"Better Things" zaczyna ostatni popis – recenzja pierwszych odcinków 5. sezonu serialu Pameli Adlon
Kamila Czaja
10 marca 2022, 16:33
"Better Things" (Fot. FX)
Po dwóch latach, podczas których na świecie zmieniło się wszystko, "Better Things", Pamela Adlon, Sam Fox i jej córki wracają na szczęście mniej więcej takie jak zawsze. Drobne spoilery.
Po dwóch latach, podczas których na świecie zmieniło się wszystko, "Better Things", Pamela Adlon, Sam Fox i jej córki wracają na szczęście mniej więcej takie jak zawsze. Drobne spoilery.
Serial Pameli Adlon powrócił z piątym, ostatnim już sezonem. Podczas oglądania pierwszych trzech odcinków łapałam się na tym, że chociaż czekałam na tę premierę, to jakoś mentalnie zamknęłam w głowie całą historię po ostatnim kadrze poprzedniego sezonu mojego serialu roku 2020. Przepracowanie rozczarowań związanych z byłym mężem i niebyłym (acz nieobecnym) ojcem pozwoliło zakończyć 4. sezon symbolicznymi scenami i można było wyobrazić sobie, że kobiety z rodziny Sam, w każdej generacji, dadzą sobie radę.
Better Things nie więzi życia w określonej ramie
Nowe odcinki "Better Things" (polski tytuł: "Lepsze życie"), kiedy już uświadomiłam sobie własne zdziwienie, że historia toczy się dalej, oglądało mi się świetnie. Co więcej, z czasem doszłam do wniosku, że Adlon znów pozornie mimochodem, bez wysiłku, w niespiesznym rytmie typowym dla tej produkcji, przełamała kolejne przyzwyczajenie widza: nawyk zamykania historii w wygodnych ramach. Tak, ładna klamra i symboliczne wyrzeczenie się pewnych toksycznych przyzwyczajeń to wszystko bardzo ładne – ale potem wychodzi się z basenu, wraca z plaży i życie dalej się toczy, co twórczyni serialu dobitnie pokazuje.
Nie należy z tego wnioskować, że bohaterki są w tym samym miejscu, w którym były dawniej. Powolna ewolucja postaci, dojrzewanie córek Sam (Pamela Adlon), ale i zmiany w życiu jej samej, związane z karierą, dziećmi i ich dorastaniem, relacjami z przyjaciółmi i mierzeniem się z własnymi emocjami, zostawiły ślad. Konsekwencje poprzednich wydarzeń widać choćby w reakcji na poczynania Xandera (Matthew Glave) w domowej kuchni w 3. odcinku. Duke (Olivia Edward) wprawdzie spędziła z ojcem przyjemny wyjazd, ale widać, że ona, Max (Mikey Madison) i Frankie (Hannah Alligood) nabrały dystansu do sytuacji. Tyle że wszyscy, nawet Rich (Diedrich Bader), starają się zachowywać w cywilizowany sposób i utrzymać kruche relacje rodzinne.
5. sezon Better Things i Sam nie tylko jako matka
Fakt, że aż dwie córki są już właściwie samodzielne (Max nie mieszka w domu, Frankie wprawdzie w nim została, ale po skończeniu szkoły pracuje w markecie), a Duke przez większość pierwszych odcinków nowego sezonu pojawia się w niewielkim zakresie, pozwala pokazać Sam w częstszym oderwaniu od domu. Wprawdzie idzie z na śmieszno-smutną kolację z Frankie, jej przyjacielem Brigiem (Aidan Harman) i jego matką (Angela Kinsey z "The Office"), gdzie temat podporządkowania życia dzieciom pojawia się wprost, ale widzimy ją jako osobę, której mówi się niewiele, trzymając sekrety w innych rodzinnych grupach, i która często próbuje odnaleźć się w dziwnych sytuacjach zawodowych i związanych z ludźmi innymi niż niesforna dojrzewająca gromadka oraz równie niesforna Phil (Celia Imrie).
Szukanie dla siebie lepszego miejsca w branży zapowiada się na mocny wątek w ostatnim sezonie towarzyszenia Sam. Widzimy bohaterkę w paru odsłonach – jako fankę robiącą sobie zdjęcia z ulubionymi twórcami, jako aktorkę w mękach przygotowującą się do filmu kostiumowego (z marnym, a jednak wyzwalającym efektem), jako znaną osobę czytającą dzieciom książkę, ale zmieniającą schemat takiego spotkania i entuzjastycznie objaśniającą uczniom, że zawodów w filmowej branży jest więcej niż tylko te aktorskie.
Już pierwsze odcinki 5. sezonu wyraźnie pokazują, że Sam skłania się do pracy głównie za kamerą, nie przed nią. Zmiana w myśleniu o tym, co chce się robić, gdzie można się realizować wbrew temu, co sądziło się przez całe dotychczasowe życie, jak znaleźć frajdę w pracy, gdy to, co kiedyś cieszyło, już nie cieszy – to frapujące pytania, które reżyserująca i pisząca "Better Things" Adlon oraz inni scenarzyści zapewne rozwiną w kolejnych odcinkach.
Better Things w 5. sezonie wciąż chwyta moment
Nie znaczy to, że życie prywatne całkiem z "Better Things" zniknęło, bo i mocne wspólne sceny członków rodziny tu są. Jeśli jak Sam uwierzyć w zły omen z końca odcinka otwierającego sezon albo po prostu dość logicznie założyć, że wydarzenia związane z Max pokazane w 3. odcinku jeszcze wyjdą szerzej na jaw, można się spodziewać ważnych rozmów i decyzji także w życiu prywatnym. Emocji matce pewnie dostarczy też Duke, która chyba zmierza wypełnić w domu lukę po trudnej nastolatce, zwolnioną przez zaskakująco ostatnio dojrzałą Frankie.
W przypadku "Better Things" niełatwo jednak stwierdzić, które sceny są tylko (aż!) wyimkami z życia Sam i sprawdzeniem, co słychać u reszty bohaterów (jej córek, brata, matki, przyjaciół), ewentualnie sygnalizowaniem, że serial jest świadomy problemów społecznych, nawet jeśli się na nich nie skupia (rozmowa z uczennicą z Compton o okolicznych dzieciakach i policji), a które rozwiną się z czasem w ważny dla sezonu wątek. Nie jest to jednak zarzut, bo nawet niepociągnięte na razie dalej pomysły, jak odkrycia w biurze genealoga czy monologi matki Briga, zapadają w pamięć.
Co natomiast łatwo stwierdzić, to to, że mamy wciąż do czynienia z ujmującym obrazem niecodziennej codzienności w wydaniu silnej kobiecej ekipy. I że kiedy Sam gotuje, to widz robi się głodny. I że w prozie życia niektórzy potrafią uchwycić warte zapamiętania momenty. A czasem proza życia na chwilę musi ustąpić, bo trzeba pomyśleć, co zrobić z pamiątkową… czaszką.