniowa lista serialowych przebojów częściowo pokrywa się z podsumowaniami roku. Nie mogło na niej oczywiście zabraknąć "Normalnych ludzi", "Euforii" czy "The Mandalorian".
Nasza grudniowa lista serialowych przebojów częściowo pokrywa się z podsumowaniami roku. Nie mogło na niej oczywiście zabraknąć "Normalnych ludzi", "Euforii" czy "The Mandalorian".
10. Star Trek: Discovery (spadek z 5. miejsca)
Po naprawdę dobrym listopadzie załoga "Star Trek: Discovery" miała w grudniu typowe dla siebie problemy, przeplatając odcinki zapadające w pamięć takimi, o których zapominało się już przy napisach końcowych. I to nawet mimo wyjątkowych atrakcji wizualnych, bo mam wrażenie, że w 3. sezonie kosmiczny serial jest jeszcze piękniejszy, niż wcześniej.
Tylko co z tego, skoro w tych zjawiskowych okolicznościach twórcom nie zawsze udaje się umieścić równie dobrze się prezentującą historię? Weźmy choćby odcinek rozgrywający się na ojczystej planecie Booka (David Ajala) lub ten z bohaterami uwięzionymi w symulacji stworzonej dla pewnego wyrośniętego Kelpianina. Efektowne i to bardzo, ale przypomnienie sobie fabularnych szczegółów może być dość kłopotliwe.
Lepiej wypadła pod tym względem historia poświęcona Philippie Georgiou (Michelle Yeoh), która zabrała nas ponownie do Mirror Universe. Tam na brak atrakcji narzekać nigdy nie można, więc i tym razem działo się dużo. Szkoda tylko, że koniec końców musieliśmy się pożegnać z byłą cesarzową, która już jakiś czas temu dostała swój własny serial, więc wiadomym było, że za długo w przyszłości nie pobędzie.
A co nam zostało po odejściu tak barwnej bohaterki? Wiadomo, Michael znów (prawie) samodzielnie ratująca cały wszechświat. Zapewne z lepszym niż gorszym skutkiem, ale warto przy tym zwrócić uwagę, że po raz kolejny często bardziej zajmujące od głównej linii fabularnej są tu losy pojedynczych postaci (Tilly, Adira, Saru w ludzkiej skórze!), wśród których bynajmniej nie ma głównej bohaterki. Może twórcy w końcu wezmą to pod uwagę? [Mateusz Piesowicz]
9. Mały topór (spadek z 7. miejsca)
Grudniowy spadek o dwa miejsca może wynikać z tego, że na tle odcinków listopadowych dwie ostatnie odsłony antologii Steve'a McQueena są stosunkowo zwyczajne. To nie przełomowa sądowa batalia z "Mangrove" ani wyjątkowa prywatka z "Lovers Rock". Bliżej im do standardowej formy "Red White and Blue", co jednak nie znaczy, że nie poruszają kolejnymi historiami karaibskiej społeczności w Londynie.
"Alex Wheatle" zawiera takie nagromadzenie spotykających głównego bohatera od dziecka krzywd, że kiedy odcinek zaczyna odsłaniać głębię traum, to trudno oczekiwać, żeby więzienny epizod oznaczał coś więcej niż ostateczny upadek Alexa. McQueen, przy okazji mocno pokazując wydarzenia w Brixton w 1981 roku, odtwarza jednak trudny moment w biografii znanego pisarza jako punkt zwrotny, mimo wszystko dający nadzieję. Trochę szkoda, że całość odcinka wypadła zaskakująco konwencjonalnie.
Z kolei ostatnia odsłona, "Education", to odcinek bardziej kameralny i mimo zwyczajności formy porażający skalą dyskryminacji w kwestii kształcenia dzieci pochodzących z innych grup etnicznych. Poprzez fikcyjną, ale mającą oparcie w ówczesnych realiach opowieść o uroczym, skrzywdzonego przez system Kingsleyu i jego powoli odkrywającej skalę niesprawiedliwości rodzinie odsłonięto bardzo niewygodne miejsca brytyjskiej historii edukacji.
"Mały topór" jako całość nie okazał się produkcją wybitną i przełomową dla historii seriali (może poza "Lovers Rock", które trudno formalnie z czymś porównać), ale był antologią bardzo ważną, sięgającą po rzadko przypominane, a w Polsce pewnie zupełnie nieznane wydarzenia, metody opresji i próby uzyskania sprawiedliwości, jakie dotyczyły tej społeczności. Społeczności nieczęsto tak naturalnie pokazywanej na ekranie. [Kamila Czaja]
8. Bridgertonowie (nowość na liście)
"Bridgertonowie" w kilka dni stali się jednym z największych hitów w historii Netfliksa i naprawdę nas to nie dziwi. Nie dość że to idealne guilty pleasure, to jeszcze pojawiło się w najlepszym możliwym momencie — w czasie świąt obchodzonych w czasach pandemii, kiedy nic nie wygląda tak, jak byśmy chcieli. Netfliksowa rozrywka wygląda i to jest jakieś pocieszenie.
Adaptacja pierwszej powieści z cyklu Julii Quinn skupia się na losach Daphne (Phoebe Dynevor), najstarszej córki rodziny Bridgertonów, i próbach wydania jej za mąż w Londynie z czasów regencji. Klimaty jak z Jane Austen? Owszem, ale nie tylko, bo pierwszy netfliksowy serial Shondalandu to przede wszystkim bardzo współczesna adaptacja: realiami epoki twórcy za bardzo się nie przejmują, zasiedlając XIX-wieczny Londyn bohaterami różnorodnymi pod względem etnicznym i często myślącymi tak jak my dzisiaj. Kolory sukien bywają jaskrawe, kroje dużo odważniejsze, niż naprawdę były w tamtych czasach, podobnie jak rozmowy o seksie, a do tego w tle słychać a to Arianę Grande, a to Billie Eilish.
Jest też w serialu dodatek jak z "Plotkary" w postaci Lady Whistledown, jest nutka feminizmu, ale przede wszystkim ogląda się to świetnie, bo temat wiodący — relacji Daphne z enigmatycznym i upartym, żeby nie dać się złowić w małżeńskie sidła księciem Hastings (Regé-Jean Page) — wypada przepysznie pod każdym względem. Wciągający romans, kostiumowy przepych, humor i ogólna lekkość całej historii sprawiają, że osiem godzin z "Bridgertonami" mija błyskawicznie. [Marta Wawrzyn]
7. Stewardesa (awans z 10. miejsca)
"Stewardesa" miała świetny start, ale nie ukrywamy, że baliśmy się o lądowanie. Tworzenie lekkiej, łatwej i na dodatek jeszcze inteligentnej rozrywki z wątkami kryminalno-szpiegowskimi na dłuższą metę jest piekielnie trudne, co widać choćby po spektakularnym upadku "Obsesji Eve". Na szczęście możemy odetchnąć z ulgą.
Grudniowe odcinki "Stewardesy" to z jednej strony szalony miks kryminalnej fabuły z czarną komedią, w której trudno było cokolwiek przewidzieć, bo nieprzewidywalna okazała się główna bohaterka, Cassie (Kaley Cuoco). Odjechane pomysły i zwroty akcji następowały jeden po drugim, a aktorki — Kaley Cuoco, ale też Zosia Mamet i Michelle Gomez — z wdziękiem zamieniały to w coś więcej niż paradę bzdurek.
Zmiany, które wprowadził showrunner w stosunku do książki (zwłaszcza jeśli chodzi o postać Mirandy), wyszły serialowi na dobre, a do tego udała się jeszcze jedna sztuka: w ciągu ośmiu odcinków stworzono postacie z krwi i kości, których losy nas obchodzą. Zmagania Cassie z alkoholizmem i traumami z dzieciństwa to coś, co wykracza poza ramy lekkiej rozrywki, podobnie jak jej zniuansowana relacja z Annie. Nie będziemy też udawać, że nie zakochaliśmy się w mieszkaniu tej ostatniej.
Krótko mówiąc, "Stewardesa" okazała się jedną z najlepszych niespodzianek zeszłego roku. Przed premierą nie spodziewaliśmy się w zasadzie niczego, a teraz możemy powiedzieć, że z niecierpliwością czekamy na powrót. [Marta Wawrzyn]
6. The Expanse (powrót na listę)
"The Expanse" zaczyna się w 5. sezonie może niemrawo, ale wrażenie, że za długo poznajemy ustawienie międzyplanetarnej szachownicy, szybko znika. Bo oto swój plan wendety realizuje Marco Inaros — jedna z najciekawszych postaci w serialu, w którym nie ma jednoznacznie czarno-białych postaci. Jego plan szybko nabiera przyspieszenia, a z nim działania dobrze znam znanych bohaterów. Przejście serialu do Amazona owocuje. "The Expanse" jest zrealizowany znakomicie, z rozmachem pokazuje światy w Układzie Słonecznym i to, co dzieje się w przestrzeni. Poprzedni sezon toczył się praktycznie cały w jednym miejscu, na jednej planecie. Teraz na szczęście jest inaczej.
W tym sezonie kilka wątków toczy się równolegle, a bohaterowie, przynajmniej na początku, zajmują się przede wszystkim swoimi osobistymi sprawami i przeszłością. Amos (Wes Chatham) wraca na Ziemię, Alex (Cas Anvar) wraca na Marsa, podobnie jak Amos ze względów rodzinnych. James Holden (Steven Strait) zajmuje się sprawą z przeszłości — czyli protomolekułą, a Naomi (Dominique Tipper) szuka kontaktu z synem. Te wszystkie wątki łączy podobne tło. Ale właśnie poznania historii bohaterów, ich przeszłości czasami wcześniej brakowało.
Trudno narzekać jednak na "The Expanse". Serial mocno rozwinął skrzydła przez ostatnie lata. Dlatego tym bardziej szkoda, że ten sezon będzie przedostatnim. Teraz jednak możemy cieszyć się wyśmienitą space operą, która poza "The Mandalorian" jest jednym z najmocniejszych pozycji w tym gatunku ostatnich miesięcy.
5. Dzicz (nowość na liście)
Nie stawialiśmy tu na hit, tymczasem produkcja Amazon Prime Video okazała się bardzo przyjemną grudniową niespodzianką. Nie jest to serialowa rewolucja, bo i motyw grupy obcych sobie ludzie uwięzionych na wyspie i próbujących przetrwać nie należy do szczególnie nowatorskich, jednak ten jego wariant z ekipą licealistek i tajemnicami w tle oglądało się naprawdę dobrze.
Duża w tym zasługa postaci i aktorek. Stworzono grupę naprawdę różnorodną i napisano bohaterkom życie przed wyspą w sposób, który dobitnie przekonuje, czemu uważają one za traumę nie surwiwal na odludziu, a wymagania wobec nastolatek w dzisiejszej Ameryce. Odkrywanie motywacji kolejnych postaci, obserwowania rodzących się w ekstremalnej sytuacji przyjaźni, związków i konfliktów to niegłupia rozrywka, nawet jeśli nie wszystkie wątki są równie udane, a część z nich poprowadzono nieco zbyt dramatycznie.
"Dzicz" to też sekret tego, jak dziewczyny na wyspę trafiły, wizja manipulacji i portret ludzi gotowych na wszystko dla udowodnienia swoich racji. Ten wątek, z Rachel Griffiths na pierwszym planie, napisano na razie może nieco jednowymiarowo, ale nawet proste środki wystarczają, żeby wciągnąć widza w układankę. W każdym razie dobre aktorstwo, sporo niewymuszonych emocji i potencjał na jeszcze wiele nowych historii sprawiają, że "Dzicz" trafia na wysokie miejsce rankingu, a my już czekamy, co w 2. sezonie swojego serialu zaserwuje nam Sarah Streicher. [Kamila Czaja]
4. Mroczne materie (awans z 9. miejsca)
Tak wysoka pozycja "Mrocznych materii" z pewnością wynika po części z faktu, że grudniowa konkurencja raczej nie zachwycała, ale nie odbierajmy serialowemu fantasy tego, co mu się należy. Bo nie da się przecież zaprzeczyć, że ostatnie odcinki 2. sezonu przyniosły mnóstwo atrakcji – może nawet za dużo, biorąc pod uwagę szalone tempo akcji.
Na to jednak wpływu nie mamy, więc mogliśmy tylko starać się zorientować w kilku wątkach i kolejnych podróżujących pomiędzy światami bohaterach, którzy najczęściej bardzo niefortunnie się mijali. Poskutkowało to dwoma wyjątkowymi przykrymi i zdecydowanie zbyt szybkimi pożegnaniami. Zarówno Lee Scoresby'ego (Lin-Manuel Miranda), jak i Jopariego (Andrew Scott) będzie nam brakować, bo postaci to zdecydowanie dodające historii kolorytu i, szczególnie w przypadku aeronauty, wzbudzające dużo pozytywnych emocji.
O tych nie ma mowy w przypadku pani Coulter, która w świetnej kreacji Ruth Wilson już wyrosła na bez dwóch zdań najciekawszą serialową bohaterkę, a wydaje się, że na tym wcale nie koniec. W końcu teraz, gdy wie już, kim jest jej córka, okazywana względem niej toksyczna miłość zagraża nie tylko samej Lyrze, ale wszystkim światom. A te, jakby mało się działo, znalazły się właśnie na krawędzi wojny, którą Asriel (pojawiający się na chwilę w ramach niespodzianki James McAvoy), wypowiedział niejakiej Zwierzchności. No i jak tu teraz cierpliwie czekać na finałowy sezon? [Mateusz Piesowicz]
3. Euforia (powrót na listę)
"Euforia" miała w grudniu (i w całym 2020 roku) tylko jeden odcinek, ale za to jeden z najlepszych w historii. Nakręcone w pandemicznych warunkach "Trouble Don't Last Always" okazało się wnikliwą podróżą w głąb Rue (Zendaya), przeżywającej to, co ją spotkało ze strony Jules (Hunter Schafer) w finale 1. sezonu. Nie radząc sobie z problemami, dziewczyna dzwoni do swojego opiekuna z NA, Alego (Colman Domingo), z którym następnie odbywa długą rozmowę w knajpce przy naleśnikach.
I choć nic więcej właściwie się nie dzieje, nie da się oderwać wzroku od ekranu, tak fenomenalnie napisana i zagrana jest ta rozmowa. Najprościej rzecz, ujmując Rue jest na krawędzi życia i śmierci, a Alemu przypada zadanie wyciągnięcia jej z tego. Mogło wyjść z tego kazanie albo pogadanka — zwłaszcza że mówimy o dorosłym facecie z mnóstwem problemów wagi ciężkiej i nastolatce — a wyszła bardzo naturalna, szczera, intymna konwersacja, która obojgu w jakiś sposób pomogła.
A jednocześnie to mądra konwersacja, w której jest miejsce na ważne pytania egzystencjalne, erudycyjne popisy Alego, pytanie o rolę Boga w całym tym chaosie, jakim jest nasze życie. Jest też tu miejsce na bardzo trudne wyznania, dużą dawką brutalnej prawdy i słowa, które sprawiają, że pojawia się odrobina nadziei. To świetna sprawa, że ekipa "Euforii" zrobiła odcinki specjalne przy użyciu takich skromnych zasobów. Okazało się, że serial ma bardzo, bardzo dużo do powiedzenia i nie potrzebuje do tego ani fajerwerków, ani kontrowersji. [Marta Wawrzyn]
2. The Mandalorian (awans z 4. miejsca)
Była akcja, były spektakularne efekty i były emocje, a w gratisie dostaliśmy jeszcze solidną porcję filmowej nostalgii. Na zwycięstwo w grudniowym rankingu nie starczyło, ale na miejsce tuż za liderem już jak najbardziej i naprawdę trudno się z tak wysoką pozycją "The Mandalorian" spierać.
Na pochwały zasługuje właściwie cały 2. sezon, w którym twórcy podnieśli sobie poprzeczkę, czyniąc historię Mando czymś więcej, niż tylko rozrywkową fabułą pełną efektownych zapychaczy. Zamiast więc skakać z przygody na przygodę, z każdym odcinkiem przybliżaliśmy się do fabularnego celu, by w grudniu otrzymać kulminację atrakcji, łącznie z finałem będącym przy okazji jedną wielką sekwencją akcji. Czy w roku bez blockbusterów mogło nas spotkać coś lepszego?
Cóż, pewnie tak, bo wcale nie zamierzam twierdzić, że "The Mandalorian" nagle stał się najbardziej oryginalnym serialem w telewizji. Wręcz przeciwnie, klisz i prostych rozwiązań nadal jest w nim aż nadto, ale tak jak nie przeszkadzało to wcześniej, tak wciąż wychodzi produkcji Disney+ na dobre. Szczególnie że scenariuszowe schematy są na tyle umiejętnie obudowane autentycznymi emocjami (i graniem na widzowskich sentymentach), że można twórcom wiele wybaczyć.
Zamiast więc narzekać na oczywiste wady, lepiej było po prostu usiąść wygodnie w fotelu i bawić się w najlepsze – czy to przeżywając porwanie małego Grogu, czy emocjonując się misją ratunkową zakończoną efektownym wejściem na scenę samego Luke'a Skywalkera. Tak, wiem, że cyfrowo odmłodzonego i że sztuczność aż bije po oczach. Tylko co z tego? Liczy się fakt, że dostaliśmy możliwość ponownego przeżycia starej przygody, na dodatek doprawionej wzruszeniami towarzyszącymi rozstaniu łowcy nagród z przyszywanym synem. Jeśli robić "Gwiezdne wojny", to właśnie takie. [Mateusz Piesowicz]
1. Normalni ludzie (nowość na liście)
Pewnie za całe uzasadnienie wystarczyłoby przypomnieć, że "Normalni ludzie" to nasz redakcyjny serial roku 2020 i jedyna produkcja, który był na podium we wszystkich trzech naszych indywidualnych dziesiątkach 2020. Ale chyba nigdy dość argumentowania, czemu ta adaptacja powieści Sally Rooney, na którą przyszło nam w Polsce czekać kilka miesięcy, aż tak na urzekła.
Zachwycaliśmy się aktorskim duetem Daisy Edgar-Jones i Paula Mescala, podziwialiśmy przepiękne kadry i rewelacyjną muzykę, daliśmy się porwać zmysłowej formie tej opowieści. Ale z przekonującym, autorskim stylem realizacji idzie tu w parze magia samej opowieści, przeniesionej na ekran w wersji nawet bardziej przekonującej niż ta na kartach książkowego pierwowzoru.
Historia rozciągniętej na kilka lat relacji Marianne i Connella, ich dorastania naznaczonego powrotami i rozstaniami, krzywdzeniem się nawzajem, intymnością, lękami, zahamowaniami to jedna z najbardziej "dających po głowie" emocjonalnie fabuł ostatnich lat. Zachwyca niezwykłość porozumienia między bohaterami, ale i poraża skala zadawanych sobie nawzajem, fundowanych samym sobie i otrzymywanych od świata ciosów. Piękna, poruszająca historia, o której będziemy pamiętać jeszcze długo po grudniu 2020. [Kamila Czaja]