"Pożądanie" to raczej przygoda na jedną noc niż dłuższy związek – recenzja szwedzkiego serialu HBO Max
Kamila Czaja
20 marca 2022, 13:30
"Pożądanie" (Fot. HBO Max)
Szwedzki serial o czterech przyjaciółkach po czterdziestce i ich życiu seksualnym porusza w lekkim sposób ważne tematy, ale "Pożądanie" to raczej szybka przygoda niż związek na dłużej.
Szwedzki serial o czterech przyjaciółkach po czterdziestce i ich życiu seksualnym porusza w lekkim sposób ważne tematy, ale "Pożądanie" to raczej szybka przygoda niż związek na dłużej.
Jeśli ktoś tak jak ja ma w głowie stereotyp, że szwedzkie produkcje to albo mroczne kryminały, albo surrealistyczne historie z głębszym przesłaniem, albo od razu Bergman, to "Pożądanie" ("Lust") może takie szufladkowanie nadkruszyć. Niby mieliśmy już netfliksową wariację na temat komedii romantycznej, "Miłość i anarchię", więc z rozrywką z tamtych rejonów była okazja się oswoić, ale serial HBO Max mimo szwedzkości zadaje się raczej wzorować na hitach anglojęzycznych.
Oglądając "Pożądanie", trudno uciec od skojarzeń z miksem odważnych tematów, jakie dawał nam "Seks w wielkim mieście", z bohaterkami w wieku już bardziej z "I tak po prostu". A przy tym, chociaż w centrum mamy cztery kobiety po czterdziestce, wciąż jako punkt odniesienia nasuwało mi się licealne "Sex Education".
Pożądanie i seks w średnim wieku na HBO Max
Anette (Sofia Helin, "Most nad Sundem"), specjalistka od metodologii, prowadząc duże badania nad tym, czy niezadowalające życie seksualne kobiet w średnim wieku wpływa negatywnie na ich zdrowie, odkrywa, że po pierwsze sama bardzo wielu rzeczy o seksie nie wie, po drugie nie chce dłużej udawać, że nie ma w tej kwestii problemów w małżeństwie z Andresem (Danilo Bejarano), a po trzecie wystarczy się rozejrzeć, by zobaczyć, jak paląca okazuje się konieczność poprawy istniejącego stanu rzeczy. Różne komplikacje są bowiem udziałem zarówno kobiet nagrywających wypowiedzi do badań, jak i bliskich Anette rówieśniczek.
Martina (Elin Klinga), siostra Anette, uznana pisarska i członkini Akademii Szwedzkiej, wygrała z rakiem piersi (serial nie tabuizuje kwestii mastektomii), ale odkryła romans partnera (Magnus Roosmann) ze znacznie młodszą kobietą. Ellen (Julia Dufvenius) wprawdzie radośnie korzysta z przygodnego seksu, ale coraz więcej ludzi, w tym szef, daje jej do zrozumienia, że na wiele spraw i wyzwań jest już "za stara". Nadia (Anja Lundqvist) przy mężu (Johan Widerberg) stanowiącym kwintesencję poprawności politycznej i nowej męskiej wrażliwości tak naprawdę pragnie macho, a ten, w postaci trenera boksu i recydywisty (Björn Bengtsson, "Mało prawdopodobny morderca"), pojawia się na horyzoncie.
To w "Pożądaniu" punkt wyjścia do głównie komediowych perypetii, gdy bohaterki wdają się w romanse lub szukają sposobów na poprawę seksu w stałych związkach, odkrywają gadżety, portale randkowe, zderzają swoje przyzwyczajenia z tym, co robi młodsze pokolenie – niemająca zahamowań matki córka Anette czy wymykający się binarnym opozycjom syn Nadii. Często żarty nie należą do subtelnych i chociaż wtedy plus można przyznać serialowi za otwartość w każdym związanym z tytułowym pożądaniem aspekcie, to wypadające wibratory albo tampon użyty jako narządzie zemsty nie każdego widza rozbawią.
Pożądanie potrzebuje czasu, żeby się rozkręcić
Wyżej niż konkretne gagi oceniłabym klimat tej historii, chociaż i do niego trzeba się przyzwyczaić. Sporo tu farsy i satyry, lekkości w tematach potencjalnie trudnych, a mniej niż w perypetiach Carrie Bradshaw snobizmu i "złotych myśli". "Pożądanie" ma też mniej odcinkową kompozycję, dopiero obejrzenie całości daje pojęcie, że pewne wątki nie zostały porzucone, a zasygnalizowane na potem. I że mimo wielu historii w krótkich ośmiu odcinkach daje się coś sensownie opowiedzieć.
Nadal jest wprawdzie na co narzekać, bo chcąc zmieścić jak najwięcej, twórca serialu, Frans Wiklund, przedobrzył. O ile stosunkowo spokojnie rozpisana ewolucja Anette i jej związku wypada ostatecznie wciągająco, a postacie stają się z czasem mniej jednowymiarowe (Andres przestaje być tylko niedostrzegającym żony audiofilem), o tyle pozostałe bohaterki mają do przeżycia tak wiele w krótkim czasie, że ten nadmiar nie sprzyja głębszemu zaangażowaniu się w ich emocje i potrzeby.
Chętnie dowiedziałabym się więcej o związku Martiny i Haralda – w nielicznych wspólnych scenach ta para wydawała się bardziej skomplikowana, niż udało się serialowi ostatecznie pokazać. Z kolei szalonych perypetii Nadii oraz Ellen nie było czasu zrównoważyć wiarygodniejszym pokazaniem, co za ich relacjami z niebezpiecznym trenerem i znanym aktorem (Jonas Malmsjö) stoi, poprzestano więc na sporych psychologicznych i fabularnych skrótach.
Kompozycyjnie "Pożądanie" ma też ten problem, że zbyt długo zarysowuje frustrujący punkt wyjścia, a za mało czasu zostawia sobie na pokazanie, jak bohaterki wychodzą z impasu. W efekcie nie zdziwię się, jeśli ktoś serial porzuci. Ja miałam recenzenckie zobowiązanie, więc oglądałam najpierw bez przekonania. Dopiero w 4. odcinku zaproponowano ciekawszą strukturę historii i pozwolono bohaterkom spędzić więcej czasu razem. Czyli dopiero w połowie sezonu się wciągnęłam, potem wprawdzie nadal widząc mielizny "Pożądania", ale oglądając serial już ze sporą przyjemnością.
Czy warto oglądać serial Pożądanie na HBO Max?
To serial ważniejszy na papierze niż faktycznie niezbędny seans. Porusza w lekki sposób ważne kwestie i nieszwedzkiej publiczności uświadamia, że ten równościowy raj na ziemi, za jaki Szwecja czasem uchodzi, mimo wypracowania iluś procedur i dużej inkluzywności nie uporał się z seksizmem, molestowaniem i spychaniem na margines kobiet po czterdziestce. I Szwecja, podobnie jak w końcu bohaterki "Pożądania", coś z tym robi. I może z tego działania coś dobrego indywidualnie i społecznie wyniknąć, nawet jeżeli motywacje polityków są, jak zwykle, powiązane w słupkami poparcia.
I jeśli ktoś szuka feministycznej w wymowie, ale trafiającej satyrą we wszystkie strony sporu komedii o (przede wszystkim) seksie i (w mniejszym stopniu) kobiecej przyjaźni, "Pożądanie" to niezły wybór. Ma pojedyncze elementy, których nie znajdziemy gdzie indziej – jak zafascynowany gangsterskim rapem mały syn Nadii, sabotujący wrażliwe szwedzkie wychowanie, zaskakująca relacja Nadii z młodszą "rywalką w pracy", boleśnie celna wizja rynku książki i decydowania o literaturze czy ciekawe wypowiedzi uczestniczek badań (chociaż to akurat nieco przypomina wstawki z 4. sezonu "Better Things").
Ma ten serial ważną myśl przewodnią, dobrą obsadę, nieamerykańskie realia. To wystarczy, żeby warto było oddać głos czterem kobietom po czterdziestce (a w efekcie wszystkim tym, które te cztery reprezentują na ekranie) i nieźle się bawić przy słuchaniu o ich fantazjach, kompleksach i frustrujących facetach. Tyle że na dłużej ta opowieść raczej z widzem nie zostanie, budząc ewentualnie niezobowiązujące zainteresowanie zamiast ślepego pożądania.