"Mad Men" (5×12): (Nie)spodziewana rezygnacja
Marta Wawrzyn
6 czerwca 2012, 22:24
Z jednej strony, czuliśmy, że coś takiego może wydarzyć się w 5. sezonie "Mad Men". Z drugiej, chyba nikt nie spodziewał się, że przybierze to właśnie taką formę. "Commissions and Fees" okazał się znacznie bardziej zaskakującym odcinkiem, niż można by sądzić po tytule. Spoilery!
Z jednej strony, czuliśmy, że coś takiego może wydarzyć się w 5. sezonie "Mad Men". Z drugiej, chyba nikt nie spodziewał się, że przybierze to właśnie taką formę. "Commissions and Fees" okazał się znacznie bardziej zaskakującym odcinkiem, niż można by sądzić po tytule. Spoilery!
Wiedzieliśmy, że to się wydarzy. Po odniesieniach do "Pani Łazarz", ubezpieczeniu Pete'a na wypadek samobójstwa, po dziwnej scenie, w której Don zajrzał do pustego szybu windy, to się po prostu musiało wydarzyć. Śmierć wisiała w powietrzu, a my, głupi (no dobrze – ja, głupia) myśleliśmy różne rzeczy, tylko nie łączyliśmy z tą samobójczą obsesją Weinera wszystkich nieszczęść, jakie w tym sezonie spotkały Lane'a Pryce'a. Fani obstawiali śmierć wszystkich (głównie Peta'a i Rogera), tylko nie jego.
A przyznać trzeba, że Brytyjczyka naoglądaliśmy się w tym sezonie sporo i to zazwyczaj w sytuacjach, pokazujących, jak niekomfortowo czuje się właściwie w każdej sytuacji, w każdym miejscu, z każdym człowiekiem. Rasistowski moment w "A Little Kiss" i dziwny prawie romans z nieznajomą. Nieszczęśliwe małżeństwo z kobietą, która nie rozumie kompletnie nic. Niechętne relacje ze znajomymi Wyspiarzami. Nieudana próba bycia jak Don Draper. Niezręczny pocałunek z Joan. Nie, nie, nie. W 5. sezonie "Mad Men" życie ani razu nie powiedziało Lane'owi "tak".
Aż w końcu zrobił coś bardzo dziwnego. Podrobił podpis Dona na czeku, który wystawił z pieniędzy firmy samemu sobie w celu opłacenia podatków w Wielkiej Brytanii. Czemu nie poprosił o pomoc wspólników? Czemu nie poszedł po pożyczkę do banku? Jak można robić taką głupotę – i to nie w chwili emocji, a po zastanowieniu, z premedytacją – dla głupich 7,5 tysięcy dolarów? Te pytania zadawaliśmy również na łamach Serialowej, ślepi na to, jak dumny to człowiek, jakim poniżeniem byłoby dla niego poproszenie o pożyczkę, jak źle mu z tym, że nic dziś dla SCDP nie znaczy, mimo że bez niego w ogóle by tej firmy nie było.
Rozmowa z Donem, podczas której Lane został poproszony o złożenie rezygnacji, odsłoniła wszystko. I jednocześnie upewniła nas, że koniec już jest bliski. Kiedy więc Brytyjczyk ubiera się w porządny garnitur i zmierza w kierunku nowiutkiego jaguara, kupionego mu przez żonę, wyobrażamy sobie jakiś straszny wypadek. A on systematycznie zabiera się za odbieranie sobie życia w sposób dużo bardziej elegancki. No tak, w końcu Don doradził mu eleganckie odejście.
Niedziałający akumulator nie przeszkadza mu w dokończeniu dzieła (cóż, mógł się tego spodziewać, w końcu to auto ładne, ale zawodne). Zdeterminowany jak nigdy dotąd Lane przychodzi do biura, zasiada za maszyną do pisania i pisze coś, co uważamy za list pożegnalny, a okazuje się… suchą rezygnacją, złożoną na standardowym formularzu. I zabija się w swoim biurze w sposób, który ma zrobić wrażenie na jego kolegach, ma wywołać poczucie winy, ma sprawić, że nigdy już nie będzie tu tak samo jak do tej pory.
Dona nie ma w poniedziałek rano w biurze, bo nęci gładkimi słówkami dużego klienta ("Czym jest szczęście? To moment przed tym, jak potrzebujesz więcej szczęścia"), pierwszy szok przypada w udziale Pete'owi. Świetnie zagrany moment przerażenia. I ta chwila, kiedy Joan, która przecież nie widzi niczego na własne oczy, zaczyna płakać. I dręczony poczuciem winy Don znów biegnący zbawiać świat, kiedy ten już dawno został przeklęty. Te kilka minut "Mad Men" to prawdziwy majstersztyk.
Dla Dona to kolejne takie doświadczenie w życiu (pamiętacie samobójstwo Adama z 1. serii? Niby diametralnie inna sytuacja, ale rezultat identyczny), kolejny koszmar, któremu mógł zapobiec, a jednak nie wyszło. To ciekawy paradoks: on w gruncie rzeczy stara się być przyzwoity, doskonale łapie, o co chodzi w emocjach innych ludzi (wystarczy popatrzeć, jak zamienia je w hasła reklamowe), a jednak kompletnie nie potrafi wyczuć, co siedzi w najbliższych mu osobach. "Wiele razy zaczynałem od nowa. To jest najtrudniejszy etap" – mówi lamentującemu Lane'owi. I nie przychodzi mu do głowy, że nie każdy może zaczynać od początku po raz któryś z kolei. Że ma przed sobą zupełnie innego człowieka niż on sam. Nie rozumie tego, mimo że ten człowiek dość dobitnie mu to mówi. Ba, uważa, że robi mu przysługę, bo pozwala mu zachować twarz w tej sytuacji. A tymczasem sam go upokarza.
Tę emocjonalną nieporadność Dona znów widać, kiedy wraca do domu, do żony, i zamiast jej wszystko opowiedzieć, ucieka z okropnym chłopcem Glenem aka średnim aktorsko synem Matthew Weinera. Glen nie wie, co przydarzyło się w biurze na Madison Avenue, ale mimo to bardzo mądrze podsumowuje amerykańską przygodę Lane'a i przy okazji życie nas wszystkich: "Wszystko, co miało dać ci szczęście, okazuje się być do dupy".
Jeśli miałabym ocenić cały odcinek, to muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Samobójstwo Lane'a było świetnie przygotowaną bombą, którą oglądało się w napięciu (mimo 99-procentowej pewności, że TO się wydarzy) i która będzie mieć ogromny wpływ na przyszłość Dona – i pewnie nie tylko jego. Ale za to kompletnie nie porwała mnie historia pt. "Sally staje się kobietą". Najlepszym jej elementem był dla mnie wyżej opisany moment Glena i ojca jego "młodszej siostrzyczki, tylko mądrej".
Wyraźnie widać, że miesiąc miodowy państwa Draper się skończył. Momentami wyglądają, jakby trwali przy sobie już tylko z przyzwyczajenia. Namiętność stopniała, problemy stały się coraz bardziej prozaiczne, kłótnie mniej emocjonujące. Megan stara się zachowywać rozsądnie, ale Don coraz częściej ją zwyczajnie lekceważy. To się nie może skończyć dobrze.
Zwłaszcza że Don znów wyraźnie woli pracę od domu, a agencja wydaje się wychodzić z kryzysu. Będą nowi klienci (a wśród nich zapewne Dow Chemical), będzie więcej pieniędzy, ale poza tym nic już nie będzie takie jak do tej pory. Joan została partnerem w sposób, z którego nikt nie może być dumny. Peggy opuściła szefa, któremu zawdzięcza wszystko. Lane Pryce nie żyje. Nic już nie może być takie jak do tej pory.
http://youtu.be/sDrLAYc5CLk
Jeśli jesteście ciekawi naszych prognoz na finał 5. sezonu "Mad Men", Kaja napisała świetny tekst, który polecam. Niezależnie od tego, jakie będzie zakończenie i co mam do zarzucenia poszczególnym epizodom (coś tam mam, ale nie jest tego dużo), uważam, że to był świetny sezon. Bezbłędnie rozpisany, mroczny, dojrzały, głęboki, nie mający w sobie już nic z pięknej bajeczki o szczęśliwych czasach, kiedy to wszyscy pili, palili i sypiali bez konsekwencji z sekretarkami.