"Falling Skies" (2×01-02): Mocne uderzenie na dobry początek
Andrzej Mandel
19 czerwca 2012, 18:02
2. sezon "Falling Skies" zaczyna się bardzo zachęcająco. Premiera może nie wbiła całkiem w fotel, ale też nie pozwalała oderwać się od ekranu.
2. sezon "Falling Skies" zaczyna się bardzo zachęcająco. Premiera może nie wbiła całkiem w fotel, ale też nie pozwalała oderwać się od ekranu.
Ciekawe, że dopiero oglądając odcinki "Worlds Apart" i "Shall We Gather at the River" zwróciłem uwagę na łatwość, z jaką ludzie zdobywają paliwo w zniszczonym najazdem Obcych świecie. Czemu nie wzięli się za używanie starych i sprawdzonych (oraz trudniejszych do namierzenia) koni?
Jednak nie przeszkadzało mi to w przyjemności obcowania z powrotem "Falling Skies" po przerwie. Serial podnosi bowiem swój poziom co najmniej o poprzeczkę, jeśli nie bardziej. Rys psychologiczny postaci nieco się pogłębia, a i ich reakcje wyglądają coraz bardziej naturalnie. Nieco teatralne sceny z poprzedniego sezonu odchodzą w niepamięć, nawet jeśli jeden taki moment się znalazł.
"Worlds Apart" zaczyna się w momencie, w którym skończył się 1. sezon i, pozornie, natychmiast przeskakuje trzy miesiące naprzód. Ale śledząc proces leczenia Toma (Noah Wyle) możemy też śledzić jego retrospekcje, które pozwalają nam lepiej poznać i jego samego i Obcych. Obcy nie mają o ludziach zbyt dobrego mniemania, w mojej opinii całkiem słusznie, ale główny bohater się z tym nie zgadza i trudno się dziwić.
2nd Mass. ma swoje problemy – Obcy następują na pięty, ludzie są zmęczeni (co na pewno lepiej zobaczymy w następnych odcinkach, na razie widzimy to na przykładzie synów Toma), a trudności się piętrzą. Aż dziw, że dowódca oddziału znalazł czas na picie whisky z panią doktor (product placement w serialu SF – proszę bardzo i to całkiem przyjemny). Jakoś to jednak trzyma się kupy, a ludzka pomysłowość nie zna granic. Dzięki czemu wciąż udaje się przetrwać.
Sytuacja komplikuje się w drugiej części premiery 2. sezonu, "Shall We Gather at the River". Obcy przyciskają Ruch Oporu do rzeki, a Tom, jak się okazuje, słusznie się obawiał, że Obcy mogli go wykorzystać. Pytanie tylko czym było urządzenie wyjęte z jego oka?
Drobne sukcesy jednak udaje się osiągać, ale znów okazuje się, że jedyną osobą w 2nd Mass, która ma jaja jest Pope (Colin Cunningham), któremu oczywiście nikt nie podziękuje, bo przecież o mało co nie zabił Toma… To, że na własne życzenie niemal zabitego, jakoś nikogo nie obchodzi. Ale też i ja nie jestem obiektywny, bo Pope jest moją ulubioną postacią serialu, na równi z Tomem.
"Falling Skies" nadal ma swoje wady, ale te wady jednak powoli wydają się być minimalizowane. A 2. sezon faktycznie wydaje się być nieco bardziej mroczny niż pierwszy. Widać, że znika gruba kreska oddzielająca dobro od zła i szlachetność od całkiem interesownego wykorzystania porywu serca. Bohaterowie stają się przez to bardziej ludzcy. I bardzo dobrze.
Nieco więcej wiemy też wreszcie o Obcych i ta wiedza pewnie się będzie ładnie powiększać. Nie mam nic przeciwko temu, bo fajnie byłoby, gdyby jednak coś się w tej kwestii zaczęło wyjaśniać.
Mogę marudzić i szukać dziury w całym, ale początek 2. sezonu "Falling Skies" mi się podoba. Oby tak dalej.