"The Walking Dead" szykuje się do długiego zakończenia – recenzja powrotu 10. sezonu
Mateusz Piesowicz
1 marca 2021, 23:01
"The Walking Dead" (Fot. AMC)
Trzecia część 10. sezonu serialu to nie pora i miejsce na eksperymenty, więc w dodatkowych odcinkach "The Walking Dead" ich nie uświadczycie. Czy w takim razie jest co oglądać? Spoilery.
Trzecia część 10. sezonu serialu to nie pora i miejsce na eksperymenty, więc w dodatkowych odcinkach "The Walking Dead" ich nie uświadczycie. Czy w takim razie jest co oglądać? Spoilery.
Po dziesięciu latach emisji trudno nazwać dzisiaj "The Walking Dead" serialem, który wytycza nowe ścieżki. A jednak, patrząc na cuda, jakie wyczyniają twórcy w kwestii emisji kolejnych odcinków, można dojść do wniosku, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. W końcu jesienią mieliśmy już pojedynczy finał, który nie był finałem, a teraz nadeszła pora na wstęp do nowego sezonu, który będzie jednocześnie formalnym zakończeniem odsłony poprzedniej. No kto inny może się czymś takim pochwalić?
The Walking Dead powraca z sezonem 10C
Akrobatyka z liczbą odcinków i datami premier to oczywiście wynik pandemii, która uniemożliwiła pracę w normalnym trybie, każąc twórcom kombinować. Efektem tego jest właśnie tzw. sezon 10C, stanowiący swego rodzaju pomost między zakończoną przed kilkoma miesiącami sagą Szeptaczy, a już zapowiedzianą finałową odsłoną serii. Sześć dodatkowych odcinków można więc potraktować jako coś pomiędzy typowym zapychaczem, a bonusem dla zniecierpliwionych dla fanów – cieszycie się?
Ja niekoniecznie, bo żadna z tych wersji nie brzmi szczególnie ekscytująco, co zresztą potwierdziły pierwsze z nowych odcinków (oprócz "Home Sweet Home" widziałem także kolejny – "Find Me"), które wyglądają, jakby upchano w nich wszystko, co nie zmieści się gdzie indziej. Co w tym wypadku oznacza głównie jednostkowe historie, bo każdy odcinek ma się skupiać na kimś innym, dając twórcom przestrzeń do rozwoju postaci, a widzom czas na chwilę wytchnienia między jednym zagrożeniem a drugim.
Plan wcale niegłupi, ale w warunkach "The Walking Dead" chyba niezbyt realistyczny. Pierwsze problemy widać bowiem już w "premierze", poświęconej powracającej do serialu po przerwie Maggie (Lauren Cohan). Bardzo słusznie, bo mowa przecież o jednej z najważniejszych postaci, która poprzednio ledwie nam mignęła. Jej pojawienie się, choć spodziewane, absolutnie zasługiwało na szersze ogranie. Czy takie dostaliśmy?
The Walking Dead skupia się na powrocie Maggie
Z jednej strony niekoniecznie, bo zwłaszcza ci liczący na dowiedzenie się, co działo się ostatnio z Maggie, mogą poczuć się rozczarowani spłyceniem wydarzeń do paru zdań i mglistych niedopowiedzeń. Z drugiej jednak nie można przesadnie narzekać, szczególnie na towarzyszące temu powrotowi emocje. W tej warstwie nieźle zadziałało przecież choćby spotkanie Maggie z Darylem (Norman Reedus), bo między parą serialowych weteranów była naturalność, jakiej w "The Walking Dead" nie spotyka się za często. Nawet jeśli w rozmowie próżno szukać konkretów, sama świadomość, że para dobrych przyjaciół po prostu cieszy się na swój widok, była tu wystarczająca.
A skoro już o niewypowiedzianych emocjach mowa – jeszcze więcej dostarczyła ich chłodna wymiana spojrzeń Maggie z Neganem (Jeffrey Dean Morgan), zapowiadająca oczywisty i z dawna przeciągany konflikt tej dwójki. Dodanie do równania także małego Hershela (Kien Michael Spiller), niemającego pojęcia o zabójcy ojca, tylko podkręca już napiętą sytuację, więc mam nadzieję, że twórcy tego potencjału nie zmarnują. Zderzenie dwóch wyrazistych postaci może spokojnie zapewnić atrakcji na minimum kilka odcinków, ale za dobrze znam "The Walking Dead", by bez obaw czekać na to, jak się ta sytuacja rozwiąże.
Tym bardziej, że poczekać pewnie trochę przyjdzie, bo sądząc zarówno po kolejnym odcinku, jak i opisach pozostałych, raczej nieprędko do tematu wrócimy. Oczywiście, nie jest to nic nowego, bo twórcy przyzwyczaili do narracji porzucającej wątki nieraz na dłuższy czas, co jednak w przypadku tego "sezonu" może okazać się wyjątkowo uciążliwe. Wszystko dlatego, że o ile wspomniane wyżej skupianie się na bohaterach zadziałało przyzwoicie w kwestii Maggie, bo dawno jej nie widzieliśmy, o tyle niekoniecznie musi się sprawdzić przy reszcie postaci. A mówiąc inaczej, mam poważne wątpliwości, czy twórcy zwyczajnie będą mieli na ich temat coś ciekawego do powiedzenia.
The Walking Dead, czyli długi wstęp do finiszu
Nie uprzedzajmy jednak faktów, zostając przy "Home Sweet Home". Jak napisałem, odcinek obronił się pod względem emocjonalnym, pozwalając zarówno bohaterom, jak i widzom nacieszyć się powrotem Maggie. Problem jednak w tym, że za długo ta radość nie trwała, bo twórcy szybko zaczęli sami sobie zaprzeczać. Miała być koncentracja uwagi na bohaterach, więc co robimy? Oczywiście wrzucamy zapowiedź kolejnej wrogiej grupy, tym razem niejakich Żniwiarzy. Na pewno będą równie fascynujący, co ich poprzednicy!
Jasne, można powiedzieć, że gdyby nie pojawienie się tajemniczego przeciwnika, odcinek byłby w znacznym stopniu pozbawiony akcji. Ale czy to naprawdę taki problem? No nie, wręcz przeciwnie. Dopóki trzymaliśmy się w miarę spokojnego biegu wydarzeń, przerywanego zabiciem kilku zombiaków (i zbyt szybkim pozbawieniem otoczki tajemnicy pewnego zamaskowanego ninja), naprawdę dało się zauważyć, że "The Walking Dead" to nie tylko rozwałka na zmianę z nudnymi przemowami i można z tutejszych postaci wycisnąć trochę życia. Szkoda więc, że sami twórcy uważają najwyraźniej inaczej, napędzając serial przez stawianie bohaterów w obliczu zagrożenia nawet wtedy, gdy nie jest to konieczne.
Takie podejście zaprezentowane już na samym początku sprawia niestety, że trudno mi sensownie uzasadnić powstanie tych dodatkowych sześciu odcinków. Angela Kang i reszta dostali pole do popisu, mając okazję nawet do podjęcia pewnego ryzyka, ale nie skorzystali z niego w najmniejszym stopniu, w zamian oferując widzom przydługi wstęp do właściwej historii w następnym sezonie.
A przecież żeby trochę namieszać, nie trzeba było wcale wywracać do góry nogami całego świata. Wystarczyło spełnić obietnicę, rzeczywiście poświęcając czas rozwijaniu postaci. Cierpliwości na to wystarczyło jednak tylko na połowę odcinka, potem wróciły dawne przyzwyczajenia i schematy.
Dokąd właściwie zmierza The Walking Dead?
Może to się jeszcze zmieni, może kolejne odcinki zaskoczą, może pozostali bohaterowie doczekają się lepszego potraktowania. Może. Ale nadziei na to nie mam wielkich, bo już następne w kolejce "Find Me", w którym będziemy towarzyszyć Darylowi i Carol (Melissa McBride), pokazuje, że "The Walking Dead" nie uczy się na własnych błędach. Tam, gdzie prosi się o rozwinięcie, skraca się, przechodząc do ogranych motywów i wtórnej akcji. Tam, gdzie nie ma już absolutnie nic do dodania, przerabiamy jeszcze raz to samo. I tak w kółko, aż do… no właśnie, do czego?
Napisałbym, że do końca, który wprawdzie wciąż jest odległy, ale przynajmniej majaczy na horyzoncie (ogłoszono, że ostatni sezon ma liczyć aż 24 odcinki), ale przecież to nieprawda. Pandemia może twórców opóźniła, jednak nie sądzę, by miała cokolwiek zmienić w ich planach, zatem i następny spin-off, i filmy, i kto wie, co jeszcze, na pewno są przed nami.
Po drodze do nich nie spodziewałbym się natomiast żadnych zmian, próby nowego podejścia dostrzegając co najwyżej w zręcznym dopasowywaniu się twórców do aktualnych realiów. Jak widać po nowych odcinkach, kręcenie scen z hordami zombie w czasach pandemicznych nie wchodzi w grę, ale już problem dystansu dało się obejść, umieszczając większość akcji w plenerze czy umiejętnie aranżując sceny akcji.
Czy to wystarczy, by uznać, że "The Walking Dead" zmierza w dobrym kierunku? Pewnie nie, ale też nie ma sensu się oszukiwać – końcówka liczącego dziesięć sezonów serialu to nie czas na rewolucję i eksperymenty. Kto miał przy nim zostać, ten już zostanie, bez względu na liczbę i jakość przejściowych odcinków, które w tym czasie zaserwują mu twórcy. Być może najrozsądniej będzie więc oczekiwać od nich dokładnie tego, do czego serial AMC przez lata przyzwyczaił, czyli trochę dobrego, trochę złego i dużo beznamiętnego pozbywania się bezimiennych postaci.