"Mare z Easttown", czyli Kate Winslet w sieci mrocznych zdarzeń — recenzja miniserialu kryminalnego HBO
Marta Wawrzyn
18 kwietnia 2021, 16:53
"Mare z Easttown" (Fot. HBO)
Ponury kryminał ze społecznym zacięciem w oscarowej obsadzie — oto "Mare z Easttown", dziejący się w małomiasteczkowej rzeczywistości miniserial, który debiutuje jutro na HBO.
Ponury kryminał ze społecznym zacięciem w oscarowej obsadzie — oto "Mare z Easttown", dziejący się w małomiasteczkowej rzeczywistości miniserial, który debiutuje jutro na HBO.
Witajcie w Easttown w Pensylwanii, szaroburym miasteczku, którego mieszkańcy prowadzą szarobure życie. "Za dziesięć, piętnaście lat, kiedy znajdziesz szczęście, pracę i będziesz daleko stąd, podziękujesz mi" — mówi Mare Sheehan (Kate Winslet), tytułowa bohaterka "Mare z Easttown", do swojej córki, kiedy ta ociąga się ze składaniem dokumentów na studia. I to zdanie dobrze obrazuje to, co czują w zasadzie wszyscy tutejsi ludzie, żyjący w poczuciu ciągłej frustracji i beznadziei, którego konkretne źródło trudno określić. To po prostu jedno z TYCH miasteczek.
Mare z Easttown jak brytyjski kryminał w Ameryce
Jeśli oglądacie dużo produkcji kryminalnych, zwłaszcza skandynawskich i brytyjskich, w serialu w całości napisanym przez Brada Ingelsby'ego ("Droga powrotna") i wyreżyserowanym przez Craiga Zobela ("Pozostawieni") natychmiast odnajdziecie znajome motywy. Jest tu nutka "Twin Peaks", "Happy Valley", "Broadchurch", "The Killing", ale też choćby "Olive Kitteridge", gdzie morderstw co prawda nie było, ale byli małomiasteczkowi ludzie zmagający się z depresyjną rzeczywistością. Skojarzenie z "Top of the Lake" też jest jak najbardziej na miejscu.
Fabuła skupia się wokół postaci Kate Winslet, czyli lokalnej detektywki, której życie jest jedną wielką chmurą gradową. Mare mieszka z wiecznie z niej niezadowoloną matką, Helen (Jean Smart), nastoletnią córką, Siobhan (Angourie Rice) i wnukiem, którego rzeczywistość już jest bardzo skomplikowana, a ma dopiero cztery lata. Co więcej, w domu po drugiej stronie podwórka rezyduje jej były mąż, Frank (David Denman), szykujący się do kolejnego ślubu. Poczucie niemocy i niespełnienia, ale też widmo problemów psychicznych wpisują się w codzienność policjantki. Do tego dochodzi trudna sprawa: w lesie znalezione zostaje ciało nastoletniej dziewczyny.
Rozpoczyna się śledztwo, równie frustrujące co wszystko inne w tym świecie. Podczas gdy na jaw wychodzą kolejne koszmary, niepokojące sytuacje i czyste patologie, do Easttown przybywa detektyw z zewnątrz, Colin Zabel (Evan Peters). Jego celem jest pomóc Mare w rozplątaniu tego, co się wydarzyło na jej podwórku.
Mare z Easttown, czyli kryminał + dramat społeczny
Jeśli to wszystko brzmi jak coś, co już widzieliście, to dlatego, że tak jest. "Mare z Easttown", zwłaszcza w pierwszych, bardzo powoli rozkręcających się odcinkach (widziałam pięć odcinków z siedmioodcinkowej całości) porusza się mocno wydeptanymi ścieżkami, odhaczając wszelkie możliwe motywy z telewizyjnych kryminałów spod znaku premium. Do czwartego, piątego odcinka śledztwo toczy się torem wyznaczonym przez wszystkie seriale, które już znacie. Na pierwsze zaskakujące momenty i twisty musicie poczekać mniej więcej do połowy miniserii.
Tym, co rzeczywiście wciąga, jest codzienność Mare, jej rodziny, przyjaciół, sąsiadów. To mała społeczność, gdzie wszyscy świetnie się znają i z jednej strony każdy ma coś do ukrycia, a z drugiej każdy się z czymś zmaga. Bieda, alkoholizm, narkomania, nastoletnie ciąże, przemoc w rodzinie, drobna przestępczość powodowana desperacją, choroby psychiczne — Mare ma rację, sugerując córce, żeby stąd uciekała. Jednocześnie sama jest produktem tego miejsca i drzewem, którego nie da się już przesadzić. Nawet kiedy spotyka ją coś dobrego — jak np. profesor kreatywnego pisania, grany przez Guya Pearce'a — Mare robi wszystko, żeby nic z tego nie wyszło. Bo to nie jest serial, w którym detektyw się uśmiecha.
Mare Easttown to wielki popis Kate Winslet
Jeśli nie czujecie jeszcze przesytu takimi klimatami, podejrzewam, że zachwycicie się "Mare z Easttown". Ja już ten przesyt odczuwam dość mocno, a jednocześnie przyznaję — nie potrafię oprzeć się oscarowym kreacjom w miniserialach HBO. Kate Winslet, tu z amerykańskim akcentem i brakiem złudzeń w głosie, jest dokładnie tak wyśmienita w tytułowej roli, jak mieliśmy prawo się spodziewać. Brad Ingelsby napisał dla niej pełnokrwistą, złożoną postać, która tak naprawdę może robić cokolwiek albo nie robić nic, a i tak nie będziemy w stanie oderwać od niej wzroku.
Nie brak też świetnych duetów: Kate Winslet i Jean Smart, choć mogłyby powielić na ekranie klisze, znacznie wychodzą poza typową trudną relację matki z córką. Podobnie jest z Winslet i Petersem, czyli dwójką detektywów wrzuconą do jednego śledztwa — ona jest niechętna, niemiła i ogólnie na "nie", on ze wszystkich sił stara się przebić jej pancerz i razem stanowią coś więcej niż stereotyp duetu policjantów opartego na przeciwieństwach. Mniejszych i większych zachwytów aktorskich nie brakuje, należy do nich choćby australijska aktorka Angourie Rice w roli córki Mare.
Ostateczna ocena "Mare z Easttown" będzie zależeć od finałowych rozstrzygnięć, ale po pięciu odcinkach odnoszę wrażenie, że to lepszy dramat społeczny niż serial stricte kryminalny — bardziej drugie "Top of the Lake" niż "Happy Valley". Ale nawet jeśli spodziewaliście się czegoś innego, depresyjny klimat pensylwańskiej mieściny i wybitna kreacja Winslet wystarczą, by mieć poczucie dobrze spędzonego czasu.