Najlepsze seriale Max Originals, które obejrzycie na HBO Max. "Stacja Jedenasta", "Hacks" i co jeszcze?
Redakcja
13 marca 2022, 11:08
"Stacja Jedenasta" (Fot. HBO Max)
HBO Max nie ma jeszcze tylu seriali oryginalnych co Netflix, ale już jest na tej liście kilka mocnych tytułów. Co warto obejrzeć na nowej platformie streamingowej?
HBO Max nie ma jeszcze tylu seriali oryginalnych co Netflix, ale już jest na tej liście kilka mocnych tytułów. Co warto obejrzeć na nowej platformie streamingowej?
HBO Max weszło do Polski, a to oznacza, że wreszcie dostaliśmy dostęp do (prawie) wszystkich produkcji Max Originals, do tej pory omijających nasz kraj, w tym "Hacks", "Stacji Jedenastej" czy "Stworzonej do miłości". Tym razem jednak, tworząc naszą listę, cofnęliśmy się również do premier oryginalnych produkcji HBO Max, które miały miejsce w Polsce już wcześniej, i polecamy też takie seriale, jak "Stewardesa" czy "Wychowane przez wilki". Są i takie Max Originals, których nikomu z czystym sumieniem byśmy nie polecili, jak nowa "Plotkara" czy "I tak po prostu".
Zróżnicowany wachlarz produkcji, jakie oferuje HBO Max, pokazuje, że platforma jest zainteresowana prezentowaniem szerszego spektrum niż HBO — gdzie jakość i tylko jakość jest najważniejsza — ale jednocześnie nie stawia na ilość i algorytmy, tak jak Netflix. Dlatego już teraz znajdziecie na niej sporo ciekawych tytułów, a przed nami kolejne premiery, jak świetnie zapowiadające się seriale "Minx" i "Julia", a także polska "Odwilż". W najbliższych miesiącach będzie się działo, a tymczasem zapoznajcie się z dziesiątką seriali HBO Max, które warto zobaczyć już teraz.
Hacks
"Hacks", aka "Komediantki", to prawdziwa perełka wśród Max Originals. Serial z Jean Smart i Hannah Einbinder w rolach dwóch kobiet związanych ze światem komedii został obsypany nagrodami — i to nie przypadek. Jego twórcy — wcześniej scenarzyści "Broad City" — w półgodzinnych, wypakowanych czarnym humorem odcinkach zdołali zawrzeć wiele trudnych prawd o tym, co to znaczy być kobietą w show-biznesie. Bohaterki, z których jedna widziała już wszystko, a druga dopiero zaczyna karierę, w błyskotliwy sposób obnażają wszystko, co jest problematyczne w stand-upie, jednocześnie przyznając, że bez komedii nie mogłyby żyć. Obie są tysiąc razy bardziej złożonymi postaciami, niż wydaje się na początku, i tworzą skomplikowaną, trudną, pełną skrajnych emocji, zadziwiająco bliską relację, której nie da się nie kibicować. Do tego dochodzi jeszcze pełen koszmar Las Vegas — miasta, którego tandetność jest pokazana w "Hacks" w wyjątkowo bezlitosny sposób. [MW]
Stacja Jedenasta
"Stacja Jedenasta" to także serial, którego pominięcie byłoby grzechem ciężkim. Produkcja showrunnera Patricka Somerville'a na podstawie książki Emily St. John Mandel opowiada o grupce osób, które przeżywają zabójczą pandemię grypy. To historia o apokalipsie, dziejąca się w jej trakcie i dwadzieścia lat później, ale też sięgająca za pomocą retrospekcji w przeszłość. Historia intrygująco skonstruowana, wciąż skacząca po różnych osiach czasu, skupiająca się na małych apokalipsach zwykłych ludzi i oferująca podobne emocje, co "Pozostawieni". W obsadzie są m.in. Mackenzie Davis, Himesh Patel, Caitlin FitzGerald i Daniel Zovatto i Gael García Bernal, którzy grają postacie w większości związane ze środowiskiem artystycznym. Kiedy kończy się świat, oni wszyscy wyrażają swój lęk egzystencjalny poprzez sztukę — wystawiają Szekspira, tworzą muzykę, uciekają się do pewnego komiksu sci-fi. To bardzo specyficzna, liryczna opowieść o apokalipsie, ale koniec końców najważniejsze okazują się w niej najprostsze ludzkie emocje. [MW]
Wychowane przez wilki
Pierwsze dwa odcinki tego serialu wyreżyserował Ridley Scott, pełniący też funkcję producenta. Czy trzeba dodatkowej zachęty? "Wychowane przez wilki" to historia pary androidów wysłanych na planetę Kepler-22b, gdzie mają wychować ludzkie dzieci po tym, jak Ziemię zniszczyła wojna religijna między wyznawcami boga Sola i ateistami. Wiadomo, że nie będzie łatwo, gdy pojawiają się inni koloniści, a to dopiero początek zagrożeń. Czerpiący garściami z klasyki gatunku serial to science fiction w starym stylu, często bardziej zainteresowane kwestiami ideowymi niż fabułą i bohaterami, dlatego nie spodoba się wszystkim. Jest jednak na tyle inny od wszystkiego, co można znaleźć w telewizji, że warto przynajmniej zerknąć. [MP]
Życie seksualne studentek
"Życie seksualne studentek" to jeden z tych lekkich i przyjemnych, ale niegłupich komediodramatów, z którymi miło spędza się czas. Fabuła produkcji stworzonej przez Mindy Kaling i Justina Noble'a ("Jeszcze nigdy…") skupia się na czterech dziewczynach z pierwszego roku studiów na prestiżowej uczelni na Wschodnim Wybrzeżu, dostających wspólne lokum w akademiku. To przede wszystkim historia o przyjaźni, budowaniu pierwszych dorosłych relacji, popełnianiu jeszcze nie ostatnich nastoletnich błędów i po prostu wchodzeniu w nowe życie. Tak, jest też sporo przygód seksualnych, a serial potrafi mówić w otwarty sposób o kobiecej seksualności — ale to tylko część fabuły, którą zamienia w złoto czwórka świetnych młodych aktorek z Pauline Chalamet, siostrą Timothée Chalameta, na czele. Bezpretensjonalny humor miesza się z całkiem poważnymi sprawami i historiami o trudach dorastania, tworząc miks, któremu nie ma sensu się opierać. [MW]
Peacemaker
Serialowy spin-off "Legionu samobójców" Jamesa Gunna opowiadający dalsze losy tytułowego antybohatera, gotowego "w imię pokoju zabić każdego mężczyznę, kobietę i dziecko", którzy staną mu na drodze. Rzecz jasna nie może to być poważne i takie nie jest, fundując nam jedną z najbardziej pokręconych superbohaterskich historii, jakie oglądaliśmy. "Peacemaker" to jednak nie tylko zwariowane pomysły, krwawa akcja i specyficzny humor, ale też zaskakująco dużo emocji, również w wykonaniu granego przez Johna Cenę głupkowatego osiłka. Wszystko razem tworzy miks, przy którym trudno się dobrze nie bawić, jednocześnie nie mając wrażenia, że to wszystko tylko idiotyczna zgrywa. [MP]
Stworzona do miłości
Cristin Milioti, mąż socjopata, technologie jak z "Black Mirror" i klasyczny rom-com postawiony na głowie — oto "Stworzona dla miłości", serial, który w 30-minutowych odcinkach jest w stanie zawrzeć zadziwiająco dużo treści. Pokręcona historia o miliarderze z branży nowych technologii (Billy Magnussen), który tworzy dla siebie i żony prawdziwy raj na ziemi, a następnie wszczepia jej implant, kontrolujący każdy jej ruch — aby mieć pewność, że jest równie szczęśliwa co on — podrzuca wiele tematów do dyskusji zarówno o toksycznych związkach, jak i zagrożeniach związanych z technologicznym rozwojem. Ale to też czysta frajda, bo serial wypakowany jest szalonymi pomysłami i czarnym humorem, a Milioti jest czarująca jak zawsze w swojej nie tak prostej do odegrania roli. [MW]
Stewardesa
Po części kompletna bzdurka, po części zupełnie poważna historia, a jako całość "Stewardesa" to po prostu udana i oryginalna wariacja na temat thrillera, która niesamowicie wciąga i wcale nie gorzej bawi. Kaley Cuoco gra tutaj Cassie Bowden – stewardesę, która spędza z przystojnym pasażerem noc w Bangkoku, żeby rano obudzić się obok jego zakrwawionych zwłok. Mocny start to jednak zaledwie początek pełnej szalonych twistów fabuły, która mknie naprzód w kosmicznym tempie, jakimś cudem nie wykolejając się po drodze i sprawiając mnóstwo czystej przyjemności. Spora w tym zasługa Cuoco, udowadniającej, że nie powinno się jej zamykać w sitcomowej szufladce, podobnie jak jej bohaterki w schematycznej opowieści. [MP]
Nasza bandera znaczy śmierć
Piracka komedia, której bohaterem jest Stede Bonnet – pirat dżentelmen, który dla awanturniczej kariery na morzu porzuca nudne życie angielskiego arystokraty. Głupie? A jednak "Nasza bandera znaczy śmierć" opiera się na kompletnie absurdalnej, lecz prawdziwej historii, zamieniając ją w szereg mniej i bardziej udanych gagów, pośrodku których znajduje się grany przez Rhysa Darby'ego kapitan, w wyjątkowo oryginalny sposób przechodzący kryzys wieku średniego. Pełno tu znanych twarzy w mniejszych i większych rolach (w tym Taika Waititi jako Czarnobrody), jeszcze więcej bzdurek, które niekoniecznie składają się na sensowną całość, ale bawią całkiem nieźle. Nawet jeśli ostatecznie wiele z tego nie wyniknie, wciąż jest to niezły i całkiem oryginalny pomysł na poprawienie sobie humoru. [MP]
Love Life
"Love Life" – pierwsza oryginalna produkcja HBO Max – to romantyczna antologia, która w każdym sezonie (na razie powstały dwa) opowiada przekrojowo miłosną historię innej postaci. Bohaterką pierwszego jest Darby (Anna Kendrick), aż nazbyt zwykła dziewczyna, której losy śledzimy przez pryzmat kolejnych związków. Drugi, bardziej udany i nie tak oklepany sezon to historia Marcusa (William Jackson Harper), żonatego faceta, który musi przewartościować swoje uczuciowe wybory. Całość to raczej prosta opowieść skupiająca się na tym, co do życia Darby i Marcusa wnoszą kolejni partnerzy i partnerki – czasami wybijająca się ponad przeciętność, ale zazwyczaj pozostająca po prostu sympatycznym wypełniaczem czasu. [MP]
Kamikaze
"Kamikaze" to duński serial HBO Max — młodzieżowy, ale oparty na tak ciekawym koncepcie, że może trafić do każdego. Julie (fantastyczna Marie Reuther) to 18-latka, prowadząca w Kopenhadze życie złotego dziecka — ma bogatych i kochających rodziców, wielki dom, grupkę przyjaciół i sto tysięcy obserwujących na Instagramie. Jest dziewczyną jak z "Plotkary" — dopóki nie otrzymuje od rodziców SMS-a, że za chwilę rozbiją się samolotem w afrykańskiej dżungli. Wiadomość o tym, że straciła rodzinę, popycha ją w stronę samobójstwa — wsiada w samolot, w nadziei że się rozbije. A potem kolejny i kolejny, i kolejnych dziesięć. Jednocześnie serial pokazuje wydarzenia z drugiej osi czasu, kiedy widzimy Julie z ogoloną głową, po wypadku awionetki na Saharze. "Kamikaze" potrafi skutecznie przykuć do ekranu obietnicą rozwiązania tajemnicy, co się stało pomiędzy, ale przede wszystkim pozostaje nietypową i niebanalną opowieścią o żałobie i rozpaczy dziewczyny, która traci wszystko. Dodatkowy plus to polski wątek z dodatkiem muzyki Rezerwatu. [MW]