"Potężne Kaczory: Sezon na zmiany", czyli całkiem udana kolejna tercja – recenzja nowego serialu Disneya
Kamila Czaja
27 marca 2021, 15:22
"Potężne Kaczory: Sezon na zmiany" (Fot. Disney+)
"Potężne Kaczory: Sezon na zmiany", czyli serialowa kontynuacja filmów z lat 90., nieszczególnie zaskakuje, ale chyba nie miała zaskakiwać. Oferuje za to dużo dobrych chęci.
"Potężne Kaczory: Sezon na zmiany", czyli serialowa kontynuacja filmów z lat 90., nieszczególnie zaskakuje, ale chyba nie miała zaskakiwać. Oferuje za to dużo dobrych chęci.
Na fali powrotów wszystkiego wróciły i Potężne Kaczory. Jesteśmy wprawdzie już na etapie nowych wersji seriali zakończonych parę lat temu ("Plotkara", "Słodkie kłamstewka"), ale najwyraźniej w latach 90. zostało jeszcze coś do przypomnienia. Tym razem nie reboot, a kontynuacja trzech filmów o młodzieżowej drużynie hokeja (niektórzy z nas mogą pamiętać też serial animowany, w którym w hokeja grały… kaczory).
Disney, tworząc "Potężne Kaczory: Sezon na zmiany", sięgnął po gwiazdę filmowego cyklu. Emilio Estevez powraca w roli Gordona Bombaya, a punkt wyjścia serialu jest pozornie nowy, a w praktyce podobny do wcześniejszych przygód. Z jednej strony mamy zwrot akacji: to Potężne Kaczory są zbiorowym czarnym charakterem, z drugiej – znów chodzi o uczenie grupy dzieciaków z góry skazywanych na porażkę. Uczenie i hokeja, i życia.
Potężne Kaczory: Sezon na zmiany – stare i nowe
W centrum mamy bowiem Ethana (Brady Noon, "Zakazane imperium"), gracza niespełniającego wyśrubowanych kryteriów zespołu. Potężne Kaczory od czasów Bombaya zdążyły się bowiem zmienić w maszynkę do produkcji "hokejowych robotów", a sukcesy osiągają kosztem przyjemności z gry i jakiejkolwiek rówieśniczej solidarności. Matka Ethana, Alex (Lauren Graham, "Gilmore Girls", "Parenthood'), próbując osłodzić mu usunięcie z drużyny oraz pokazać, że sport może być rozrywką, zakłada własny zespół i wynajmuje lodowisko od Gordona.
Oczywiście w efekcie nowy skład to zbieranina szkolnych outsiderów oraz kilkorga dzieciaków, które z różnych przyczyn postanawiają coś zmienić w swoim życiu. W pilocie najlepiej, oprócz Ethana, poznajemy Nicka (Maxwell Simkins), uroczego podcastera, który od początku wierzy w powodzenie projektu. Resztę, czyli Mayę (Taegen Burns, "The Right Stuff"), Lauren (Bella Higginbotham), Kooba (Luke Islam), Logana (Kiefer O'Reilly, "Home Before Dark") i Sama (De'Jon Watts) pewnie bliżej dopiero poznamy. Jest też Sofi (Swayam Bhatia, "Sukcesja"), zawodniczka Kaczorów, która w przeciwieństwie do reszty nie odwróciła się od Ethana.
Potężne Kaczory – co się stało z naszą drużyną
Podobno takie przekształcenie sytuacji, kiedy ci, którym dawniej kibicowaliśmy, stają się "tymi złymi", przypomina "Cobra Kai" – produkcję, którą kiedyś na pewno wreszcie nadrobię. Ale przyznaję, że z dzieciństwa lepiej kojarzę hokejowe perypetie kręcone w latach 90. niż kultowe wcześniejsze filmy z zakresu sztuk walki (mimo że mgliście pamiętam, że na pewno musiałam widzieć kilka części "Karate Kid"). Dlatego tak entuzjastycznie sięgnęłam po serial Disneya. I z mojej perspektywy zrobienie z dawnych bohaterów przeciwników, a z Bombaya – rozczarowanego życiem cynika ma swój oryginalny urok.
Zastanawiam się równocześnie, jak serial poradzi sobie z pytaniem, czy to nie jest po prostu powtórzenie wszystkiego, co już było. I za 25 lat to zespół Alex okaże się bezduszną maszyną, którą spróbuje pokonać kolejne ekipa "nieudaczników". Mam nadzieję, że scenarzyści, czyli Steven Brill (twórca filmowych "Potężnych Kaczorów") oraz Josh Goldsmith i Cathy Yuspa (duet piszący między innymi odcinki "Diabli nadali"), zadali sobie to pytanie, bo ten przykry mechanizm i próby jego uniknięcia wydają się czymś potencjalnie ciekawym. Ale nawet jeśli serial "Potężne Kaczory: Sezon na zmiany" okaże się zawierać mniej zmian, niż sugerowałby jego tytuł, to też nic złego się nie stanie.
Widzę wprawdzie problem w tym, że jeśli ktoś obejrzał zwiastun, to trochę tak, jakby obejrzał cały pilotowy odcinek, bo niewiele więcej się dowie. A obawiam się, że jeśli ktoś szuka zaskoczeń, to i reszta sezonu zbyt wiele ich nie zapewni. Ale jeżeli komuś potrzeba dobrze obsadzonego, przyjemnego serialu o tym, że nie warto się poddawać, że trzeba o siebie zawalczyć i że przyjaźń bywa ważniejsza od pucharów – trafi nieźle.
Sezon na zmiany – przewidywalnie, ale przyjemnie
Tak, wprowadzenie w temat jest mało subtelne. Owszem, humor bywa nieco slapstickowy, dostoswany do grupy docelowej. A tą, mimo nawiązań do filmów i zapowiedzi, że pojawi się przynajmniej część oryginalnej drużyny, są raczej widzowie w wieku bohaterów. To mimo ukłonów w stronę pierwowzoru nie serial bardzo retro. Produkcja raczej stara się nadążać za współczesnymi dzieciakami, chociaż przypomina oczywiście o ponadczasowych wartościach.
Równocześnie rodzice tych małoletnich widzów lub po prostu odbiorcy po trzydziestce nie powinni bardzo cierpieć. Ewentualnie zgrzytną zębami na kilku górnolotnych monologach, ale potem sobie przypomną, że mają tu też Graham, która chyba nieźle czuje się w roli nieco przypominającej Lorelai, ale bardziej stonowanej. Estevez póki co często brzmi dość patetycznie, trochę jak jego ojciec, Martin Sheen, w "Prezydenckim pokerze", tylko bez tej finezji wygłaszanych kwestii. Ale liczę, że z czasem trochę mu urozmaicą rolę.
Nawet fakt, że jestem w stanie przewidzieć sporo scen i dialogów, nie irytuje mnie szczególnie. Wrócę za tydzień, choćby dlatego, że potrzebuję miłych seriali o ludziach, którzy się starają i są wobec siebie nawzajem co najmniej w porządku. Może z czasem będzie oryginalnej, a jeśli nie – przynajmniej będzie ciepło na sercu.