"Coma": Miniserial receptą na bezsenność
Andrzej Mandel
6 września 2012, 19:22
Od wielu miesięcy cierpię na bezsenność. "Coma" jest czymś, co powinienem mieć przepisywane na receptę – nie powoduje skutków ubocznych, a usypia rewelacyjnie. Szkoda, że miało to chyba trzymać w napięciu…
Od wielu miesięcy cierpię na bezsenność. "Coma" jest czymś, co powinienem mieć przepisywane na receptę – nie powoduje skutków ubocznych, a usypia rewelacyjnie. Szkoda, że miało to chyba trzymać w napięciu…
Oryginalną "Comę" nakręcił Michael Crichton (później twórca choćby "Ostrego dyżuru"). Główne role zagrali Michael Douglas i Genvieve Bujold (w nowej wersji mamy Lauren Ambrose i Stevena Pasquala). Film ten, w założeniu pasjonujący, dał radę uśpić mnie po mniej więcej 20 minutach. Nowa "Coma" braci Scott (dedykowana zmarłemu niedawno Tony'emu) prześcignęła oryginał – udało jej się uśpić mnie już po 5 minutach. Biorąc pod uwagę moje kłopoty ze snem oraz dynamiczny montaż (a także naprawdę świetne aktorstwo) jest to spore osiągnięcie.
Nie bardzo wiadomo, co jest nie tak – jako się rzekło, na aktorstwo nie ma co narzekać (może na manieryczną Geenę Davis, ale ona po prostu nie starzeje się ładnie), a i montaż jest na poziomie, jakiego można się od Ridleya i Tony'ego Scottów oczekiwać. A jednak "Comę" ogląda się z narastającą sennością.
Bardzo możliwe, że bierze się to z tego, iż historia jest znana, ale czemu w takim razie usypiała mnie również oryginalna "Coma" z 1978? Można przyjąć, że albo nie trafia to w mój gust, ale przecież lubię takie mieszanki meddramy i thrillera. A już teorie spiskowe i wszelkie konspiracje uwielbiam pasjami.
Problemem chyba jest to, że akcja jest przewidywalna, dialogi dość drętwe, a gra aktorów i montaż nie są tego w stanie ukryć. Nie podoba mi się też rozpoczęcie miniserialu od niby amatorskiego wideo, które "ujawnia" część prawdy o instytucie opiekującym się ludźmi w śpiączce.
Idę jednak o zakład, że "Coma" znajdzie swoich fanów. To, co nie podoba się mnie, bardzo często podoba się innym. Jako jedyny chyba z redakcji Serialowej narzekałem na "Homeland", podczas gdy reszta rozpływała się w zachwytach. Może więc jest tak, że nie rozumiem tego serialu i już.
Zdecydowanie nie jest warto tracić czas na "Comę". Świetnie usypia, owszem, ale poza tym to strata czasu. Ale przynajmniej mam już sposób na bezsenność. Bylebym tylko nie przesadził, bo może mi grozić śpiączka.