"Barry", czyli pokręcona historia przemocy i przebaczenia – recenzja 3. sezonu serialu HBO
Mateusz Piesowicz
25 kwietnia 2022, 08:57
"Barry" (Fot. HBO)
Jaka jest różnica między aktorem a zabójcą? W "Barrym" żadna, zwłaszcza w 3. sezonie, w którym czarna komedia HBO jeszcze podkręca poziom absurdu… i wiarygodnych emocji.
Jaka jest różnica między aktorem a zabójcą? W "Barrym" żadna, zwłaszcza w 3. sezonie, w którym czarna komedia HBO jeszcze podkręca poziom absurdu… i wiarygodnych emocji.
Trzy lata przerwy między sezonami to dość czasu, żeby w pamięci zatarły się zarówno fabularne szczegóły, jak i wspomnienie prezentowanego przez serial poziomu. Na szczęście z pierwszym problemem pomoże wam się uporać NoHo Hank, z kolei o drugim zapomnicie już po kilku chwilach spędzonych w towarzystwie najnowszej odsłony historii pewnego zabójcy marzącego o zmianie profesji na mniej szkodliwą. A potem wasz zachwyt powinien już tylko rosnąć, ponieważ wracający po zdecydowanie zbyt długim rozstaniu "Barry" jest w lepszej formie niż kiedykolwiek wcześniej.
Barry sezon 3, czyli powrót w zabójczym stylu
Jak już na pewno zdążyliście sobie przypomnieć, zanim serialowej ekipie przeszkodziły problemy pandemiczne, zostawiliśmy Barry'ego (Bill Hader) w bardzo mrocznym miejscu. Dosłownie i w przenośni, bo gdy widzieliśmy go po raz ostatni, nasz bohater znikał w ciemności po tym, jak z żądzy zemsty na Fuchesie (Stephen Root) kompletnie puściły mu hamulce, co skończyło się rzezią na birmańskich i czeczeńskich gangsterach. Ci oczywiście do niewiniątek nie należeli, ale szał, w jaki wpadł Barry, nie zwiastował niczego dobrego. Trudno wszak było po czymś takim oczekiwać, że powrót na drogę odkupienia będzie dla płatnego zabójcy łatwy — czy zwyczajnie możliwy.
Początek 3. sezonu serialu HBO (widziałem już sześć z ośmiu odcinków) zdaje się te przypuszczenia potwierdzać, zastając Barry'ego jakiś czas po tamtych wydarzeniach, pogodzonego z tym, że nie ma ucieczki od przeszłości, a przebaczenie to fałszywy i niemożliwy do realizacji koncept. Zwłaszcza teraz, gdy prawdę o tożsamości i niewybaczalnych grzechach Berkmana odkrył jego mentor i przyjaciel, Gene Cousineau (Henry Winkler). Znaleźć wyjście z sytuacji, dzięki któremu nie tylko nikt nie ucierpi, ale też wszystko wróci do normy? Zapomnieć o detektyw Moss i całej reszcie, jakby nigdy nic kontynuując obiecującą aktorską karierę?
Nie, Barry doskonale wie, że tak się nie da, a nawet gdy próbuje wmawiać sobie coś innego, jego podświadomość przypomina mu o rzeczywistości, podsuwając krwawe wizje. Trudno się dziwić, że chce się ich pozbyć, ale niestety, zagłuszenie wyrzutów sumienia to nie taka prosta sprawa, nieważne jak dużo zleceń się w tym celu przyjmie. Czy dla naszego morderczego antybohatera nie ma już w takim razie żadnej nadziei i pozostanie mu prowadzenie podwójnego życia, dopóki znów coś się nie wysypie?
Barry, czyli jak zasłużyć sobie na wybaczenie?
W gruncie rzeczy wcale nie musi tak być. Ba, nie trzeba wcale wybujałej wyobraźni, żeby dostrzec rozwiązanie, które mogłoby przynieść Barry'emu ukojenie, a Gene'owi spokój, będąc jednocześnie sprawiedliwym. Problem w tym, że wówczas nie mielibyśmy serialu, dlatego jeśli liczyliście, że wraz z nowym sezonem czeka nas zwrot o 180 stopni w postawie głównego bohatera, który tym razem naprawdę wyrzeknie się zbrodni, to możecie już o tym zapomnieć. Czy to rzeczywiście wiara, że każdy zasługuje na drugą (i trzecią, i czwartą…) szansę, czy po prostu strach przed konsekwencjami, nie ma znaczenia. Liczy się fakt, że Barry szczerze chce sobie na wybaczenie zapracować. Nawet jeśli i on, i my zdajemy sobie sprawę, że próba to dość rozpaczliwa.
Jak bardzo, zobaczycie w nowych odcinkach, gdy Barry'emu przyjdzie się zmierzyć z innymi niż dotychczas okolicznościami. Nie będzie wszak już chodziło o ukrywanie prawdy, a przynajmniej nie tylko o to. Tym razem wyzwaniem stanie się pogodzenie tej prawdy z nowym życiem, w którym w przeciwieństwie do całej reszty, wiedzie się bohaterowi całkiem nieźle. Związek z Sally (Sarah Goldberg) ma się dobrze, Fuches chwilowo zniknął z horyzontu, śledczy tropiący zabójcę detektyw Moss podążają śladem nieistniejącego czeczeńskiego zabójcy i nawet aktorski talent Barry'ego zostaje dostrzeżony. Sielanka? No prawie, wystarczy tylko zostawić za sobą przeszłość.
Niestety, to nie jest taka prosta sprawa i nie chodzi tylko o zadośćuczynienie panu Cousineau. Przeszłość wali bowiem do codzienności Barry'ego drzwiami i oknami, coraz mocniej naruszając granicę, którą potrafił do tej pory stawiać pomiędzy byciem zabójcą na zlecenie a próbami zostania aktorem. Co jednak istotne, serial nie traci na tym ani grama ze swojej abstrakcyjności, stając się nawet bardziej pokręconym w miarę kruszenia się ściany między dwiema wersjami bohatera. "Stary" Barry nigdy jeszcze nie był tak blisko "nowego" i można się domyślać, jaki wpływ ma to na jego w miarę poukładane życie. Ale czemu się dziwić? Tak jakby płatny morderca nie miał prawa jak każdy po prostu wrócić po robocie do domu, zostawić pracy za sobą i w świętym spokoju poświęcić się pasji!
Barry pyta o konsekwencje życia z mordercą
Brzmi niedorzecznie? Owszem, bo taki zawsze był i nadal jest "Barry". Różnica polega na tym, że w 3. sezonie do niedorzecznej części historii dociera w końcu istnienie tej drugiej, w której nie każde zabójstwo można zamieść pod dywan, pozbywając się jego emocjonalnego ciężaru na deskach teatru. Tym razem sprawy zaszły za daleko, żeby nie odbiły się na Barrym, a przez to również na jego bliskich.
W oczywisty sposób poszkodowany jest Gene, znajdujący się ni stąd, ni zowąd w samym środku surrealistycznej czarnej komedii. Równie zabawnej, co przerażającej, dzięki wysiłkom wspaniałego Henry'ego Winklera, mogącego pokazać w tej zwariowanej sytuacji pełnię umiejętności. Z czego zresztą skorzystali twórcy, bo nie ograniczając jego bohatera wyłącznie do relacji z mordercą ukochanej kobiety (którą najprościej opisać facebookowym statusem "to skomplikowane"), otworzyli drzwi do kolejnego rewelacyjnego wątku.
Podobnie rzecz ma się z Sally, która również obrywa rykoszetem z uwagi na chwiejny emocjonalny stan Barry'ego, ale sama też ma sporo na głowie. Wprawdzie inspirującym teatralnym występem otworzyła sobie drzwi do kariery – tutaj spotykamy ją jako autorkę serialu inspirowanego jej własnymi doświadczeniami z przemocowym partnerem – lecz opieranie jej na fałszywych fundamentach nie wróży niczego dobrego. Szczególnie gdy do bohaterki zacznie docierać, że może powtarzać schematy, w których już kiedyś utknęła.
Barry jest absurdalny i prawdziwy w 3. sezonie
Czy biorąc to wszystko pod uwagę, można w takim razie powiedzieć, że "Barry" stał się poważniejszy niż dotychczas? Zdecydowanie są tu momenty, w których serial porzuca absurdalną maskę na rzecz scen tak mrocznych, że w głowie się nie mieści, jakim cudem trafiły do komediowego scenariusza. Z drugiej strony, wcale nie jest tak, że reszta historii wówczas zamiera, pozwalając wybrzmieć jej dramatycznemu obliczu. Dwie twarze produkcji Billa Hadera i Aleca Berga współistnieją na równych prawach, uzupełniając się i tworząc jedyną w swoim rodzaju mieszankę.
Czasem w stu procentach karykaturalną, jak niemal zawsze, gdy na scenę wkraczają najsympatyczniejszy gangster świata NoHo Hank (Anthony Carrigan) i jego czeczeńska ekipa. Niekiedy zanurzoną po szyję w grotesce i w kapitalny sposób operującą ogromnymi pokładami przemocy, czyniąc z nich źródło humoru, lecz nie pozbawiając znaczenia, gdy jest ono potrzebne. Wreszcie zabawną w najbardziej klasycznym stylu, kiedy to twórcy w cudowny sposób wyśmiewają własne środowisko lub po prostu dają popis wielkiego komediowego talentu własnego i obsady.
Najlepsze jest jednak to, że nie ma znaczenia, jak daleko posunie się "Barry" w kreacji swojego irracjonalnego świata, ten przez cały czas pozostaje jakimś cudem wiarygodny. Nie tylko wtedy, gdy opowiada bardzo celne żarty na temat streamingowej rzeczywistości, ale przede wszystkim wówczas, gdy nie rozsypuje się na kawałki podczas mieszania śmiertelnej powagi z odjechanym humorem. Albo gdy każe nam się martwić o bohaterów, choć ci wyglądają na wyjętych żywcem z przekombinowanego skeczu, lub gdy w samym środku szaleństwa znajduje miejsce na coś prawdziwego, stawiając także widzów w mało komfortowym położeniu. Bo jak inaczej nazwać kibicowanie patologicznemu kłamcy i mordercy pozbawionemu kręgosłupa moralnego? Cóż, w tym przypadku można to nazwać po prostu rewelacyjnym serialem.