Top 10 najlepszych seriali czerwca: "Rick i Morty", "Loki", "Sprawa idealna", "Terapia" i inne hity miesiąca
Redakcja
4 lipca 2021, 14:03
"Loki" (Fot. Disney+)
Za nami bardzo udany miesiąc w serialach — z kolejnym hitem Marvela, czyli "Lokim", a także powrotem "Ricka i Morty'ego" czy finałowymi odcinkami świetnej nowej "Terapii".
Za nami bardzo udany miesiąc w serialach — z kolejnym hitem Marvela, czyli "Lokim", a także powrotem "Ricka i Morty'ego" czy finałowymi odcinkami świetnej nowej "Terapii".
10. Mythic Quest (powrót na listę)
Komedia Apple TV+ o pracownikach firmy produkującej gry zakończyła w czerwcu 2. sezon i trzeba przyznać, że był on równie udany, a pod pewnymi względami nawet lepszy, niż premierowa odsłona. "Mythic Quest" zdołało rozbudować swoich bohaterów i relacje między nimi, stając się serialem dojrzalszym, a jednocześnie wciąż zostawiając sporo miejsca na dalszy rozwój w różnych kierunkach.
Ostatnie odcinki pokazały, że tutejsza historia wcale nie musi podążać najbardziej oczywistymi torami, czy to stawiając na bohaterów dotąd niedocenianych, czy w zaskakujący sposób kończąc sezon. Począwszy od kolejnego w serialu odcinka "specjalnego", który tym razem zabrał nas w lata 70., przedstawiając losy początkującego pisarza science fiction, przez ukazanie ludzkiego oblicza zgorzkniałego C.W. w relacji z dawnym przyjacielem (William Hurt w gościnnej roli!), po Iana i Poppy obierających nieoczekiwaną ścieżkę, "Mythic Quest" udowodniło, że jest nie tylko absurdalną komedią. Liczymy na więcej. [MP]
9. Opowieść podręcznej (powrót na listę)
Zaskoczeni, że ten serial znalazł się na liście najlepszych? Tak, nas też to trochę zaskoczyło. "Opowieść podręcznej" od dawna jedzie na oparach, a 4. sezon to najlepszy dowód na to, że wypadałoby już kończyć tę zabawę. Serial Bruce'a Millera nie ma już nic nowego do powiedzenia, ale ma jeszcze do zamknięcia wątki swoich głównych postaci. I właśnie zrobił to świetnie w jednym przypadku.
"Opowieść podręcznej" znalazła się na tej liście dzięki mocnemu uderzeniu w finale 4. sezonu. Historia Freda Waterforda (Joseph Fiennes) zakończyła się w jedyny właściwy sposób, a June (Elisabeth Moss), po sezonie spędzonym na różnego rodzaju rozterkach, wreszcie przystąpiła do działania. To, co się wydarzyło, było jak prawdziwe katharsis — i zarazem jeden z tych brutalnych twistów, które przykuwały nas do ekranu w trakcie 1. sezonu. "Opowieść podręcznej" (jeszcze) potrafi, choć oczywiście trudno uwierzyć, że to coś więcej niż chwilowy skok formy. [MW]
8. Łasuch (nowość na liście)
"Łasuch" to jedna z najlepszych tegorocznych niespodzianek na Netfliksie — schematyczna w gruncie rzeczy opowieść postapokaliptyczna, w której wszystko zmienia fakt, że oglądamy świat oczami dziecka. Dziecka niezwykłego, bo będącego miksem człowieka i jelenia. Co jest bardzo kłopotliwe w tym świecie — dlatego mały Gus dzieciństwo spędził w lesie, chroniony przez tatę. Teraz opuszcza swoje schronienie i zaczyna poznawać niewesołą, ale też intrygującą rzeczywistość.
Interesujące w "Łasuchu" jest to, jak zmienione zostały akcenty — zdecydowanie mniej jest tutaj typowego dla takich historii koszmaru, a więcej przygody w baśniowych wręcz klimatach. Serial napędza dziecięca ciekawość głównego bohatera, który, tak się składa, jest fenomenalny i przesympatyczny. Christian Convery robi świetną robotę — sam i w różnego rodzaju duetach — a i to, że dostał wsparcie w postaci jelenich uszek, zdecydowanie dodaje mu uroku. Warto obejrzeć choćby dla niego — i dlatego, że to jest trochę inna historia o apokalipsie. [MW]
7. Feel Good (nowość na liście)
Zeszłoroczny 1. sezon "Feel Good" nie zmieścił nam się do dziesiątki miesiąca, ale nadrabiamy przy okazji 2. serii, w której Mae Martin i Joe Hampson jeszcze lepiej poradzili sobie z połączeniem komedii i dramatu. Aż żal, że to równocześnie sezon ostatni, bo jeśli coś można nowym odcinkom zarzucić, to nagromadzenie wątków i pośpiech, żeby zdążyć z domknięciem wątków. Na szczęście to, co w tej kameralnej queerowej opowieści najistotniejsze, udało się pokazać bez nadmiernych skrótów.
Mamy więc kolejne etapy związku Mae (Martin) i George (Charlotte Ritchie), ale nadal daleko mu do sielanki. Pierwsza z nich bowiem ma do rozliczenia ileś traum z przeszłości, nawroty nałogu, tożsamościowe dylematy i całą gamę autodestrukcyjnych mechanizmów "radzenia sobie", a druga zaczyna dostrzegać własne skłonności do męczennictwa. Ich próby dojrzewania, ale takiego nie do przesady, ogląda się z dużą fascynacją, a czarny humor świetnie współgra z mrokiem pewnym fabularnych rozstrzygnięć. [KC]
6. Betty (powrót na listę)
Kolejny bardzo niszowy serial, który – mamy nadzieję – jednak ktoś poza nami ogląda. W pierwszej połowie 2. sezonu "Betty" nowojorskie skejterki jeżdżą po mieście w warunkach pandemicznych, przeżywają romanse, próbują zdobyć pieniądze i stają się guru dla spragnionych informacji o kobiecym sposobie myślenia okolicznych chłopaków. A to wszystko wciąż nakręcone w lekki, ujmujący sposób, przez co deskorolkowa codzienność wydaje się bliska i tym, którzy z deską nic wspólnego nie mają.
Niektóre wątki zdają się zmierzać w zaskakująco mroczną stronę (Indigo), chociaż czerwcowa część sezonu to chyba dopiero preludium do problemów. Inne z kolei, jak świetny potencjalny związek Janay, z poszukiwaniem miejsca na rampy w tle, czy przygody znacznie pewniejszej siebie w tym sezonie Honeybear, wciągają naturalnością i dają widzowi poczucie, że w świecie "Betty" wszystko ostatecznie musi się jakoś poukładać, bo ta ekipa na to zasługuje. To cosobotni krótki, ale magiczny seans, którego nie mogliśmy pominąć w rankingu. [KC]
5. Rick i Morty (powrót na listę)
"Rick i Morty" zaliczyli w czerwcu bardzo mocny powrót. Pierwszy odcinek, "Mort Dinner Rick Andre", z jazdą bez trzymanki w scenie otwarcia, Panem Nimbusem, potencjalnymi przygodami seksualnymi Beth i Jerry'ego, a także Mortym zaliczającym coraz bardziej interesujące wyprawy po wino, to istna kopalnia nawiązań popkulturowych — od "Aquamana", poprzez "Narnię", aż po "Frasiera".
Drugi odcinek, "Mortyplicity", to z kolei brutalna jazda bez trzymanki w surrealistycznej oprawie, w której ginie wiele rodzin Smithów — na szczęście same "nieprawdziwe". Pojawia się również interesujące nawiązanie do początków chrześcijaństwa. Wszystko to razem składa się na obiecujący początek sezonu — dobrze też wreszcie móc oglądać "Ricka i Morty'ego" w Polsce na bieżąco. [MW]
4. Pose (awans z 5. miejsca)
W czerwcu zobaczyliśmy już tylko dwa odcinki kończące serial, ale tyle w zupełności wystarczyło, by "Pose" wylądowało wysoko w naszym rankingu. Jak zawsze działo się oczywiście bardzo dużo i bardzo szybko, a historia wręcz kipiała od emocji, potrafiąc momentalnie zmienić ton i skupiając się przede wszystkim na Prey Tellu. Bolesne pożegnanie i "powrót", kolejny popis na balu, wreszcie piękna i bardzo intymna scena przed lustrem, w której Billy Porter pokazał inne, ale nie mniej genialne oblicze swojej kreacji – tego nie dało się oglądać ze spokojem, a przecież byliśmy dopiero w połowie!
Tak jak należało się spodziewać, twórcy zafundowali nam i bohaterom mnóstwo łez zarówno smutku, jak i wzruszenia, dając poszczególnym bohaterom kolejne szczęśliwe zakończenia. Ktoś stworzył kochającą się rodzinę, ktoś sięgnął szczytu, ktoś inny zdołał pogodzić się ze stratą, a my mogliśmy z uśmiechem stwierdzić, że znów nie przeszkadzało nam, jak proste rozwiązania przy tym obierano. Bo kogo to obchodzi, jeśli bohaterowie, na których nam zależy, dostają zasłużone nagrody od losu? [MP]
3. Terapia (awans z 4. miejsca)
Niewielki awans "Terapii" na liście nie oddaje tego, jak 4. sezon serialu rozwinął się w czerwcu po paru wstępnych odcinkach majowych. Wszystkie trzy historie pacjentów dr Brooke Taylor (Uzo Aduba) nabrały rozpędu, zostały pogłębione i zniuansowane, a na dodatek często ostatecznie okazały się zmierzać w kierunkach, które na początku trudno było przewidzieć, a które przecież jak najbardziej pasowały do tego, jakich odkryć na swój temat dokonali poszczególni bohaterowie.
Mocna okazała się również historia samej Brooke. Niejednoznaczna, pełna potknięć i regresów, ale przecież w ogólnym rozrachunku pozwalająca terapeutce przepracować kilka problemów, poukładać złożone relacje z kochankiem i sponsorką, przypomnieć sobie, także dzięki fascynującej rozmowie ze sobą samą, o własnej wartości i osiągnięciach, ale także słabościach, których nie można ignorować. Świetnie zagrany, mądrze i błyskotliwie napisany, wciągający sezon, po którym chciałoby się jeszcze więcej takiego "gadania". [KC]
2. Sprawa idealna (powrót na listę)
Premierowy odcinek sezonu w błyskawicznym skrócie przypominający wydarzenia pandemicznego 2020 roku? Niewiele seriali mogłoby sobie pozwolić na coś takiego, ale "Sprawa idealna" zdecydowanie się do tego grona zalicza, po raz kolejny w nietypowy sposób otwierając swoją nową odsłonę i po raz kolejny świetnie na tym wychodząc. "Previously On…" miało wszak wszystko, za co tę produkcję uwielbiamy. Było szybkie tempo, było trochę nerwów i całe mnóstwo absurdów osadzonych w znajomej rzeczywistości, była nawet nowa czołówka, dla odmiany na sam koniec.
A wcześniej dostaliśmy przede wszystkim dwa rozstania, które twórcy byli nam winni z poprzedniego sezonu. Odejścia Adriana i Lukki rozwiązano bardzo sprawnie, nieważne czy za sprawą kolejnych biurowych rozmów przy whiskey, czy emocjonalnego połączenia zza oceanu – żeby wszyscy serialowi bohaterowie mieli zapewnione takie pożegnania! No i żebyśmy dostali również resztę sezonu na poziomie tego odcinka, o co jednak jestem raczej spokojny. I dlatego, że "Sprawa idealna" nie zwykła obniżać sobie poprzeczki, i dlatego, że wciąż jest tu dużo do opowiedzenia. [MP]
1. Loki (nowość na liście)
Czy to już najlepszy serial Marvela? Choć konkurencja póki co nie jest duża, a i sam "Loki" zdążył dopiero wyjść poza połowę sezonu, możemy ze sporą doża pewności stwierdzić, że historia "zagubionego w czasie" bohatera już przerosła nasze oczekiwania. Zaczęło się jeszcze w miarę spokojnie, od wyłożenia fundamentów opowieści, umieszczenia jej na osi czasu superbohaterskiego uniwersum i przedstawienia organizacji zwanej TVA, ale im dalej, tym robiło się coraz bardziej odlotowo i jeszcze lepiej.
Przede wszystkim oczywiście za sprawą tytułowego bohatera, który w znakomitej kreacji Toma Hiddlestona nie stracił nic ze znanego z dużego ekranu szelmowskiego uroku, ale również dzięki partnerującej mu Sophii Di Martino w roli Sylvie, z którą Loki nawiązał nietypową nić porozumienia. Relacja tych dwojga (z pewnym dodatkiem w osobie Owena Wilsona w roli Mobiusa) w fantastyczny sposób napędza serial, który zmierza w sobie tylko znanym kierunku, zaskakując na każdym kolejnym kroku, zachwycając realizacją i porywając zarówno kosmicznym tempem, jak i chwilami wyciszenia. Nie mamy pojęcia, jak to się skończy, ale wiemy, że takiego Marvela chcemy oglądać jak najczęściej. [MP]