Kultowe seriale: "Mildred Pierce", czyli wzloty i upadki kobiety nadzwyczajnej
Marta Wawrzyn
6 marca 2021, 13:48
"Mildred Pierce" (Fot. HBO)
Kate Winslet, Guy Pearce, Evan Rachel Wood i skomplikowany portret kobiety niezwykłej na tle amerykańskiej historii. Dlaczego warto obejrzeć miniserial "Mildred Pierce"?
Kate Winslet, Guy Pearce, Evan Rachel Wood i skomplikowany portret kobiety niezwykłej na tle amerykańskiej historii. Dlaczego warto obejrzeć miniserial "Mildred Pierce"?
Jedną z najbardziej oczekiwanych serialowych premier tej wiosny jest "Mare of Easttown", miniserial kryminalny HBO z Kate Winslet w roli policjantki z małego miasteczka i Guyem Pearce'em u jej boku. To duet świetnie znany fanom "Mildred Pierce", pięcioodcinkowej miniserii HBO, która pod koniec marca będzie obchodzić swoje 10-lecie i którą zdecydowanie warto sobie teraz odświeżyć. Zwłaszcza że na nadmiar dobrych seriali w tych czasach zdecydowanie nie możemy narzekać.
Mildred Pierce to iście oscarowy miniserial HBO
"Mildred Pierce" to serial stosunkowo nowy, bo z 2011 roku, ale historia, którą opowiada, powstała znacznie wcześniej. Produkcja stworzona przez Todda Haynesa to adaptacja książki Jamesa M. Caina z 1941 roku. W 1945 roku nakręcono na jej podstawie film z Joan Crawford w roli głównej. Kate Winslet nie była więc pierwszą Mildred Pierce. Nie przeszkodziło jej to w zdobyciu za swój występ Emmy, Złotego Globu, nagrody SAG oraz Satellite. Nagrodę Emmy otrzymał także Guy Pearce.
Krótko mówiąc, mamy tu do czynienia z prawdziwie oscarowym serialem z czasów, kiedy takie występy gwiazd tej wielkości nie były jeszcze oczywistością w telewizji. Dziś trudno nadążyć za filmowymi aktorami i reżyserami tworzącymi nowe seriale dla platform streamingowych. Wtedy filmową jakość oferowały najczęściej właśnie miniseriale HBO, będące swego rodzaju kilkugodzinnymi filmami w odcinkach — wystarczy spojrzeć choćby na "Anioły w Ameryce" albo "Kompanię braci".
Mildred Pierce: Kate Winslet jako kobieta niezwykła
Dość jednak o zaszczytach i gwiazdach, bo "Mildred Pierce" broni się przede wszystkim opowiadaną historią. Rzecz się dzieje w latach 30., czyli w czasie Wielkiego Kryzysu w Stanach Zjednoczonych. Mildred Pierce, mieszkająca na kalifornijskim przedmieściu matka dwóch dziewczynek, rozwodzi się z mężem, który ją zdradza, i zaczyna życie na własną rękę w najgorszym możliwym momencie, jeśli chodzi o możliwości znalezienia pracy. A ponieważ jest kobietą nie tylko bardzo dumną, ale też zaradną, szybko przemienia się z porzuconej desperatki, której nie stać na zakupy spożywcze, we właścicielkę miłej knajpki i lokalny symbol sukcesu.
To, co oglądamy dalej, to melodramat w pełnym rozkwicie na tle amerykańskiej historii. "Mildred Pierce" na przestrzeni ponad pięciu godzin buduje zniuansowany portret kobiety nadzwyczajnej: silnej i wrażliwej, chłodnej i emocjonalnej, bezradnej i gotowej na wszystko. Mildred zdaje się przerastać i wyprzedzać swoje czasy, co jest zasługą Jamesa M. Caina, który napisał ją tak, jak postaci kobiecych w latach 40. się nie pisało. Dziś takie bohaterki są normą w serialach kostiumowych, wtedy (i mowa zarówno o roku 1941, jak i w pewnym stopniu 2011) niekoniecznie były.
Mildred jest silna, niepokorna, pracowita i emocjonalna w swoich prywatnych relacjach. Z jednej strony to symbol American dream, chodzący dowód na to, że wystarczy dosłownie zakasać rękawy i sukces gwarantowany. Z drugiej, kobieta, która ma też inną twarz — matki nieradzącej sobie z trudną, wybitnie uzdolnioną córką Vedą (w młodszej wersji Morgan Turner, w starszej Evan Rachel Wood) i kochanki nie najlepiej dobierającej kandydatów na miłości swojego życia.
Dlaczego warto obejrzeć miniserial Mildred Pierce
Oprócz ludzkich dramatów na tle historii Ameryki, kwestii ekonomicznych i wyraźnie zarysowanych podziałów klasowych w rzekomo bezklasowym amerykańskim społeczeństwie, "Mildred Pierce" oferuje tonę szalonych emocji, zagranych w specyficzny, teatralny, często przedramatyzowany sposób. Co pewnie nie każdemu się spodoba, a jednocześnie trudno sobie serial bez tego wyobrazić.
Mildred zdecydowanie ma tendencje do wikłania się w burzliwe relacje, choć pewnie długo można by debatować, na ile jest to jej winą. Niedługo po rozstaniu z mężem, które dokonuje się w okamgnieniu, zaczyna romansować z czarującym lekkoduchem Monty Beragon (Guy Pierce), z łatwością wydobywającym jej szaloną, namiętną stronę — tę, której nie widzimy, kiedy oglądamy jak bohaterka haruje, żeby wybić się ponad przeciętność. To związek, o którym dziś byśmy powiedzieli, że jest toksyczny, bo oprócz nieodpartej chemii zawiera złe emocje, a nawet przemoc.
Dokładnie to samo można powiedzieć o relacji Mildred z Vedą, która z dziwnej, trudnej, wybuchowej dziewczynki przeradza się wieku lat zaledwie kilkunastu w snobistyczną, chadzającą własnymi ścieżkami divę. Niekończąca się walka córki i matki napędza fabułę serialu w tym samym stopniu, co jej romans z Montym i budowanie od zera imperium gastronomicznego w piekielnie trudnych czasach.
Losy całej trójki na przestrzeni lat, nie wychodząc poza kalifornijski światek, składają się na opowieść o Ameryce tamtych czasów. O szybkich wzlotach i upadkach, fortunach budowanych w kilka lat i traconych w kilka minut, ludzkiej determinacji, problemach klasowych w krainie egalitaryzmu i amerykańskim śnie w praktyce.
"Mildred Pierce" to dowód na to, że telewizja jest wielka, kiedy opowiada o rzeczach małych i codziennych problemach zwykłych ludzi. To znakomity scenariusz, stylowa realizacja i oscarowe występy odtwórców trójki głównych ról. Warto zobaczyć, zwłaszcza mając w perspektywie zbliżającą się premierę "Mare z Easttown".