10 najlepszych seriali 2021 roku wg Marty Wawrzyn
Marta Wawrzyn
27 grudnia 2021, 16:04
"Sukcesja" (Fot. HBO)
Jakie seriale z 2021 roku warto nadrobić, zanim zaleją nas kolejne premiery? Nasze podsumowania roku w telewizji zaczynamy od dziesiątki, którą po prostu musiała wygrać "Sukcesja".
Jakie seriale z 2021 roku warto nadrobić, zanim zaleją nas kolejne premiery? Nasze podsumowania roku w telewizji zaczynamy od dziesiątki, którą po prostu musiała wygrać "Sukcesja".
Ten rok w serialach upłynął w Polsce przede wszystkim pod znakiem nieobecności. Branża telewizyjna postanowiła cofnąć się o 10 lat wstecz i oglądanie na bieżąco czegokolwiek, czego nie wyprodukował Netflix bądź HBO (ale już nie HBO Max!) stało się znów wyzwaniem. Ominęły nas więc liczne tytuły chwalone przez krytyków, jak "Hacks", "Only Murders in the Building", "Reservation Dogs" czy "Yellowjackets". Tylko seriale Marvela i Disney+ zdecydowaliśmy się recenzować, dlatego że są dostępne w wielu krajach europejskich, gdzie mieszkają nasi czytelnicy.
Nadrobiliśmy w tym roku m.in. "Ptaka dobrego Boga", "Fargo" i "Nienawidzę Suzie", ale to zaledwie kropla w morzu potrzeb. Od dawna nie mieliśmy aż tak narzucającego się wrażenia, że polskie platformy robią krok do przodu i zaraz potem dwa do tyłu, a polscy klienci jak mieli, tak mają status "tych gorszych". Przez co nasze zapóźnienie tylko się pogłębia, zaś nasze uczestnictwo w światowej dyskusji o serialach sprowadza się do tego, że też kojarzymy "Sukcesję" i "Squid Game". I coś nam dzwoni, że w "Hawkeye'u" pojawił się znany polski aktor.
"Ptak dobrego Boga" to jedna z tych produkcji, dla której żałuję, że brakło miejsca w dziesiątce — bardziej mi zależało na duńskim "Dochodzeniu", "WandaVision" i "Nocnej mszy". Nie udało mi się też zmieścić "Wielkiej", "Sprzątaczki", "Nienawidzę Suzie", "Lokiego", "Co robimy w ukryciu", "Master of None" i polskiego "Kruka". Doceniłam za to "Teda Lasso" znacznie bardziej niż w dziesiątce sprzed roku.
10. WandaVision
"Loki" czy "WandaVision"? Marvel do spółki z Disney+ zafundował nam dwie wyśmienite produkcje, tak że trudno jednoznacznie powiedzieć, która z nich jest "lepsza". Są po prostu zupełnie różne. "WandaVision" wygrywa u mnie dlatego, że wszystko wydawało mi się tutaj niezwykłe. Produkcja z Elizabeth Olsen i Paul Bettany w roli pary, która utknęła w świecie jak z sitcomów z różnych epok, zachwyciła mnie nie tylko świeżością i kreatywnością, ale też głębią. Schematy znane z takich seriali, jak "I Love Lucy" czy "The Dick Van Dyke Show", posłużyły do pełnego przedstawienia tragedii Wandy — i za to należy się twórcom wielkie uznanie.
9. Dochodzenie
Prawdziwa antyteza amerykańskich procedurali. Duńskie "Dochodzenie" autorstwa Tobiasa Lindholma ("Na rauszu", "Polowanie", ale też serial "Borgen" — jeden z moich ulubionych) to historia śledztwa dotyczącego głośnego morderstwa szwedzkiej dziennikarki Kim Wall. Ale nie spodziewajcie się tu twistów w stylu produkcji true crime czy epatowania tabloidowością. Serial pokazuje prawdziwie szokującą zbrodnię z perspektywy tytułowego dochodzenia, do którego najbardziej chyba pasuje przymiotnik "systematyczne". Oglądamy, jak policjanci ślęczą nad dokumentami, prokuratorzy potykają się o technikalia, a nurkowie przez wiele dni, metr po metrze, przeszukują morskie głębiny. Wszystko jest subtelne, oszczędne, surowe i proste. I jakimś cudem nie da się oderwać od tego wzroku.
8. Nocna msza
Miks horroru i emocji totalnych, jakie serwuje w kolejnych swoich serialach Mike Flanagan, to coś, czemu zdecydowanie nie mogę się oprzeć. I "Nocna msza" też mnie nie zawiodła, zarówno jako mroczna historia pokazująca religijny fanatyzm jako największy z koszmarów, jak i piękna, osobista, wypakowana emocjami historia dobrych ludzi, którzy szukają odpowiedzi na wielkie pytania — gdzieś pomiędzy wiarą a nauką. Wspaniale napisana, zagrana i nakręcona produkcja zachwyca klimatem, jakiego nie ma żaden inny serial, zmuszając nas do zadawania trudnych pytań samym sobie i nie raz, nie dwa odejmując mowę. Zwłaszcza kiedy na ekranie jest akurat Hamish Linklater, grający w "Nocnej mszy" prawdziwie wielką rolę.
7. Mare z Easttown
Powiedzmy to wprost: "Mare z Easttown" nie jest ani niczym świeżym, ani tym bardziej dziełem wybitnym. Takie miasteczka, takie sprawy kryminalne i takie detektywki już widywaliśmy, najczęściej w telewizji brytyjskiej i skandynawskiej. O ile więc dla Amerykanów tutejsza surowość i brak lukru mogą wydawać się odkrywcze, dla mnie ten serial wrył się w pamięć przede wszystkim dzięki wybitnym kreacjom aktorskim, poczynając od tytułowej roli Kate Winslet, przez Jean Smart, Julianne Nicholson i Guya Pearce'a, aż po Evana Petersa, którego bohater na pewno zostanie ze mną na dłużej. To właśnie oni sprawili, że "Mare z Easttown" jest czymś więcej niż kolejną kopią "Broadchurch" i "Happy Valley". I to ze względu na nich chciałabym kontynuacji, nawet jeśli za bardzo nie wiem, co tu jest do kontynuowania.
6. Ted Lasso
Przyznaję, rok temu nie byłam jeszcze aż tak wielką fanką "Teda Lasso". Po 2. sezonie, który przyniósł sporo goryczy, mroczniejszych twistów i zaglądania głębiej pod optymistyczną powierzchnię, nie mam już wyjścia i muszę ogłosić, że bardzo, ale to bardzo tego serialu nie doceniałam, myśląc o nim jako o nowym "Parks and Recreation". Skupiając się na traumach skrywanych przez bohaterów, w tym przede wszystkim tego głównego, twórcy udowodnili, że "Ted Lasso" zdecydowanie jest czymś więcej, niż mi się wydawało. Nie mogłabym też nie docenić odcinka świątecznego w środku lata, wina i śpiewu na pogrzebie oraz nocnej przygody trenera Bearda. Tak, tej samej, którą znaczna część fanów znienawidziła.
5. Kolej podziemna
"Kolej podziemna" to jeden z najcięższych, najtrudniejszych seansów tego roku. I najpiękniejszych. Reżyser Barry Jenkins i operator James Laxton zamienili książkę Colsona Whiteheada, w której szlak przerzutu niewolników nabrał magicznego wymiaru, w prawdziwe arcydzieło wizualne. Jednocześnie to historia przerażająca do szpiku kości, historia, którą ogląda się z trudem, bo na jej główną bohaterkę, młodziutką Corę (Thuso Mbedu), spadają kolejne koszmary podczas jej długiej, krętej podróży do wolności. Koniecznie obejrzeć — niekoniecznie całość naraz.
4. For All Mankind
"For All Mankind" to jeden z tych seriali, które potrzebowały trochę czasu, żeby zarówno się rozkręcić, jak i zbudować naszą więź z bohaterami. Produkcja sci-fi autorstwa Ronalda D. Moore'a ("Battlestar Galactica") od początku zachwycała klimatem i smaczkami związanymi z tym, że opowiada historię alternatywną, w której Sowieci zdobywają znaczącą przewagę na początku wyścigu kosmicznego. A i ogromne pieniądze, jakie Apple TV+ wydało na realizację, niewątpliwie było widać. Jeśli po 1. sezonie można było odnieść wrażenie, że czegoś jednak brakuje, 2. sezon zdecydowanie to zmienił, stawiając na potężne emocje, które sięgnęły zenitu w poruszającym finale. I wiele wskazuje na to, że dalej będzie jeszcze mocniej.
3. Biały Lotos
Okrzyknięty "Sukcesją" na wakacjach "Biały Lotos" to prawdziwy fenomen lata 2021. Mike White, twórca uwielbiany wcześniej przez jakieś pięć osób, które widziały "Iluminację", zaskoczył błyskotliwym połączeniem satyry społecznej, lekkiej rozrywki na lato i rasowego kryminału, wkręcając widzów w rozwiązywanie zagadki pt. kto z tych okropnych, bogatych ludzi okaże się mordercą, a kto ofiarą. Po drodze zaś zaoferował mnóstwo innych atrakcji, na czele z hawajskim klimatem, podkreślanym muzyką Cristobala Tapii De Veera, przerysowanymi portretami przedstawicieli amerykańskich elit i godnymi wszelkich nagród występami, wśród których wyróżniła się Jennifer Coolidge. "Biały Lotos" ma wszystko i jeszcze więcej, by znaleźć się w gronie najlepszych seriali roku, a do tego jeszcze sprawia mnóstwo frajdy.
2. Bo to grzech
Przepiękny, pełen życia, energii i emocji miniserial Russela T Daviesa. Widać, że "Bo to grzech" to najbardziej osobisty projekt tego utytułowanego brytyjskiego twórcy, który po nakręceniu wielu znakomitości — od "Queer as Folk" po "Rok za rokiem" — postanowił opowiedzieć o swojej młodości. O swojej grupce przyjaciół, imprezach, wielkich marzeniach i wchodzeniu w dorosłość w cieniu epidemii AIDS w Londynie. "Bo go grzech" to historia o pożegnaniu z beztroską, o walce o lepsze jutro, o uprzedzeniach, które niszczą życie. Historia zrobiona z sercem i z przytupem — taka, którą aż chce się pochłonąć w jeden wieczór, na przemian śmiejąc się i płacząc.
1. Sukcesja
Były w tym roku seriale i była "Sukcesja" — pokazany w krzywym zwierciadle świat ludzi rządzących takimi maluczkimi jak my. W 3. sezonie zobaczyliśmy, jak członkowie koszmarnej rodziny Royów wspinają się na kolejne wyżyny cynizmu i okrucieństwa, wszyscy razem i każde z osobna dążąc do tego, żeby mieć jeszcze więcej władzy i jeszcze więcej wpływów. Bezlitosna korporacyjna wojna, w której stawką jest przetrwanie firmy, przenika się bardziej niż kiedykolwiek z wojenkami rodzinnymi. I bardziej niż kiedykolwiek widać, jak dysfunkcyjne, pełne przemocy relacje panują w tej rodzinie, gdzie ojciec zawsze musi być tym, który ma rację.
Miks błyskotliwej komedii i szekspirowskiego dramatu w wydaniu Jessego Armstronga jeszcze nigdy nie był tak pyszny, mroczny i pozbawiony choćby odrobiny optymizmu, jak w tym sezonie. Wszyscy zdradzili wszystkich. Niektórzy znaleźli się na krawędzi życia i śmierci. Inni sprzedali duszę, i to więcej niż raz. A Jeremy Strong nie pozostawił cienia wątpliwości, że jest aktorem wybitnym.