"Będzie bolało" pokazuje szpitalną rzeczywistość bez znieczulenia – recenzja serialu z Benem Whishawem
Mateusz Piesowicz
27 maja 2022, 17:03
"Będzie bolało" (Fot. BBC)
Służba zdrowia? To praca 24 godziny na dobę. To brak snu i życia prywatnego. To irytujący pacjenci, wkurzający współpracownicy i wkurzeni bliscy. Ktoś jeszcze chce zostać lekarzem?
Służba zdrowia? To praca 24 godziny na dobę. To brak snu i życia prywatnego. To irytujący pacjenci, wkurzający współpracownicy i wkurzeni bliscy. Ktoś jeszcze chce zostać lekarzem?
Jeśli tak, to "Będzie bolało", siedmioodcinkowy serial produkcji BBC, który w Polsce można oglądać na CANAL+, powinien was skutecznie z tego marzenia wyleczyć. Co więcej, przykład Adama Kaya, czyli jego twórcy, autora bestsellerowej książki o tym samym tytule i pierwowzoru głównego bohatera pokazuje, że zmiana profesji jak najbardziej może wyjść na zdrowie. Historia jego ekranowego odpowiednika to jednak znacznie więcej, niż tylko przestroga przed wyborem medycznej profesji.
Będzie bolało, czyli pamiętnik młodego lekarza
Serialowego Adama (Ben Whishaw, "Skandal w angielskim stylu"), młodego lekarza na oddziale ginekologii i położnictwa londyńskiego publicznego szpitala poznajemy praktycznie w biegu, co jednak szybko przestaje dziwić. W "Będzie bolało" właściwie nic nie odbywa się inaczej i nie wynika to wcale z tempa, jakie narzucili sobie twórcy, żeby upchnąć w 40-minutowych odcinkach jak najwięcej wątków. Przeciwnie, tych w serialu nie ma przesadnie dużo, bo skupiamy się na zawodowych perypetiach Adama i jego współpracowników, łącząc je w mniejszym stopniu z ich życiem prywatnym. Pęd narracji wynika po prostu ze specyfiki zawodu i towarzyszących mu problemów.
Te natomiast można wyliczać od pierwszych chwil premierowego odcinka, gdy na przykładzie Adama jak na dłoni widać, że brytyjskie National Health Service w gruncie rzeczy nie różni się od polskiej służby zdrowia. I nie, nie jest to komplement dla żadnej ze stron, biorąc poprawkę tylko na to, że w serialu mamy 2006 rok, więc coś na Wyspach mogło się już zmienić.
Pracujący po kilkanaście godzin dziennie lekarze. Niekończące się, wycieńczające fizycznie i psychicznie dyżury. Permanentnie niedofinansowane oddziały. Braki w personelu. Nigdy niezmniejszające się tłumy pacjentów. Już zachowanie zdrowego rozumu w takiej sytuacji jest wyzwaniem, a tu trzeba jeszcze być stuprocentowym profesjonalistą, bo błąd może kosztować ludzkie życie albo dwa. Męczące?
Raczej wykraczające ponad możliwości zwykłego człowieka, co czyni z tutejszych bohaterów prawdziwych superherosów. Nawet wtedy, gdy na skrajnym zmęczeniu gdzieś zabraknie im odrobiny empatii lub wyżyją się na kimś, kto sobie na to nie zasłużył. Co zresztą Adam robi permanentnie, czyniąc ze złośliwego sarkazmu swoisty mechanizm obronny i kierując jego ostrze najczęściej w stronę swojej nowej podopiecznej, stażystki Shruti (znakomita Ambika Mod), położnych lub pacjentów, którzy są dość odporni albo sobie na to zasłużyli. A jeśli nie ma innej opcji, zawsze można jeszcze przełamać czwartą ścianę i zwrócić się bezpośrednio do widza.
W Będzie bolało komedia spotyka się z tragedią
Efektem tempa, reżyserskiej zręczności Lucy Forbes ("The End of the F***ing World") i Toma Kingsleya ("Ghosts"), błyskotliwie napisanych dialogów (warto zaznaczyć, że prawdziwy Adam Kay po rzuceniu medycyny poświęcił się komedii) i kapitalnej roli Bena Whishawa jest serial, który zachowuje zaskakującą lekkość. Mimo poruszanej tematyki, rozgrywających się na ekranie dramatów i ogromnych stawek, prawie w każdej sytuacji da się tu znaleźć okazję do śmiechu. Czasem przez łzy, często w absurdalnych okolicznościach i niemal zawsze w związku z czymś obrzydliwym (choć rzecz jasna naturalnym), ale jeśli tylko nie jesteście zbyt wrażliwi, to gwarantuję, że "Będzie bolało" poprawi wam humor. Przynajmniej na chwilę.
Bo poza komediowym, serial Adama Kaya ma też drugie, już znacznie mniej zabawne oblicze. Też związane z niedorzecznymi warunkami szpitalnej pracy, ale sprowadzające je nie do roli żartu, lecz sprawy, z której żartować się nie powinno. Takiej, która odbija się na życiu prawdziwych ludzi – czy to mowa o napotykającym liczne przeszkody związku Adama z Harrym (Rory Fleck Byrne, "Rozpustnice"), starającej się połączyć koniec z końcem Shruti czy pacjentkach i ich dzieciach, których los spoczywa w rękach tych wykończonych ludzi.
W każdym odcinku dochodzi tu więc w końcu do chwili, w której milkną śmiechy wywołane ironicznymi komentarzami czy dziwacznymi schorzeniami, a okoliczności zamieniają się w jednej sekundzie z groteskowych w śmiertelnie poważne. Z naciskiem na "śmiertelnie". Można na nie różnie reagować, choćby prezentowanym przez starszych lekarzy profesjonalnym chłodem lub wypracowaną latami odpornością psychiczną, ale na widzach, Adamie czy Shruti wszystko musi się odbijać inaczej. Twórcy serialu o tym wiedzą, potrafiąc zarówno wyczuć moment przestawienia wajchy, jak i doskonale oddając zmianę nastroju na ekranie. Więc żeby nie było, że nie zostaliście uprzedzeni — tytuł "Będzie bolało" radzę potraktować jako ostrzeżenie.
Będzie bolało to serial medyczny bez upiększania
I to ostrzeżenie wielowymiarowe, bo dotyczące i pozbawionych jakichkolwiek filtrów obrazków z pierwszej linii szpitalnego frontu (po obejrzeniu czuję się prawie, jakbym sam mógł wykonać cesarkę), i emocjonalnego odbijania się od ściany do ściany, i zderzania z różnego rodzaju, nie tylko medycznymi problemami, które oddział ginekologiczny zdaje się skupiać jak w soczewce. Zapomnijcie przy tym o bajkowych scenariuszach rodem z większości medycznych procedurali. "Będzie bolało" to fabuła, która świetnie obnaża płytkość tego rodzaju fantazji, nawet jeśli sama jest w jakimś stopniu podkoloryzowana dla jeszcze mocniejszego efektu.
Choć ten pewnie i bez fabularnych zabiegów byłby wystarczający, na przykład skupiając się wyłącznie na życiu zawodowym Adama. Czym byłyby jednak skomplikowane porody, narodziny wcześniaków czy wyjmowanie nietypowych przedmiotów z miejsc, w których nie powinny się znaleźć, gdyby nie ubarwić ich problemami z chłopakiem lub matką? Nie, to nie tak, że osobiste wątki są wyraźnie słabsze czy niepasujące do całości. Po prostu przy szpitalnym koszmarze muszą na takie wyglądać, bo chcąc nie chcąc stanowią dla niego tło. Zwyczajną perspektywę, na której mamy wyraźniej dostrzec, z jaką traumą mają do czynienia na co dzień Adam i reszta, i jak są z nią pozostawieni sami sobie.
Widząc, jak chory jest tutaj system publicznej służby zdrowia, jakie są w nim priorytety i jak on cały spoczywa na barkach grupki zarabiających grosze entuzjastów, łatwo wysnuć mnóstwo krytycznych wniosków. Większość z pewnością słusznych, ale miejcie świadomość, że takie stawianie sprawy jest po pierwsze dużym uproszczeniem, a po drugie nie do końca stoi w jednej linii z serialowym przesłaniem. Bo wyśmiewając systemową opiekę i jej wady, twórca "Będzie bolało" oddaje jednocześnie tworzącym ją ludziom hołd. Strach pomyśleć, gdzie byśmy byli, gdyby nie ich odwaga i poświęcenie.