"Zbrodnie po sąsiedzku" to zabawa schematami z true crime w wyśmienitym towarzystwie — recenzja serialu
Marta Wawrzyn
14 czerwca 2022, 10:14
"Zbrodnie po sąsiedzku" (Fot. Hulu)
Jeśli macie czas obejrzeć tylko jeden serial na Disney+, obejrzyjcie "Zbrodnie po sąsiedzku". To błyskotliwa zabawa schematami z true crime i zarazem wciągająca historia true crime. Do tego ta obsada!
Jeśli macie czas obejrzeć tylko jeden serial na Disney+, obejrzyjcie "Zbrodnie po sąsiedzku". To błyskotliwa zabawa schematami z true crime i zarazem wciągająca historia true crime. Do tego ta obsada!
Do Polski dotarł wreszcie Disney+, a to oznacza, że rozwiązał się worek z prezentami — wszystkimi serialami, które serwis spod znaku Myszki Miki "chomikował" przez ostatnie lata, nie dając do nich dostępu widzom z większości krajów. To bardzo długa lista, na której znajduje się szereg produkcji należącej do Disneya platformy Hulu, w tym chwalona rok temu przez krytyków komedia "Zbrodnie po sąsiedzku". Chwalona nie bez powodu — to prawdziwa perełka i czysta frajda w jednym.
Zbrodnie po sąsiedzku, czyli komedia i true crime
Serial stworzony przez nowojorskiego scenarzystę, aktora i reżysera Johna Hoffmana (serialowo m.in. "Spojrzenia" i "Grace i Frankie") do spółki z legendą amerykańskiej komedii Steve'em Martinem to przewrotna zabawa schematami znanymi z gatunku true crime. "Zbrodnie po sąsiedzku" nabijają się z naszej obsesji na punkcie podcastów o prawdziwych zbrodniach, jednocześnie sprytnie wkręcając nas w wypakowaną twistami historię o prawdziwej zbrodni. I sprawdzając się tak samo świetnie jako wdzięczna, pełna absurdów parodia, jak i wciągająca opowieść o morderstwie w eleganckim budynku na Manhattanie. Składający się z 10 krótkich odcinków 1. sezon pochłania się błyskawicznie i razu pyta się o więcej — na szczęście to już bardzo nieodległa perspektywa, bo 2. sezon startuje w USA 28 czerwca.
Wszystko zaczyna się od przypadkowego spotkania trójki mieszkańców apartamentowca zwanego Arconią. Charles-Haden Savage (Steve Martin), Oliver Putnam (Martin Short) i Mabel Mora (Selena Gomez) najpierw mijają się w windzie, którą jedzie z nimi przyszła ofiara morderstwa, a następnie wpadają na siebie w knajpie po drugiej stronie ulicy, kiedy wygania ich z domu alarm przeciwpożarowy. Choć nie mają ze sobą kompletnie nic wspólnego — zwłaszcza Mabel z dwoma starszymi panami — szybko ich łączy podobnie szalona fascynacja podcastem "All Is Not OK in Oklahoma", prowadzonym przez legendarną Cindę Canning (Tina Fey, "30 Rock"). A kiedy okazuje się, że nie żyje ich sąsiad, Tim Kono (Julian Cihi, "Licealna miłość), błyskawicznie tworzą nie tylko zgraną paczkę, ale też intrygujące trio wzajemnie uzupełniających się śledczych i zarazem początkujących podcasterów.
Zbrodnie po sąsiedzku to zabawa popkulturą
To, jak fenomenalnie John Hoffman żongluje na pozór sprzecznymi ze sobą gatunkami, oferując po drodze tysiąc smaczków dla fanów popkultury, zwłaszcza tej nowojorskiej, i niemalże od niechcenia wciągając widza w perypetie samozwańczych detektywów, robi wrażenie od pierwszej do ostatniej minuty. "Zbrodnie po sąsiedzku" swoim tonem mocno przypominają seriale komediowe Tiny Fey, z "30 Rock" na czele, ale też choćby nieco zapomnianego "Znudzonego na śmierć" od HBO, oferując gatunkowe zabawy na licznych (meta)poziomach. To lekki, wdzięczny, błyskotliwie napisany serial, wypakowany żartami i sprawdzający się jako niezobowiązująca rozrywka na lato. I, jak się szybko okazuje, dużo, dużo więcej.
Znakomity scenariusz "Zbrodni po sąsiedzku", w którym wszystko, co jest charakterystyczne dla true crime, spotyka się z absurdami show-biznesu, lekko i sprawnie płynie naprzód, zachwycając w tym samym stopniu odniesieniami społeczno-(pop)kulturowymi i zwrotami akcji rodem z rasowego kryminału. Dialogi są cudownie rozbrajające, perypetie trójki detektywów totalnie pokręcone, a całość podlano sosem z wszystkiego tego, co kojarzy nam się z nowojorską popkulturą.
Charles jest więc aktorem, który spędził lata jako telewizyjny detektyw Brazzos, Oliver reżyserem broadwayowskim mającym za sobą spektakularną wtopę, a Mabel to uzdolniona artystycznie dziewczyna z Long Island, przez lata marząca o życiu na Manhattanie. Serial na każdym kroku wyśmiewa światek show-biznesu, ale raczej pokazując go z przymrużeniem oka i grając skojarzeniami niż traktując kogoś złośliwie. Od animowanej czołówki, zabaw z wieloma narratorami i łamaniem czwartej ściany, przez uroczy romans jednego z bohaterów z fagocistką (Amy Ryan, "The Wire"), po rewię mody Seleny Gomez i noworoczną imprezę jak z powieści F. Scotta Fitzgeralda — wszystko tu jest świetne, przemyślane oraz miłe dla oka i ucha. A kiedy będzie wam się wydawać, że "Zbrodnie po sąsiedzku" niczym was już nie zaskoczą, no, może poza tożsamością mordercy, na ekran wjedzie odcinek w stylu filmu niemego, w którym nie pada ani jedno słowo. Kluczowy dla fabuły, a jakże.
Zbrodnie po sąsiedzku, czyli Selena Gomez i legendy
Zabawy absurdalną komedią i prawdziwą zbrodnią jednocześnie nie byłyby udane bez znakomitych wykonawców. Nikogo z trójki aktorów grających główne role nie trzeba przedstawiać, a jednocześnie ich dobór jest dosyć nieoczywisty, w końcu to Selena Gomez i dwóch starszych panów — lub jak wolicie dawna gwiazdka Disneya oraz komediowe legendy Steve Martin i Martin Short. Zależy, jak na to patrzeć — czyli z jakiego pokolenia jest widz. I znów zaskoczenie, bo to nieoczywiste trio sprawdza się przepysznie, zarówno jeśli patrzymy na same postacie, jak i na odtwórców ich ról. A Selena Gomez wręcz zaskakuje tym, jak dobrze odnajduje się w specyficznym klimacie serialu, dostarczając wielu przezabawnych momentów.
Humor słowny oraz przyjacielskie droczenie się Charlesa, Olivera i Mabel to jedna z głównych atrakcji serialu, ale ich postacie absolutnie nie sprowadzają się do bycia częścią komedii. W każdym przypadku dostajemy coś więcej. Jest samotność starszego aktora, którego niby wszyscy znają, ale nikt nie chce zatrudnić (ani wejść z nim w bliższą relację). Jest walka o przetrwanie o przemyśle rozrywkowym i zarazem o swój byt, w połączeniu z alienacją we własnej rodzinie. Jest tęsknota za lepszym życiem, byciem kimś więcej, przy jednoczesnym życiowym pogubieniu millenialsów. Jest pragnienie przyjaźni, znajdowania grupki "swoich" ludzi, gdziekolwiek się nie udajemy w życiu. To pełnokrwiste, wielowymiarowe postacie, które błyskawicznie stają się widzowi bliskie. Co jest kolejną wielką siłą tego niepozornego serialu.
A skoro przy wykonawcach jesteśmy, warto dodać, że w "Zbrodniach po sąsiedzku" pojawia się więcej znanych twarzy, w tym Nathan Lane ("Żona idealna"), Jane Lynch ("Glee"), Jackie Hoffman ("Feud"), broadwayowska aktorka Jayne Houdyshel, gospodarz talk-show Jimmy Fallon czy wreszcie wcielający się w przerysowaną wersję samego siebie Sting – i nie, naprawdę nie chodzi o tego pana z U2. A w 2. sezonie znanych nazwisk na drugim planie będzie jeszcze więcej, bo do obsady dołączą m.in. Shirley MacLaine, Michael Rapaport, Cara Delevingne i Amy Schumer.
Zbrodnie po sąsiedzku — czy warto oglądać serial?
Odpowiedź na pytanie, czy warto oglądać "Zbrodnie po sąsiedzku", jest więc krótka, prosta i jednoznaczna: tak, tak i jeszcze raz tak! Serial platformy Hulu to czysta przyjemność i zarazem nieoczywista perełka, w której jest wszystko: humor, serce, lekkość, nowojorskość, sporo świeżości i nutka prawdziwego suspensu, bo chcąc nie chcąc, wkręcicie się w pokręcone perypetie trójki detektywów z przypadku.
To znakomita wiadomość, że do Polski wreszcie docierają platformy streamingowe, oferujące produkcje jakościowe, których tak bardzo brakowało u nas przez ostatnich kilka lat. Opóźnienia w ich starcie spowodowały, że netfliksowa papka stała się dla Polaków synonimem dobrego serialu. I to przyzwyczajenie odpalania jak leci każdego koszmarka, jaki oferuje platforma z czerwonym N, będzie trudne do przeskoczenia, zwłaszcza że seriali jakościowych nie da się produkować hurtowo. Miejmy jednak nadzieję, że za rok czy dwa, dzięki HBO Max, Disney+, a wkrótce także SkyShowtime, będziemy już w innym miejscu, jeśli chodzi o dostępność seriali, które rzeczywiście mają znaczenie w popkulturze. A "Zbrodnie po sąsiedzku", przy całej swojej bezpretensjonalności, to zdecydowanie jeden z takich właśnie seriali.