"Hacks" pozwala Jean Smart błyszczeć w brudnym świecie komedii – recenzja serialu HBO Max
Kamila Czaja
8 marca 2022, 12:03
"Hacks" (Fot. HBO Max)
Jean Smart, Hannah Einbinder, brutalna branża rozrywkowa i skomplikowana więź między próbującymi sobie w tym świecie radzić kobietami. Warto było tak długo czekać na "Hacks"!
Jean Smart, Hannah Einbinder, brutalna branża rozrywkowa i skomplikowana więź między próbującymi sobie w tym świecie radzić kobietami. Warto było tak długo czekać na "Hacks"!
"Hacks" ("Komediantki") to kolejny serial, na który musieliśmy w Polsce zaczekać. Premiera na HBO Max była w maju zeszłego roku, komediodramat podbił listy krytyków, zgarnął po kilka Emmy i Złotych Globów, dostał już zamówienie na 2. sezon… A my czytaliśmy cudze zachwyty, nie pierwszy raz w ostatnim czasie czując się jak widownia gorszego sortu. Lepiej późno niż wcale – możemy westchnąć po obejrzeniu produkcji ekipy pracującej wcześniej między innymi przy "Broad City".
Lucia Aniello, Paul W. Downs i Jen Statsky teoretycznie nie zaproponowali tu żadnej serialowej rewolucji. Opowieści o zderzeniu dwóch postaci, które teoretycznie nie powinny się dogadywać, a jednak tworzą dobry duet, mieliśmy mnóstwo. Historie o toksycznych szefach, o pokoleniowych różnicach, o wcale nie tak wesołym życiu w branży komików też już widzieliśmy.
Twórcy "Hacks" nie unikają sięgania po pewne typowe rozwiązania konfliktów czy po, nieraz frustrujące, zwroty akcji, więc kibicowanie więzi rodzącej się między bohaterkami serialu podszyte jest nieraz myślą, że już się takie fabularne rozwiązanie zna, albo czekaniem, że wszystko znów się w tej trudnej relacji zepsuje.
Hacks to popis Jean Smart, ale i Hannah Einbinder
Rzecz w tym, że rozpoznawalność niektórych motywów w wersji zaproponowanej w "Hacks" nie mąci zachwytu tym serialem. Kolejne odcinki pochłania się błyskawicznie, postacie równocześnie fascynujące i pełne wad natychmiast stają się nieznośnie wręcz wiarygodne, a po jednym sezonie chce się natychmiast więcej, nawet gdyby miało to być w dużej mierze więcej tego samego.
Nie chcę umniejszać błyskotliwości scenariusza, ale bez konkretnie tych aktorek w głównych rolach "Hacks" mogłoby przepaść w tłumie. Jean Smart ("Fargo", "Watchmen"), która już dawno powinna dostać własny serial, gra divę stand-upu, Deborah Vance, od dekad występującą w Las Vegas z programem może nieszczególnie oryginalnym, ale mającym wielu fanów wśród bywalców kasyn i zachłystujących się "miastem grzechu" turystów z Florydy.
Hannah Einbinder (zdecydowanie odkrycie tego serialu, bo że Smart jest genialna, wiemy nie od dziś) wciela się w Avę – autorkę komediową, która ma dwadzieścia parę lat i obiecującą karierę w Los Angeles właśnie zaprzepaściła sobie zbyt ostrym żartem w mediach społecznościowych.
Te dwa światy nie miałyby się szans połączyć, gdyby nie desperacki ruch agenta obu artystek. Jimmy (Downs) chce odświeżyć materiał Deborah, której sława nieco przygasa, a przy tym zapewnić zarobek Avie. I jak można się spodziewać, początki współpracy przyzwyczajonej do luksusu gwiazdy, której zachcianki są spełniane, zanim je wypowie, z roszczeniową przedstawicielką pokolenia Z, która bardzo nie lubi, gdy myli się ją z milenialsami, i która na widok domu szefowej stwierdza, że czas na podatek dla bogatych, łatwe nie są.
Gdyby "Hacks" zamykało się w ciągłych kontrastach "starego" z "nowym", formuła szybko by się wyczerpała. O ile jednak na początku Ava jest koszmarnie nieświadoma własnych win czy konformizmu w karierze (wbrew poczucia bycia w awangardzie zmian), a Deborah wydaje się stereotypową divą, tak szybko obrazek się komplikuje. Zwłaszcza w przypadku tej drugiej, która z każdym odcinkiem dowodzi, że jej ekscentryczno-rozkapryszone oblicze to tylko jedno oblicze niezwykle wielowymiarowej postaci.
Hacks to silne kobiety i trudna branża rozrywkowa
Portret jest tym ciekawszy, że pozwala "Hacks" opowiedzieć o kilkudziesięcioletniej karierze kobiety w męskim świecie, o tym, jak rosła – wciąż za słabo – świadomość seksizmu pewnych zachowań czy mijała moda na humor danego typu. Poznawanie, celowo odsłanianego powoli, kontekstu tego, jak Deborah trafiła tam, gdzie jest teraz, na jakie kompromisy musiała się godzić i co po drodze straciła, to obok psychologicznych wojen, rozejmów i momentów niezwykłego porozumienia dusz między głównymi bohaterkami najmocniejsza warstwa serialu.
Zresztą im lepiej poznajemy rodzinne, zawodowe, osobowościowe uwikłania Deborah i Avy, tym bardziej kibicujemy, by mimo różnic i mniejszych lub większych wykroczeń przeciwko sobie nawzajem jakoś się dogadały. Nie tylko dlatego, że każda dzięki tej drugiej jest jeszcze zabawniejsza, ale też dlatego, że w momentach, kiedy opadają maski i nieufności (często niestety uzasadnione), okazuje się, że te tak różne kobiety rozumieją się wzajemnie lepiej, niż rozumieją je teoretycznie ludzie im najbliżsi.
Tu wkracza mocny drugi plan: pełna pretensji (znów: często uzasadnionych) córka Deborah, DJ (Kaitlin Olson, "It's Always Sunny in Philadelphia"), nierozumiejąca wyborów zawodowych, poglądów ani biseksualności córki matka Avy (Jane Adams, "Frasier" i nowe "Twin Peaks") czy budzący wprawdzie sympatię i współczucie, ale czasem nieczysto grający Marcus (Carl Clemons-Hopkins), dyrektor operacyjny licznych biznesów Deborah, który poświęcił dla tej pracy życie prywatne, a teraz czuje się przez pomysły Avy zagrożony.
Wspomniany Jimmy i jego fatalna asystentka, Kayla (Megan Stalter), a także pracująca w kasynie Kiki (Poppy Liu ) oraz zróżnicowana ekipa zatrudniona w rezydencji (tu znany z "Brzyduli Betty" Mark Indicato i Rose Abdoo z "Gilmore Girls") też pasują do tego oryginalnego grona. Na tak mocnym tle nieco słabiej moim zdaniem wypada relacja Deborah z właścicielem kasyna, Martym (Christopher McDonald, "Żona idealna"), ale można to serialowi wybaczyć.
Czy warto oglądać serial Hacks?
"Hacks" to przede wszystkim ciekawie napisane i rewelacyjnie zagrane bohaterki. Wiadomo, że Smart fantastycznie potrafi zagrać i komedię, i dramat, i wszystko pomiędzy, ale warto przyjrzeć się też temu, jak fenomenalne Einbinder potrafi reagować samą mimiką na absurdy otaczające Avę. Jednak "Hacks" to też wielowarstwowe realia show-biznesu, dawniej i dziś.
Znajdziemy tu całkiem zniuansowane jak na półgodzinne odcinki dyskusje o tym, co jest śmieszne, jaki żart uwłacza komi(cz)kom i publiczności, a co stanowi dopuszczalny kompromis, dla kogo się żarty pisze i jak wiele należy od siebie wymagać. Mocno wybrzmiewa też pytanie o to, kiedy zmiana – życia, sztuki – jest konieczna i jakie ryzyko się wtedy ponosi. I o ile łatwiej ponosić je z kimś, z kim wbrew wszelkim różnicom i miejscami naprawdę burzliwej znajomości złapie się wspólny język.