"Parks & Rec" (5×01): Słodki smak biurokracji
Marta Wawrzyn
23 września 2012, 22:02
Jeden z moich ulubionych seriali komediowych wrócił. I choć odcinek "Ms. Knope Goes to Washington" był inny, niż się spodziewałam, powrót niewątpliwie należy zaliczyć do udanych. Spoilery!
Jeden z moich ulubionych seriali komediowych wrócił. I choć odcinek "Ms. Knope Goes to Washington" był inny, niż się spodziewałam, powrót niewątpliwie należy zaliczyć do udanych. Spoilery!
"Ms. Knope Goes to Washington" nie był najzabawniejszym odcinkiem w historii "Parks and Recreation". Ale był odcinkiem ciekawym, utrzymanym w nieco innym tonie niż większość dotychczasowych. A wszystko przez to, że Leslie, wielka orędowniczka optymistycznej biurokracji, zetknęła się z jej prawdziwą, a nie bajkową odmianą. Taką, która człowieka traktuje jak malutkiego, denerwującego owada, i która informuje oschle, że w Ameryce jest wiele miejscowości o nazwie "Pawnee".
Zderzenie światów było dla świeżo wybranej radnej tak bolesne, że chyba po raz pierwszy (poprawcie mnie, jeśli się mylę) widzieliśmy, jak totalnie z niej zeszło powietrze. Takiej Leslie nie widzieliśmy nawet podczas kampanii. Waszyngton zmęczył ją i wkurzył do tego stopnia, że nie zachowała się tak jak należy, poznając nr 4 i 26 na swojej liście wspaniałych kobiet (czyli panie senator Barbarę Boxer i Olympię Snowe). Coś strasznego! Ale na tym nie koniec; jeszcze gorzej potraktowała senatora Johna McCaina, okropnego, wścibskiego człowieka, który przyszedł po płaszcz i przy okazji zainteresował się, czy u niej wszystko dobrze (swoją drogą, to dla mnie spore zaskoczenie, że jego występ był taki, hm, przyziemny).
Taak, Waszyngton i Pawnee niewątpliwie wiele dzieli. A jak wiele dzieli Leslie i Bena, przyszłych nowych Rooseveltów tudzież Clintonów? To pytanie z pewnością będzie przewijać się przez nowy sezon (o Andy'ego i April specjalnie bym się nie martwiła). Dlatego też, choć odcinek zabawne momenty miał, było w nim też nieco goryczy, dotąd w "Parks & Rec" obecnej niezwykle rzadko.
W Waszyngtonie Leslie nie zrobiła furory, a co w tym czasie działo się w Pawnee? A w Pawnee Ron musiał przygotować piknik dla pracowników Wydziału Parków i Rekreacji. Jak to się skończy, można było przewidzieć. Wielkie brawa dla Rona Swansona za wpojenie wszystkim miłości do prawdziwych pikników, których najważniejszą wartością jest dzielenie się dobrym mięsem! Uff, lepiej nie dało się tego zrobić. Tekst odcinka też oczywiście należy do wąsatego libertarianina: "Everybody, meet your meat!". W tłumaczeniu znaczy to "Poznajcie swoje mięso", co też jest całkiem śmieszne, ale niewątpliwie tłumaczenie nie jest tu wskazane.
Postać tygodnia? Ron był, owszem, świetny, ale tym razem wygrywa zdecydowanie Andy (Chris Pratt). Nie od dziś wiadomo, że jego głupiutkie teksty i jeszcze głupsze zachowania są w stanie uczynić każdy odcinek wspaniałym, jednak w premierze 5. sezonu "Parks and Recreation" przeszedł samego siebie. Rzucanie przewodnikiem, poszukiwanie map skarbów ukrytych w waszyngtońskich cyckach i innych sławnych budynkach, atak na pociąg z "Powrotu do przyszłości", przesłodkie zachowanie na vipowskiej imprezie i wisienka na torcie – "amalgam". O tak, Andy potrafi. Zresztą, trudno znaleźć w tym serialu kogoś, kto nie potrafi. Takiego zestawu charakterystycznych, świetnie napisanych postaci nie ma chyba w żadnym innym serialu komediowym.
Co roku we wrześniu amerykańskie telewizje zalewa mnóstwo fatalnych komedii i wtedy zawsze mnie cieszy, że wracają też nieliczne dobre komedie. Ale w tym roku mamy też powód do zmartwienia – jest nim kompletnie dla mnie niepojęta fatalna oglądalność premiery nowej serii "Parks & Rec". Serio, "Guys with Kids" lepsze?