"Emily w Paryżu" błądzi i serwuje nieświeżą powtórkę — recenzja 2. sezonu serialu komediowego Netfliksa
Karolina Noga
24 grudnia 2021, 12:03
"Emily w Paryżu" (Fot. Netflix)
"Emily w Paryżu" błyskawicznie stało się hitem na Netfliksie, ale nie brakowało też głosów krytyki. Twórcy obiecywali, że 2. sezon nie popełni błędów pierwszego, a my sprawdziliśmy, czy tak jest.
"Emily w Paryżu" błyskawicznie stało się hitem na Netfliksie, ale nie brakowało też głosów krytyki. Twórcy obiecywali, że 2. sezon nie popełni błędów pierwszego, a my sprawdziliśmy, czy tak jest.
Kiedy serial "Emily w Paryżu" pojawił się na Netfliksie jesienią zeszłego roku, był jak ładna opowiastka, dzięki której można było na chwilę zapomnieć o pandemii. Widzów z różnych stron świata zachwycił bajkowy klimat i słodycz przygód Emily, ale amerykańska wersja Paryża nie wszystkim przypadła do gustu — a w szczególności Francuzom. Twórcy musieli mierzyć się z oskarżeniami o powielanie krzywdzących stereotypów, zaś tytułowa bohaterka niejednego irytowała swoim podejściem do życia. Stojący za serialem Darren Star ("Seks w wielkim mieście") obiecywał, że 2. sezon będzie doroślejszy i naprawi błędy — albo chociaż nie popełni ich więcej.
W 2. sezonie Lily Collins ponownie wciela się w tytułową Emily, która już nieco lepiej odnajduje się w Paryżu. Bohaterka będzie musiała poradzić sobie nie tylko z kolejnymi wyzwaniami, jakie stawia na jej drodze praca, ale także konsekwencjami nocy spędzonej z Gabrielem. Dodatkowo w życiu dziewczyny pojawi się nowy kandydat na chłopaka, sceptycznie nastawiony do tego, co oferuje Paryż, Alfie.
2. sezon Emily w Paryżu powtarza błędy pierwszego
Wystarczy zerknąć na pierwszy odcinek, by przekonać się, że obietnice wielkiej poprawy były rzucane na wiatr. 2. sezon to w dużym stopniu kalka pierwszego, ale pozbawiona wdzięku i świeżości. Przesłodzenie i pewna przesada, które rok temu wydawały się dodawać serialowi uroku, w nowych odcinkach niebezpiecznie zbliżają go do granicy kiczu. Sytuacji nie poprawiają nawet kolejne szałowe stroje Emily, bo i te — jak zauważa w pewnym momencie Alfie — bywają po prostu śmieszne.
Nie można nie wspomnieć także o stereotypach. O ile za pierwszym razem można było przymknąć na nie oko — to w końcu miała być lekka opowiastka — tak 2. sezon "Emily w Paryżu" już dobitnie pkazuje, że twórcy niczego się nie nauczyli. Szybko pojawiają się kwestie typu: "Inne dziewczyny by wybaczyły, ale ona to Francuzka!" czy kilkukrotne przypominanie bohaterce z oburzeniem w głosie, że praca w weekendy jest we Francji "nielegalna". Serial w dalszym ciągu powiela krzywdzące stereotypy i to nie tylko, jeśli chodzi o Francuzów. Wątek Mindy (Ashley Park) można sprowadzić do hasła "bajecznie bogata Azjatka", ale najbardziej obraźliwie "Emily w Paryżu" potraktowało Ukrainkę: hej, a może niech ona coś ukradnie?
Nowy chłopak Emily, Alfie, to z kolei chodzący stereotyp na temat tego, jak Amerykanie widzą Brytyjczyków. Garnitur? Jest. Miłość do piłki nożnej i dobrego piwa? Jest. Dodajmy do tego pracę w londyńskim banku i nasz angielski przystojniak jest gotowy. Trzeba jednak przyznać, że grający tę postać Lucien Laviscount ("Katy Keene, "Scream Queens") naprawdę daje radę. Jego postać da się lubić, również dlatego, że przejrzał bańkę "miasta miłości", co stanowiło ciekawy kontrast dla beznadziejnie zakochanej w turystycznej wersji Paryża Emily.
Emily w Paryżu wciąż wygląda bajecznie
Najmocniejszym punktem serialu była i pozostaje strona wizualna. Oko cieszą piękne widoki, w tym sezonie także z Saint-Tropez, mocne kolory strojów Emily i przede wszystkim sam Paryż. Twórcy zadbali o to, by większość kadrów mogła posłużyć za pocztówkę. Świetną robotę robi też ścieżka dźwiękowa. Francuskie piosenki pomagają budować specyficzny klimat, dzięki czemu całość jest znośna — lekka, łatwa, a momentami nawet przyjemna. Podobnie jak rok temu, "Emily w Paryżu" jest jak podróż do "stolicy eskapizmu" bez wychodzenia z domu.
Największa część fabuły skupia się wokół trójkąta miłosnego, który w nowym sezonie przeradza się w czworokąt. Emily i Gabriel (Lucas Bravo) zdecydowanie mają ku sobie, jednak wszystko komplikuje nie tylko Camille (Camille Razat), ale także Alfie. Miłosnych zawirowań nie brakuje, co stało się świetną okazją do rozbudowy postaci Camille, która pokazała, że nie da sobą pomiatać. Nie zabrakło także pogłębienia postaci pracowników Savoir. Philippine Leroy-Beaulieu jako Sylvie jest równie fenomenalna co w 1. sezonie, starano się także pokazać więcej Juliena (Samuel Arnold) i Luca (Bruno Gouery), jednak ich wątki koniec końców zostały potraktowane raczej powierzchownie.
Emily w Paryżu — czy warto obejrzeć 2. sezon?
W wywiadach przed 2. sezonem Lily Collins i Darren Star wiele mówili o przemianie bohaterki. Faktycznie — Emily nie zachowuje się już tak bardzo jak turystka i widać, że zaczyna nieco lepiej odnajdywać się w nowym miejscu. Do niektórych kwestii podchodzi dojrzalej, jednak wciąż — przez większość czasu — pozostaje milutką, słodziutką i nieco zagubioną osobą. Tak jak w 1. sezonie, wszystko przychodzi jej z zaskakującą łatwością. Przy tym wszystkim jednak widać, że Lily Collins świetnie bawiła się, grając swoją postać, dzięki czemu całkiem dobrze ogląda się ją na ekranie, jeśli przymknie się oko na to, co jest w tym wszystkim problematyczne. Odcinki są krótkie, więc 2. sezon "Emily w Paryżu" można pochłonąć dosłownie naraz.
1. sezonowi "Emily w Paryżu" wiele można było wybaczyć — był przyjemną, nieco głupiutką, ale urokliwą komedyjką. Nowym odcinkom brakuje już tej świeżości i wdzięku. Dostajemy powtórkę z rozrywki, która jest niczym więcej niż zapchajdziurą w świątecznej ramówce. Mimo wielu wad, serial wciąż ogląda się przyjemnie i zawsze można go włączyć choćby dla ładnych widoków — ale z pewnością nie jest to kontynuacja, której nie można sobie odpuścić.