"Trom" to znane schematy w niezwykłej scenerii — recenzja serialu Viaplaya z akcją na Wyspach Owczych
Nikodem Pankowiak
5 kwietnia 2022, 19:00
"Trom" (Fot. Viaplay)
W serialach kryminalnych coraz trudniej o oryginalność. "Trom", nowa produkcja Viaplaya, również szczególnie oryginalna nie jest, ale w żaden sposób nie przeszkadza to cieszyć się seansem.
W serialach kryminalnych coraz trudniej o oryginalność. "Trom", nowa produkcja Viaplaya, również szczególnie oryginalna nie jest, ale w żaden sposób nie przeszkadza to cieszyć się seansem.
Seriale skandynawskie dały widzom możliwość zwiedzania, choćby na ekranie, najdalszych zakątków północnej Europy. Tak się jednak złożyło, że do tej pory nie odwiedziliśmy jeszcze Wysp Owczych. Zmieniło się to dopiero teraz, wraz z premierą "Trom", oryginalnej produkcji platformy Viaplay, która zabiera nas na ten wspaniały archipelag, gdzie — jak to zwykle w kryminalnych historiach bywa — kryje się wiele mrocznych tajemnic.
Trom — o czym jest serial kryminalny Viaplaya?
"Trom" to stworzony przez duet Torfinnur Jákupsson i Donna Sharpe (niemiecki serial "Mapa") serial oparty na książkach farerskiego autora kryminałów Jógvana Isaksena. To też pierwszy w historii serial nakręcony na Wyspach Owczych. Już choćby z tego powodu warto po niego sięgnąć, ale na szczęście nie jest to jego jedyna zaleta.
Gdy Hannis Martinsson (Ulrich Thomsen, "Banshee"), pochodzący z Wysp Owczych dziennikarz śledczy, otrzymuje wiadomość od Sonji (Helena Heðinsdóttir), aktywistki na rzecz praw zwierząt, która twierdzi, że odkryła zagrażającą jej życiu tajemnicę, a przy okazji jest jego córką, szybko pakuje się w samolot z Kopenhagi i wraca w rodzinne strony. Niestety, gdy zjawia się na miejscu, kobieta jest już uznana za zaginioną, a Hannis – jak każdy szanujący się dziennikarz śledczy – próbuje dowiedzieć się, co się z nią stało.
Swoje śledztwo prowadzi oczywiście również miejscowa inspektor, Karla Mohr (Maria Rich), której drogi szybko krzyżują się z Hannisem. Jak można się spodziewać, między policjantką a działającym na własną rękę dziennikarzem szybko dojdzie do tarć, ponieważ każde z nich będzie zirytowane działaniami tego drugiego. Ich pierwsze spotkania sprawią, że trudno będzie wyobrazić sobie tę dwójkę działającą ramię w ramię w imię wyższego dobra.
Trom — serial kręcony na Wyspach Owczych
Zaginiona Sonja odnajdzie się bardzo szybko, już jako pływający w wodzie trup, i to właśnie wtedy zacznie się prawdziwe śledztwo. Dlaczego kobieta bała się o własne życie? Co takiego odkryli ona i jej przyjaciel, który cudem przeżył samochodowy "wypadek", że komuś tak bardzo zależy na ich uciszeniu? Tajemnica musi być naprawdę duża, skoro ktoś decyduje się na tak radykalne kroki jak morderstwo w kraju, gdzie prawdopodobnie będzie to news roku.
Jak to często w skandynawskich kryminałach bywa, już samo miejsce akcji jest jednym z jego bohaterów. Wyspy Owcze już od pierwszych ujęć wyglądają tu wyjątkowo majestatycznie, jakby skrywały wiele tajemnic, których wolałyby nigdy nie odsłaniać – zupełnie jak wielu mieszkańców tego miejsca. Wietrzna i deszczowa pogoda, a do tego ciągła obecność morza i gór, tylko dodają serialowi klimatu.
Twórcy dość szybko udowadniają widzom, że nie trzeba bardzo się starać, by ujrzeć wyglądające zza tej pięknej zasłony zło i brutalność archipelagu. I nie chodzi tu tylko o kwestię morderstwa Sonji i otaczającej go tajemnicy. Ważną rolę w całej historii odgrywają chociażby brutalne polowania na wieloryby, oprotestowywane przez aktywistów także w rzeczywistości. Sama kryminalna zagadka nie wyróżnia się ani na plus, ani na minus, jej największą siłą są właśnie realia i miejsce, w którym została osadzona. Nie mam o to do twórców pretensji, wszak na kryminalnym poletku coraz ciężej o oryginalność, więc można to zrozumieć.
Trom — czy warto oglądać serial Viaplaya?
Nie da się ukryć, "Trom" to historia pełna schematów znanych nam z innych kryminalnych historii. Mała, żyjąca gdzieś na końcu świata społeczność, która skrywa więcej tajemnic niż można byłoby przypuszczać? Jest. Główny bohater będący wyrzutkiem z własnymi problemami? Jest. Zagadkowe morderstwo? Oczywiście.
Powiedzmy sobie jednak otwarcie – czy to nie za te schematy pokochaliśmy skandynawskie krymiały? Korzystając z tej receptury naprawdę łatwo stworzyć serial co najmniej porządny i twórcom "Trom" jak najbardziej się to udało. Ich serial przyciąga mrocznym klimatem, który w dużej mierze buduje jego miejsce akcji, ale i ono nie pomogłoby bez dobrego scenariusza.
Jednak nawet gdyby był on zły, obejrzałbym "Trom" choćby dla Ulricha Thomsena, którego mam okazję oglądać na ekranie po raz pierwszy od czasu zakończenia "Banshee". Trzeba przyznać, że skandynawskie klimaty zdecydowanie mu służą – z brodą, szalikiem i własnymi demonami zdecydowanie mu do twarzy.
"Trom" to kolejna kryminalna historia z północy, która po prostu wciąga. A fakt, że udostępniono od razu cały jej sześcioodcinkowy sezon, trwający w sumie jakieś cztery godziny, sprawia, że jest to serial idealny do wciągnięcia w jeden wieczór. I naprawdę warto to zrobić, bo choć Skandynawowie dbają o to, żeby nie zabrakło nam kryminalnych historii z tego regionu i dziś kolejne premiery ich kryminałów nie są już wielkim wydarzeniem, to "Trom" tak czy siak pozostaje serialem godnym uwagi widzów.