"Pohamuj entuzjazm" sprawdza, czy Larry David się starzeje – recenzja premiery 11. sezonu komedii HBO
Mateusz Piesowicz
26 października 2021, 17:03
"Pohamuj entuzjazm" (Fot. HBO)
Nowy sezon serialu HBO zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem… jest tylko śmieszniej. Wśród serii absurdów i złośliwości pada też jednak ważne pytanie – czy Larry się starzeje? Spoilery.
Nowy sezon serialu HBO zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem… jest tylko śmieszniej. Wśród serii absurdów i złośliwości pada też jednak ważne pytanie – czy Larry się starzeje? Spoilery.
Niewielu ludzi w telewizji może się pochwalić taką pozycją, jaką ma Larry David. Status współtwórcy "Kronik Seinfelda" pozwala mu na robienie sobie dokładnie tak długich przerw od pracy, na jakie ma ochotę (nawet sześcioletnich), a gdy tylko oznajmi, że znów ma pomysł i chęć, żeby wrócić na plan, HBO natychmiast spełnia jego życzenie. W przypadku "Pohamuj entuzjazm" ten schemat działa już od ponad 20 lat (!), a jak pokazuje najnowszy, 11. sezon serialu, wciąż daleko mu do wyczerpania.
Pohamuj entuzjazm – co słychać u Larry'ego?
Co więcej, premierowe "The Five-Foot Fence" udowadnia, że Larry David – zarówno ten prawdziwy, jak i w wersji serialowej – wcale nie odcina kuponów, powtarzając stare sztuczki. Ba, on wciąż potrafi nas zaskoczyć i to bynajmniej nie tym, że jego żarty wciąż śmieszą, pozwalając oderwać się od rzeczywistości, żeby posłuchać czyjegoś zrzędzenia. Tego akurat należało się spodziewać, w przeciwieństwie do faktu, że za serialowym humorem mogą stać rozważania nad śmiercią i nieubłaganym upływem czasu, a także całkiem poważne pytanie o to, czy Larry'ego nadgryzł ząb czasu.
Oczywiście z tą powagą nie należy przesadzać, a właściwie żeby ją dostrzec, trzeba najpierw odsiać całe mnóstwo idiotyzmów i niedorzeczności, ale wierzcie mi – ona naprawdę tam jest! Niekoniecznie w kwestii wpadnięcia w szklane drzwi (nie wierzę, że nikt nigdy nie miał chociaż wątpliwości, czy to drzwi, czy szyba!) i poplamienia sofy winem, czyli jak to dosadnie określił Leon (J.B. Smoove) "dwóch starczych rzeczy z rzędu", co raczej ogólnego poczucia górnolotnie nazwanego przemijania.
To bowiem towarzyszy nam już od samego początku odcinka, który zaczął się od niespodziewanie mocnego uderzenia, gdy w środku nocy Larry odkrył w swoim basenie zwłoki pewnego pechowego włamywacza. Czy takie wydarzenie miało wpływ na naszego bohatera i skłoniło do rozważań o kruchości życia? Zwariowaliście? Jedyną konsekwencją całego zajścia był tytułowy półtorametrowy płot, którym zgodnie z regulacjami w Santa Monica powinien być otoczony basen, i za którego brak Larry'emu może się mocno beknąć.
Larry David nadal ma wszystko w nosie
Tragiczna śmierć została więc w "Pohamuj entuzjazm" potraktowana z właściwym serialowi sarkastycznym dystansem, odbijając się na Larrym za pośrednictwem brata zmarłego, szantażem zmuszającego go do obsadzenia swojej córki w nowym serialu naszego bohatera. Oczywiście fakt, że Maria Sofia (Keyla Monterroso Mejia) ani trochę nie przypomina żydowskiej baletnicy Marshy Lifshitz, nie radzi sobie z tak prostym zawodem jak aktorstwo (mówisz coś i robisz minę, co za problem?) i delikatnie rzecz ujmując, nie jest najbystrzejsza, nie ma większego znaczenia. Ważne, że da się w ten sposób uniknąć na pewno męczącego i kosztownego procesu.
Znaczenia absolutnie nie ma też sam wspomniany serial, którego zamówienie w Netfliksie nie kosztowało Larry'ego szczególnego wysiłku (czyżby taki subtelny przytyk od HBO w stronę obfitującej w premiery konkurencji?), nam powinno za to dać całkiem niezły przewijający się przez cały sezon wątek. Z pewnością zapowiadający się ciekawiej, niż poprzednia historia z kawiarnią, co jednak nie musi o niczym świadczyć – wiadomo, że "Pohamuj entuzjazm" ma specyficzny charakter i trudno przewidzieć, dokąd i czy w ogóle gdziekolwiek zaprowadzą rozchodzące się we wszystkie strony pomysły twórców.
Pewnym jest natomiast to, że absolutnie nikt i nic nie zmusi Larry'ego Davida do zmiany jego nastawienia, nieważne czy chodzi o odzyskanie długu od cierpiącego na podejrzanie wygodny rodzaj demencji Dennisa Zweibela (John Pirruccello), czy o własne zdrowie. To drugie jest o tyle istotne, że wiadomo, jakie mamy czasy i teoretycznie serial mógłby się do nich odnieść – w praktyce jednak umieszczenie akcji w okresie postcovidowym wychodzi wszystkim na dobre. Larry'emu, bo może "mieć gdzieś" ewentualny krwotok i spokojnie wyśmiać obawy Alberta Brooksa, oraz widzom, którym chwila tego rodzaju wytchnienia od rzeczywistości na pewno się przyda. A gdybyście mieli jakieś wątpliwości, co do prawdziwego stosunku Larry'ego wobec pandemii, to odsyłam do tego, jakże uroczego przesłania.
Pohamuj entuzjazm ma wszystko, czego chcecie
Jak to wszystko ma się do rzekomych poważnych rozważań, o jakie posądzałem wcześniej "Pohamuj entuzjazm"? Wbrew pozorom, powiązania nie są wcale tak odległe i głęboko ukryte, jak mogłoby się wydawać – do ich dostrzeżenia potrzebne jest po prostu odpowiednie podejście. Bo nie, oczywiście że Larry David nie zmienił się nagle w filozofa, a jego serial w komentarz na temat życia i śmierci. Nie jest jednak przypadkiem, że w odcinku, w którym na różne sposoby dotyka się motywu starości i tego, co się z nią wiążę, mamy też pogrzeb. Inna sprawa, że fałszywy.
Widać zatem jak na dłoni, że twórca "Pohamuj entuzjazm" mimo wygody, jaką ma przy swoim serialu, wcale nie osiada na laurach, szukając dla niego nowych dróg, a jednocześnie pozostając w stu procentach sobą. Człowiekiem, który nie będzie żegnał "zmarłego" siedzącego wygodnie piętro wyżej, czy przejmował się tym, że inni mogą go mieć za odrażającego, nawet jeśli w jego roli występuje Jon Hamm. Wprawdzie czasem trzeba będzie się pogodzić z tym, że Lucy Liu nie uzna go za wystarczająco sprawnego fizycznie partnera, ale z drugiej strony można się pocieszyć, że choć raz to nie Larry najmocniej oberwał na koniec odcinka. Wstyd, panie Brooks! A raczej shanda!, jak zakrzyknął w pięknym jidysz Hamm.
Wszystko to składa nam się na bardzo udaną premierę i dokładnie taki powrót, jakiego można by po "Pohamuj entuzjazm" oczekiwać. Były docinki i złośliwości, były małostkowe pretensje i nie zawsze zasadnie wyciągane uwagi, były głośne kłótnie z Susie (Susie Essman) i odcinający się od nich Jeff (Jeff Garlin), były gościnne występy i absurdalne pomysły Leona (casting na Mary Ferguson absolutnie wygrał ten odcinek). Ale przede wszystkim był Larry, którego stała, zrzędliwa obecność w tym pokręconym świecie jest naprawdę dużą otuchą.