10 najlepszych odcinków amerykańskiego "The Office"
Nikodem Pankowiak
31 października 2021, 15:47
"The Office" (Fot. NBC)
"The Office" to jeden z najgłośniejszych tytułów tej jesieni. Amerykańską wersję możecie oglądać na Netfliksie, Canal+ i Prime Video — które odcinki warto sobie przypomnieć?
"The Office" to jeden z najgłośniejszych tytułów tej jesieni. Amerykańską wersję możecie oglądać na Netfliksie, Canal+ i Prime Video — które odcinki warto sobie przypomnieć?
W zeszłym tygodniu amerykańskie "The Office" trafiło w Polsce na Netfliksa i od tego czasu nie opuszcza top 10 najchętniej oglądanych programów. Czy ten kultowy w Stanach sitcom i swego czasu najpopularniejszy serial na amerykańskim Netfliksie ma szansę na zdobycie podobnej popularności w naszym kraju? Niewątpliwie na nią zasługuje, o czym może świadczyć fakt, że moja pierwsza wersja listy najlepszych odcinków tej produkcji była kilkukrotnie dłuższa. Poniższy top jest moim całkowicie subiektywnym wyborem, jednak już teraz mogę zaznaczyć, że z pewnością brakuje w nim kilku perełek.
The Dundies (sezon 2, odcinek 1)
Premiera 2. sezonu "The Office" to prawdziwy restart tego serialu – scenarzyści "odświeżyli" postać Michaela (Steve Carell). Nie chodzi tu tylko o to, że główny bohater doczekał się nowych włosów. Twórcy wyraźnie zaczęli oddzielać go od jego brytyjskiego pierwowzoru, dając widzom szansę na polubienie postaci, która miała jeszcze przez wiele sezonów dźwigać ten serial na swoich plecach. Gdyby nie ta zmiana, amerykańskie "The Office" z pewnością nie doczekałoby dziewięciu sezonów. Poza tym "The Dundies" to po prostu szalenie zabawny odcinek – masa żenujących dowcipów ze strony Michaela, kłopotliwe sytuacje i pijana Pam (Jenna Fischer), czyli niemal wszystko to, co w "The Office" lubimy najbardziej.
The Injury (sezon 2, odcinek 12)
Któż nie lubi być budzonym przez zapach piekącego się bekonu? Fanem takiej pobudki z pewnością jest Michael, jednak tym razem zapłacił za nią sporą cenę – wstając z łóżka, przypiekł sobie stopę lub, jak ironicznie twierdzą niektórzy z pracowników biura, ugotował ją. Ten odcinek to Michael Scott w najczystszej postaci – chcący, by wszystko kręciło się wokół niego, wiecznie szukający atencji i przekraczający kolejne granice w jej poszukiwaniu. Scenarzyści w tym odcinku wiadrami wylewają na widzów uczucie cringe'u, ale to ten przypadek, że choć nieraz zwijamy się przed ekranami z zażenowania, nie możemy przestać patrzeć.
Benihana Christmas (sezon 3, odcinek 10)
Świąteczne odcinki "The Office" od samego początku wyróżniały się na plus, dlatego trudno wybrać mi jeden ulubiony. Stawiam na "Benihana Christmas", ponieważ to w tym odcinku wyraźnie widzimy wręcz desperackie podejście Michaela do znalezienia miłości, które oczywiście nie może przynieść niczego dobrego. W tym odcinku na zmianę współczujemy głównemu bohaterowi lub jesteśmy zażenowani jego zachowaniem – jak np. wtedy, gdy nie potrafi odróżnić, która z poznanych przez niego młodych Azjatek jest jego "dziewczyną", więc postanawia oznaczyć ją markerem. Żarty takie jak ten to kolejny dowód na to, że "The Office" dziś nie mogłoby powstać, a pojawiające się co jakiś czas dyskusje o jego wskrzeszeniu powinny być zduszane w zarodku.
Fun Run (sezon 4, odcinek 1)
W "Fun Run" widzimy Michaela w najczystszej postaci, robiącego coś głupiego – tym razem jest to przejechanie Meredith (Kate McFlannery) na parkingu firmy – i próbującego naprawić szkody w jeszcze głupszy sposób. Twórcy postawili w tym odcinku przede wszystkim na komizm, nie skupiając się szczególnie na rozwoju postaci, co wyszło akurat znakomicie, niemal każda scena to perełka, przy której nie sposób się nie śmiać. Dodatkowo, to właśnie w tym odcinku możemy zobaczyć pierwsze chwile Jima i Pam – widząc tych dwoje razem, nie sposób nie zadać sobie pytania, dlaczego ich połączenie zajęło twórcom tak wiele czasu. Zwłaszcza, iż od początku wiedzieliśmy, że to musi się wydarzyć.
Dinner Party (sezon 4, odcinek 9)
Przez wielu uznawany za najlepszy odcinek w historii "The Office", choć paradoksalnie jego akcja dzieje się w biurze zaledwie przez minutę. Później bierzemy udział w imprezie, której nie da się zapomnieć – Pam i Jim (John Krasinski) oraz Andy (Ed Helms) i Angela (Angela Kinsey) otrzymują zaproszenie na kolację do domu Michaela i Jan (Melora Hardin). Po tym wieczorze, w którym udział bierze także Dwight (Rainn Wilson) ze swoją, ekhem, zaskakującą kochanką, nic już nie będzie takie samo. Cały odcinek to aktorski popis Carella i Hardin, do których dołączyli pozostali aktorzy. Jak przyznawała obsada, był to jeden z najtrudniejszych odcinków do nakręcenia, sceny trzeba było powtarzać wielokrotnie z powodu niekontrolowanych wybuchów śmiechu – jak np. wtedy, gdy Michael chwali się gościom swoim nowym telewizorem plazmowym.
Stress Relief (sezon 5, odcinek 13)
Chyba żaden inny odcinek tego serialu nie dostarczył internetowi tak wielu memów i nie przyniósł widzom tak wielu kultowych momentów. Emitowany tuż po finale Super Bowl podwójny odcinek został napisany tak, aby bez uczucia zagubienia mogli obejrzeć go także ci widzowie, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z sitcomem NBC. Aby ci nie odeszli od ekranów zbyt szybko, scenarzyści przygotowali najdłuższą i najbardziej szaloną scenę otwierającą w historii – pożar w biurze. Zaczyna się więc jak u Hitchcocka – od trzęsienia ziemi – ale dalej jest równie dobrze. Lekcje pierwszej pomocy czy roast Michaela to momenty, które na zawsze zapisały się w historii "The Office".
Broke (sezon 5, odcinek 23)
To odcinek, w którym ostatecznie zakończono wątek Michael Scott Paper Company – moim zdaniem jeden z lepszych w historii całego serialu. Na szczególną uwagę może zasługiwać scena negocjacji w pokoju konferencyjnym, gdy Michael udowadnia, że mimo swoich wad zna się na pracy, którą wykonuje, a niedocenianie go było poważnym błędem. Scenariusz obfituje w zwroty akcji, jak zawsze nie brakuje wielu zabawnych scen, ale to przede wszystkim kolejnych milowy krok w rozwoju głównego bohatera. To także niestety przedostatni raz, gdy na ekranie widzimy Charlesa Minera (w gościnnej roli Idris Elba), tym razem w zupełnie innej wersji – lizusa, który zrobi i powie wszystko, byle zadowolić swojego szefa.
Niagara (sezon 6, odcinki 4-5)
Choć to tak naprawdę dwa odcinki, traktuję je jako jeden. Dostaliśmy w nich to, na co z wytęsknieniem czekaliśmy bardzo długo – ślub Pam i Jima. Oczywiście zanim do niego dojdzie, musi wydarzyć się wiele po drodze, a oprócz pary młodej na ekranie błyszczą przede wszystkim Dwight i Andy, choć swoje momenty ma również Michael. Cała historia jest jednak wspaniałym hołdem dla pary, którą pokochali widzowie – przed scenarzystami stanęło niesamowicie trudne zadanie, ponieważ wszyscy oczekiwali, iż ich ślub będzie wyjątkowy. I dokładnie taki był, w rankingu najlepszych "ślubnych" odcinków w historii telewizji "Niagara" byłaby z pewnością bardzo wysoko.
Threat Level Midnight (sezon 7, odcinek 16)
Zaginione arcydzieło Michaela Scotta się odnalazło! "Threat Level Midnight" – film, który pierwszy raz zostaje wspomniany już w 2. sezonie, został ukończony, a cała ekipa może zobaczyć efekt końcowy. To wspaniały odcinek, bo niejako daje widzom wgląd w umysł Michaela Scotta – jeden z największych labiryntów w historii ludzkości. Nie brakuje tutaj naprawdę absurdalnych scen, na czele z tańcem o jakże uroczej nazwie "The Scarn". W tym odcinku widzimy także, jak długą drogę przebył Michael jako postać i jak bardzo dojrzał na przestrzeni siedmiu sezonów, i, co równie ważne, że chyba jednak był lubiany przez swoich pracowników, skoro ci zgodzili się wystąpić w jego filmie.
Finale (sezon 9, odcinek 23)
Wszyscy powiedzieli to już milion razy, ale i tak powtórzę – "The Office" bez Michaela Scotta było już zupełnie innym, znacznie gorszym serialem. Scenarzyści wyraźnie stracili werwę i pomysły, serwując nam kolejne niezbyt interesujące wątki. Trzeba jednak oddać, iż pod koniec finałowego sezonu odnaleźli dawną formę, czego kulminacją był rewelacyjny finał – ukłon w stronę wiernych widzów i sentymentalna podróż, podczas której każdy odnalazł swój happy end.
Jak przyznawali sami twórcy, koncepcja na finał zmieniała się kilkukrotnie, wiele nakręconych scen (w tym alternatywna scena finałowa) ostatecznie nie weszło do odcinka, ponieważ zwyczajnie się w nim nie zmieściły, ale to, co dostaliśmy, było zakończeniem niemalże perfekcyjnym. Pod każdym względem.