"Good Girls" jest jak miks "Trawki" i "Breaking Bad" na przeterminowanych sterydach — recenzja 4. sezonu
Małgorzata Major
4 września 2021, 13:45
"Good Girls" (Fot. NBC)
Finałowy sezon "Good Girls" dostępny jest już na Netfliksie. Czy warto pobawić się w kolejny przerzut kontrabandy z dziewczynami?
Finałowy sezon "Good Girls" dostępny jest już na Netfliksie. Czy warto pobawić się w kolejny przerzut kontrabandy z dziewczynami?
"Good Girls" to serial sprawiający widowni sporo problemów. Skakanie od konwencji do konwencji to jego znak rozpoznawczy już od pierwszych odcinków. Gdy przypomnimy sobie, że był promowany jako produkcja podobna do "Breaking Bad", może wydać się to kuriozalne, ale niezupełnie. W końcu bohaterki przechodzą długą drogę od naiwnej beztroski gospodyń domowych do frustracji ściganych przestępczyń. Jednak ciągła gonitwa między gagami i żartami fekalnymi a poważnym dramatem obyczajowym bywała męcząca.
Wydaje się jednak, że twórcy w tym szaleństwie znaleźli metodę bo przecież przez te kilka lat zdążyliśmy polubić zarówno Beth (Christina Hendricks), Annie (Mae Whitman), Ruby (Retta), jak i mężów bohaterek, czyli Deana (Matthew Lillard) i Stana (Reno Wilson). Zdążyliśmy się też przywiązać do ich pokręconych relacji rodzinnych i towarzyskich.
Good Girls i 5. sezon, który nigdy nie powstanie
Serial NBC długo nie mógł się zdecydować, czy przeważy w nim szala czarnego humoru, czy jednak bardzo serio opowiadanego dramatu z wątkami kryminalnymi. Trudno przewidzieć jak "Good Girls" byłyby opowiedziane do końca, gdyby powstał planowany 5. sezon. Do jego realizacji nie dojdzie z powodów, o których producenci oficjalnie nie chcą mówić. Zakulisowo wiadomo o konflikcie między Christiną Hendricks a Mannym Montaną, czyli odtwórcami kluczowych w serialu ról (tutaj piszemy więcej o tym, dlaczego nie będzie 5. sezonu "Good Girls"). Bez Beth i Rio trudno sobie wyobrazić historię gospodyń z przedmieścia, napadających na sklepy i piorących brudne pieniądze, wcześniej pieczołowicie drukowane na prasie w pewnym maleńkim zakładzie papierniczym.
Co ciekawe, podobno to Manny Montana nie chciał dłużej pracować z Christiną Hendricks, podczas gdy w świecie "Good Girls" sytuacja wygląda odwrotnie. Paradoksalne jest to odwrócenie ról. Nie sposób jednak zignorować faktu, że w rzeczywistości pozaekranowej to Christina Hendricks miała głos decydujący w kwestii serialu, ponieważ poza tym że gra główną bohaterkę, to jest także współproducentką "Good Girls".
Good Girls w 4. sezonie jest jak Trawka 2.0.
Wracając jednak do finałowej serii "Good Girls", to dostajemy w niej więcej tego samego, co serial oferował wcześniej. Kolejne zwroty akcji i gonitwa od jednej partii druku do drugiej. Piętrzą się trudności, a to ze strony Rio i jego rodziny, która pojawia się na ekranie w większym zakresie niż dotychczas, a to ze strony Secret Service. Agenci tropią wątek prania brudnych pieniędzy i nie chcą tak łatwo odpuścić.
Z racji tego że ten sezon jest dość długi, bo składa się z 16 odcinków, przyznam szerze że można mieć dosyć całej historii w pewnym momencie. Ile razy można przerabiać ten sam schemat? Druk, przewóz kontrabandy, powrót, mniejsze i większe potknięcia i tak w kółko. Z tą samą trudnością zmagał się inny serial o antybohaterce z prawdziwego zdarzenia, czyli Nancy Botwin. Jeśli pamiętacie "Trawkę", to wiecie że w ostatnich sezon serial był cieniem samego siebie. To, co na początku było zabawną i pikantną historią o młodej wdowie nagle wkraczającej na ścieżkę dilerów i wspinającej się w hierarchii drobnych gangsterów, z czasem stało się drogą przez mękę. I jak być może pamiętacie, sam finał nie obronił się, bo zaserwowano nam dosyć dziwne sci-fi z marzeniami o wolnym dostępie do marihuany.
Podobieństw między "Good Girls" a "Trawką" jest więcej i wcale nie chodzi tutaj o silne kobiece bohaterki. Problemy dotyczą scenariusza i braku przestrzeni do ciekawego rozwijania świata przedstawionego. W "Trawce" bohaterka wciągnęła do swojego procederu rodzinę, tutaj dzieje się podobnie. Rozrasta się uniwersum Deana i jest to niezbędne rozwinięcie, podobnie jak wątek rodziny Rio, ale wiemy, że to tylko kreatywność scenarzystów, którzy nie wiedzą, jak jeszcze rozwlec historię trójki mamusiek. Zabrnęły za daleko w swojej pogoni za kontrabandą. Nie będę nawet wspominać zawirowań miłosnych Annie, bo są po prostu kuriozalną i dosyć żenującą "zapchajdziurą". Dość powiedzieć, że każdy jej partner czy potencjalny partner w 4. sezonie musi nam oznajmić coś w kwestii problemów gastrycznych bądź higienicznych. Miało być zabawnie, wyszło niezręcznie.
Good Girls i bohaterki stojące w miejscu
Gdyby się nad tym zastanowić, to bohaterki przez cały ten czas niewiele się nauczyły. Ciągle popełniają te same błędy, ciągle są zdesperowane i miotają się od pragnienia ugody i współpracy z agentami federalnymi po chęć uspokojenia Rio i jego furii, która może doprowadzić je na cmentarz. Z jednej strony to, że nie wiemy, jak daleko może posunąć się Rio, jest atrakcyjne, bo wciąż czekamy na kolejny odcinek. Z drugiej jednak, mamy tego w pewnym momencie dosyć, bo zabawa w kotka i myszkę w 4. sezonie "Good Girls" zaczyna wywoływać w nas senność albo irytację.
Przy całej mojej sympatii do serialu i odnajdywania w nim rzeczywistych problemów kobiet (jak znudzenie obowiązkami żon i matek, frustracja wynikająca z nudnej pracy, brak przestrzeni dla siebie w domu pełnym dzieci, niezaspokojenie ambicji edukacyjnych), ze smutkiem odkryłam, że 4. sezon odpływa w te same rejony nieprawdopodobieństwa co "Trawka". Nie chodzi tutaj o perypetie bohaterek, bo te od początku są mocno umowne, a o to, że one się w ogóle nie rozwijają i nie potrafią wprowadzić żadnej konstruktywnej zmiany w swoje życie (poza Annie decydującej się, aby zdać odpowiednik polskiej matury). Nie ewoluują w żadnym kierunku, tylko ciągle stoją na rozwidleniu dróg do dwóch światów.
Ten sam zarzut dotyczy też męskich bohaterów. Stan wikłający się w ciemne interesy swojego szefa oraz Dean, który utaplany jest po uszy w sprawy swoje i żony, to trochę jak casus żony Waltera White'a. Z jednej strony długo trzymającej się dzielnie, po czym coraz bardziej wsiąkającej w mroczne otchłanie narkobiznesu. Możemy czuć się rozczarowani postawami bohaterów, jak i bohaterek, ale ciągle mamy nadzieję na jakąś pozytywną zmianę.
Good Girls — czy warto obejrzeć finałowy sezon?
4. sezon "Good Girls" to 16 odcinków, które potrafią rozśmieszyć, zirytować, ale i zmęczyć. Wierna widownia na pewno sezon finałowy obejrzy, ale niekoniecznie będzie nim usatysfakcjonowana. Niewątpliwie sam pomysł wyjściowy był ciekawy, dosyć dobrze realizowany, świetnie zagrany, ale być może tę historię należało zakończyć wcześniej zanim zaczęły rozchodzić się szwy w scenariuszu. Warto samemu przekonać się, czy Beth, Annie i Ruby dostały to, co na zasłużyły, czyli… dom w Newadzie albo olśniewająco luksusowy apartament urządzony przez Jovana.