Pytanie na weekend: Jaki jest najlepszy serial, który można teraz oglądać?
Redakcja
31 stycznia 2021, 13:27
Fot. Channel 4/Netflix
Styczeń należał do "WandaVision"? Naszym zdaniem niekoniecznie, choć nie da się tej produkcji nie wyróżnić. A jakie są wasze ulubione seriale początku 2021 roku?
Styczeń należał do "WandaVision"? Naszym zdaniem niekoniecznie, choć nie da się tej produkcji nie wyróżnić. A jakie są wasze ulubione seriale początku 2021 roku?
Dziś powraca nasze najbardziej podstawowe pytanie na weekend: jaki jest najlepszy serial, który można teraz oglądać? Ograniczenie czasowe, jakie przyjęliśmy, tworząc redakcyjne zestawienie, to: serial emitowany teraz co tydzień po odcinku albo taki, którego nowy sezon pojawił się w całości w jednym z serwisów VoD pomiędzy 5 grudnia (naszym poprzednim zestawieniem) a dniem dzisiejszym.
Mateusz Piesowicz: Bo to grzech
W sumie mogłem na pytanie o najlepszy obecnie serial odpowiedzieć już tydzień temu. Skoro jednak 4. odcinek "WandaVision" zapowiadano tak, jakby miał co najmniej wstrząsnąć posadami telewizyjnego świata, to wypadało na niego poczekać – nawet mimo tego, że nie bardzo chciało mi się w to wszystko wierzyć. Efekt? Nie będę narzekał, całkiem niezły. Jak serial Marvela podobał mi się do tej pory, tak podoba się nadal, gdy "sitcom z Avengersami" przyjął już, zgodnie z planem, bardziej standardowy kształt. Pewnie mógłbym go nawet tutaj wyróżnić, gdyby nie Russell T Davies.
Brytyjski twórca po raz kolejny udowodnił bowiem, że jeśli chodzi o talent łączenia ze sobą skrajnych emocji i przenoszenia ich na mały ekran, nie ma sobie równych. Ba, sądzę, że tym razem wyszło mu nawet lepiej niż poprzednio, bo o ile do "Roku za rokiem" trochę zastrzeżeń miałem, "Bo to grzech" nie wzbudziło ich we mnie w najmniejszym stopniu. Mnóstwo było za to przeżyć każdego rodzaju, od euforii, przez bezsilną wściekłość, aż po łzy. A to wszystko na przestrzeni pięciu krótkich odcinków i w gruncie rzeczy wręcz banalnej historii. Cuda? Nie, to tylko telewizja najwyższych lotów.
Kamila Czaja: Udawaj, że to miasto
Grudzień po polskiej premierze "Normalnych ludzi", którzy zaliczali się jeszcze do poprzedniego pytania o najlepszy emitowany aktualnie serial, nie imponował (nie należę do fanek "Bridgertonów"). Styczeń zapowiadał się jeszcze mniej atrakcyjnie. Czekałam na "WandaVision", poza tym nie spodziewałam się wiele. Tymczasem mam w czym wybierać i decyzja pierwszy raz od dawna jest trudna (mimo że nie należę też do fanek "Lupina").
Oczywistym kandydatem wydaje się właśnie "WandaVision", ale zachwyt pierwszymi odcinkami powoli ze mnie ulatuje. To, co dla wielbicieli Marvela pewnie stanowi zmianę na plus, dla mnie pozbawia serial wyjątkowości. Kto wie, może się mylę, wolę jednak poczekać z oceną. Podobnie z "Malowaniem z Johnem", chociaż tu raczej wierzę, że oryginalność utrzyma się przez cały sezon i jeszcze będę miała szansę tę produkcję docenić.
Bliżej zwycięstwa znalazło się izraelskie "Losing Alice", ale i tu fascynacja miesza się z pytaniem, czy do końca będzie tak dobrze. I nie chodzi o to, że nie doceniam "Bo to grzech" – obejrzałam błyskawicznie, przekonała mnie ta historia, a nawet wzruszyła, ale cała miniseria nie wydała mi się aż tak wyjątkowa. Co pewnie dowodzi, że Russell T Davies to po prostu nie do końca "mój" twórca (wbrew powszechnym zachwytom "Rok za rokiem" i ja też się nie pokochaliśmy).
Wygrywa ostatecznie coś niepozornego, ale pochłoniętego przeze mnie hurtowo, nawet jeśli nie ze wszystkim opiniami było mi po drodze. Nie oparłam się urokowi Nowego Jorku ani ostrości inteligencji i dowcipu Fran Lebowitz. Stawiam więc na "Udawaj, że to miasto" Martina Scorsese.
Marta Wawrzyn: Bo to grzech
U mnie sprawa jest oczywista: uwielbiam styl Russella T Daviesa, w tym zwłaszcza sposób, w jaki ten twórca przekazuje emocje, a "Bo to grzech" to są właśnie emocje, emocje i jeszcze raz emocje. Widać, że brytyjski scenarzysta włożył w ten serial całego siebie i że to dużym stopniu autobiografia — w tej miniserii jest wszystko, co w jego serialach najlepsze, pomnożone do potęgi entej. Jak nienawidzę binge-watchingu, tak pochłonęłam całość w jeden wieczór i chciałabym więcej. Szkoda, że to tylko pięć odcinków, bo chętnie bym spędziła z tą ekipą nawet pięć sezonów.
"WandaVision" w zasadzie nie brałam nawet pod uwagę, bo od początku było widać, że nikt tu ma ambicji zrobić drugi "Legion". To tylko kolejna historia z MCU, która ma trochę bardziej intrygujący początek. Elizabeth Olsen i Paul Bettany zafundowali nam cudowną jazdę przez historię sitcomów, ale nie sądzę, żebym została z nimi na dłużej. Z kolei "Udawaj, że to miasto" traktuję raczej jak ciekawostkę (dobrze, że jest jeszcze na Netfliksie miejsce na takie rzeczy) niż kandydata na najlepszy serial. W przypadku "Losing Alice" nie chcę wydawać werdyktu, bo będzie on zależeć od tego, w jakim kierunku ta historia się potoczy. "Lupin"? "Bridgertonowie"? Tak, gdybyśmy wybierali najlepsze guilty pleasure.