"Wolf Like Me" to pełen uroku rom-com z wilczym twistem — recenzja serialu z Islą Fisher i Joshem Gadem
Marta Wawrzyn
3 kwietnia 2022, 15:03
"Wolf Like Me" (Fot. Stan)
Na Prime Video pojawił się serial "Wolf Like Me". To romantyczny komediodramat, który spodoba się nie tyle fanom historii o wilkołakach, co miłośnikom nietypowych historii miłosnych.
Na Prime Video pojawił się serial "Wolf Like Me". To romantyczny komediodramat, który spodoba się nie tyle fanom historii o wilkołakach, co miłośnikom nietypowych historii miłosnych.
W czasach serialowego nadmiaru coraz trudniej już widza czymkolwiek zaskoczyć. Australijski twórca Abe Forsythe ("Małe potworki"), opowiadając historię miłosną, w której dwie osoby muszą przezwyciężyć ciężkie traumy, aby być ze sobą, sięgnął po twist z wilkołaczycą w roli głównej. Czy warto oglądać "Wolf Like Me", niepozorny 6-odcinkowy serialik platformy Stan, który pojawił się w Polsce na Prime Video?
Wolf Like Me to nietypowa komedia o miłości
Oglądać jak najbardziej warto, ale warto też wiedzieć, czego po "Wolf Like Me" się spodziewać, a czego absolutnie nie. Sam koncept pary, w której jedno musi powstrzymywać mordercze zapędy, wydaje się dość intrygujący, ale siła tego serialu leży gdzie indziej. Josh Gad ("Avenue 5") gra Gary'ego, samotnego ojca 11-letniej Emmy (Ariel Donoghue), który przez siedem lat nie dał rady pozbierać się po śmierci żony. Choć jest Amerykaninem, to jednak aby być bliżej jej rodziny, przeprowadził się do Australii, gdzie nie tyle żyje, co dryfuje przez życie, podczas gdy jego córka zamyka się w sobie, cierpi na ataki paniki i dostaje kolejne recepty na psychotropy.
Pewnego razu Gary'emu i Emmie zdarza się wypadek samochodowy i tak oto poznają oni Mary (Isla Fisher, "Arrested Development"), samotną kobietę skrywającą mroczny sekret, którym nie potrafi podzielić się z nikim. Rudowłosa nieznajoma z miejsca łapie kontakt z córką Gary'ego, a i jemu przypada do gustu. Tyle że dalej nic nie jest proste, bo nawet wybranie się na zwykłą randkę będzie wymagało od obojga zmierzenia się z potężnym bagażem emocjonalnym.
Wolf Like Me to coś innego, niż sugeruje koncept
"Wolf Like Me" nie jest ani horrorem, ani historią, która traktowałaby bardzo serio swój nadprzyrodzony twist. Jeśli planowaliście oglądać ten serial, bo jest o wilkołakach, jestem prawie pewna, że się rozczarujecie. Zupełnie nie o to w tym chodzi. Australijska produkcja — z przepięknie nakręconym finałem, wizualnie przypominającym niektóre sceny z ostatniego sezonu "Pozostawionych" — to w gruncie rzeczy skromny komediodramat, gdzie najważniejsze są zwykłe ludzkie sprawy, proste emocje, przepracowywanie traum i rozpoczynanie na nowo. I Gary, i Mary przeszli rzeczywiście dużo w życiu, co powoduje, że jednocześnie ciągnie ich do siebie i sprawia, iż ich związek niekoniecznie jest dobrym pomysłem.
Choć trudno traktować serio niektóre "momenty z pazurem" (i nie najlepszym CGI), całkiem dobrze sprawdzają się one jako metafora bagażu, który w pewnym wieku wnosimy w nasze związki. "Wolf Like Me" to opowieść o stracie, żałobie, zaufaniu, o tym, jak trudno jest czasem zbudować relację z drugim człowiekiem, nawet jeśli od początku świetnie się czujesz w jego towarzystwie. W tej na pozór głupiutkiej historyjce nie brakuje życiowej mądrości, ciepła, emocjii i pytań egzystencjalnych, na których zdarzało się już polec znacznie poważniejszym serialom.
Wolf Like Me — czy warto oglądać ten serial?
Koniec końców "Wolf Like Me" działa w dużej mierze dlatego, że Josh Gad i Isla Fisher błyskawicznie łapią ze sobą kontakt, jak Mary i Gary, tworząc czarujący duet na ekranie. Ich naturalna chemia, w połączeniu ze świetnymi dialogami Abe'a Forsythe'a (o którym pewnie jeszcze usłyszymy), sprawia, że po prostu dobrze się na nich patrzy i bez problemu wybacza się serialowi to, co niekoniecznie w nim działa.
Czy wilczy twist jest w ogóle serialowi potrzebny? I tak, i nie. Z jednej strony, wyróżnia go spośród dziesiątek komediodramatów o niełatwych romansach, od "You're the Worst" po "Catastrophe", gdzie już coraz trudniej przebić się z czymś nowym. Z drugiej strony, sam w sobie wiele nie wnosi, zniechęcając do "Wolf Like Me" zarówno fanów horrorów, którym serial po prostu nie da tego, czego oczekują, jak i osoby horrorów nieznoszące, które z kolei chętnie obejrzałyby uroczą i przy tym niegłupią komedię romantyczną, ale… może jednak bez wilkołaków?
Niezależnie od tego wszystkiego, szczerze polecam "Wolf Like Me" jako niezobowiązujący seans, który często zamienia się w coś więcej. 6. odcinek kończy się tak, że jeśli nie będzie kontynuacji — serial powstawał we współpracy z amerykańską platformą Peacock, co oznacza, że dobrze by było, aby przebił się też w USA — to nic wielkiego się nie stanie. Gary i Mary kończą pewien etap w życiu, zaczynają nowy. Ale oczywiście chętnie bym się dowiedziała co dalej. Będę więc trzymać kciuki, żeby "Wolf Like Me" nie zginęło całkiem w tym zalewie setek seriali "dobrych, ale tak właściwie to średnich", który trwa i za nic nie chce się skończyć.