"Franklin & Bash" (2×01-02): Wciąż na wesoło
Agnieszka Jędrzejczyk
19 czerwca 2012, 12:46
"Franklin & Bash" to kolejny wakacyjny serial, który po sukcesie zeszłorocznej premiery powrócił z 2. sezonem. Po dwóch odcinkach wygląda na to, że nic nie stracił ze swojego rozrywkowego tonu. Spoilery!
"Franklin & Bash" to kolejny wakacyjny serial, który po sukcesie zeszłorocznej premiery powrócił z 2. sezonem. Po dwóch odcinkach wygląda na to, że nic nie stracił ze swojego rozrywkowego tonu. Spoilery!
Bardzo lubię letnie seriale. Ich lekko potraktowana konwencja pozwala mi skutecznie oderwać się od rzeczywistości, wyłączyć myślenie i najzwyczajniej w świecie wciągnąć się w perypetie sympatycznych bohaterów. Poza dobrą zabawą niczego więcej od nich nie wymagam. "Franklin & Bash" spełnia w tym względzie praktycznie wszystkie moje oczekiwania. Zawalona nowymi wakacyjnymi premierami, trochę go jednak zaniedbałam – czego pożałowałam już w pierwszej minucie nowego odcinka. "Strange Brew" otwiera się dokładnie tak, jak można spodziewać się po parze niekonwencjonalnych prawników – od zbiornika z wodą na sali sądowej, z prawnikiem w środku.
Nie ma co liczyć na to, że Jared Franklin (Breckin Meyer) i Peter Bash (Mark-Paul Gosselaar) spoważnieli – i bardzo dobrze! Tym razem stawka została jednak nieco podkręcona, bo oto Stanton Infeld (jak zwykle rewelacyjny Malcolm McDowell) proponuje bohaterom partnerstwo w Infeld Daniels. Zanim jednak przyjdzie im wydawać nowe góry pieniędzy, a także oficjalnie zatrudnić swoich pomocników, będą musieli zastanowić się, czy ich sukces jest wart zrezygnowania ze swoich dotychczasowych standardów. Kto wygra w starciu korporacja vs mały, rodzinny interes?
Z drugiej strony mamy w odcinku typowy dla Franklina i Basha przypadek – obronę nieszczęśnika przekonanego, że aresztująca go policjantka była tak naprawdę zwykłą kobietą w przebraniu. Przypadek jest zaś typowy dlatego, że bohaterowie serialu – poza tym, że stosują nieszablonowe metody, przez złośliwych zwane często błazenadą – zwykle angażują się w sprawy z pozoru głupie, dziwne i absurdalne, nierzadko dlatego, że szczerze wierzą w niewinność swoich klientów. Stawia ich to w silnym kontraście z pozostałymi prawnikami w firmie, dla których priorytetem jest sukces sam w sobie. Dzięki temu bardzo łatwo wzbudzają do siebie sympatię. Jest to więc prosta konstrukcja, ale jako czysta rozrywka działa idealnie – a właśnie o to we "Franklin & Bash" chodzi.
"Strangre Brew" poszerza także wątek Pindara (Kumail Nanjiani), któremu Carmen (Dana Davis) pomaga w zmierzeniu się ze źródłem swojej agorafobii. Najwyższy czas, żeby postacie drugoplanowe dostały więcej czasu ekranowego.
Ale to nie koniec zabawy. W drugim odcinku, "Viper", na scenę wkracza fantastyczna Jane Seymour w gościnnej roli matki Petera. Rozrywkowa kobieta – niekończące się źródło zażenowania Basha – zmaga się z problemem mieszkaniowym, który pomaga rozwiązać jej Damien Karp (Reed Diamond). Nie wiadomo tylko, kto tu kogo torturuje bardziej – Karp Petera, czy matka Petera Karpa. Dla sztywnego prawnika spotkanie z tak żywiołową i nieskrępowaną kobietą nie obejdzie się bez kilku niezręcznych momentów.
W "Viper" mamy też jeszcze inny ciekawy występ gościnny – znanego z "Władcy Pierścieni" Seana Astina, który wciela się w samozwańczego superbohatera oskarżonego o nieumyślne spowodowanie śmierci. Biorąc pod uwagę, że w poprzednim sezonie widzieliśmy już Tricię Helfer, Jamesa Van Der Beeka czy Danny'ego Trejo, jestem jak najbardziej ciekawa, kto jeszcze przewinie się przez Infeld Daniels.
Tęskniłam za tym serialem – a na pewno za parą głównych bohaterów, których wesoły bromance jest świetnym zwieńczeniem długiego dnia. Franklin i Bash idealnie współgrają jako najlepsi przyjaciele od dziecka i partnerzy w biznesie, a ich wzajemne przekomarzanki, docinki, komentarze i złośliwości są jednym z silniejszych punktów serialu. Duża w tym zasługa odtwórców głównych ról – pomiędzy ich postaciami jest chemia i kompletny brak sztuczności. Ta dwójka praktycznie płynie przed kamerą i świetnie się ją ogląda.
"Franklin & Bash" to serial na luzie. Ma tempo, ma humor, ma ikrę, i oby mu tego nigdy nie zabrakło. Premierę drugiego sezonu obejrzało 12% widzów więcej niż premierę pierwszego, zapowiada się więc gorący sezon. Mam tylko jedną jedyną nadzieję, że serial się nie wyczerpie, bo nietuzinkowe sprawy sądowe to jedno, a utrzymanie ich oryginalności to drugie. Póki co jestem pełna wiary i mam zamiar co tydzień delektować się nowymi pomysłami twórców. Miłośnicy letnich serialowych propozycji nie powinni być zawiedzeni.