"Człowiek kontra pszczoła" to znakomity powrót Rowana Atkinsona — recenzja absurdalnej komedii Netfliksa
Nikodem Pankowiak
25 czerwca 2022, 13:33
"Człowiek kontra pszczoła" (Fot. Netflix)
Rowan Atkinson mimo upływu lat pokazuje, że nic się nie zmieniło — wciąż jest prawdziwym królem komedii. "Człowiek kontra pszczoła", nowy serial Netfliksa, to jego wielki powrót do telewizji.
Rowan Atkinson mimo upływu lat pokazuje, że nic się nie zmieniło — wciąż jest prawdziwym królem komedii. "Człowiek kontra pszczoła", nowy serial Netfliksa, to jego wielki powrót do telewizji.
Pamiętacie ten odcinek z 3. sezonu "Breaking Bad", w którym Walter i Jesse, w obawie przed skażeniem, próbowali za wszelką cenę pozbyć się z laboratorium muchy? No cóż, jeśli uważaliście tamten odcinek za szalony, musicie wiedzieć, że "Człowiek kontra pszczoła" wynosi walkę z owadami na jeszcze wyższy poziom. Robi to na tyle dobrze, że tę nową produkcję Netfliksa, w której występuje Rowan Atkinson, można uznać za jedną z ciekawszych rzeczy, jakie pojawiły się na tej platformie w ostatnim czasie.
Człowiek kontra pszczoła — o czym jest serial?
Już pierwsza scena sugeruje, że happy endu tu nie będzie. Grany przez Atkinsona Trevor Bingley zostaje uznany za winnego zniszczenia bezcennych dzieł sztuki, uszkodzenia mienia, niebezpiecznej jazdy, a nawet podpalenia. Ciężkie zarzuty, ale jak próbuje wyjaśnić sam Trevor, wszystko zaczęło się od pewnej pszczoły…
Trevor przybywa do eleganckiej posiadłości Niny (Jing Lusi, "Gangi Londynu") i Christiana (Julian Rhind-Tutt, "Wiedźmin") jako świeżo zatrudniony pracownik firmy, która swoim klientom oferuje możliwość opieki nad ich domami podczas ich nieobecności. Trevor od samego początku sprawia wrażenie miłego, ale fajtłapowatego gościa. Trudno go jednak nie polubić, zwłaszcza na tle właścicieli domu, którym ma się zajmować. Nina i Christian są wyjątkowo pretensjonalni — zwłaszcza on jest dowodem na to, że nieważne, ile ma się pieniędzy i na co się ich nie wyda, klasy nie da się tak po prostu kupić.
Małżeństwo krótko informuje Trevora o panujących w domu zasadach, pokazuje, jak się po nim poruszać (a ich posiadłość jest wyjątkowo skomplikowana w obsłudze), po czym wyjeżdża na wakacje, zostawiając głównego bohatera z ich psem i grasującą już po domu pszczołą, na punkcie której Trevor szybko dostanie obsesji. Próbując się jej pozbyć, szybko przemieni dom swoich pracodawców w prawdziwe pole bitwy.
Człowiek kontra pszczoła to popis Atkinsona
Tytuł serialu tak naprawdę mówi wszystko o tym, co zobaczymy. Dziewięć krótkich, trwających zwykle około 12 minut, odcinków to samotne starcie Trevora z pszczołą, która robi wszystko, by uprzykrzyć mu życie. Co jakiś czas na ekranie pojawiają się postacie drugoplanowe, nieco mocniej zarysowany zostaje wątek relacji głównego bohatera z córką, ale tak naprawdę cała produkcja to teatr jednego aktora. I trzeba Rowanowi Atkinsonowi oddać, że doskonale wykorzystuje fakt, że scena należy niemal wyłącznie do niego i pokazuje, dlaczego jest jedną z największych gwiazd w historii brytyjskiej telewizji.
Atkinson bardzo dobrze balansuje między (czasem slapstickową) komedią a dramatem. Bo przecież ta pszczoła to tak naprawdę tylko symbol, walcząc z nią Trevor walczy tak naprawdę z samym sobą, swoimi frustracjami i porażkami, a tych wyraźnie w jego życiu nie brakowało. Jak mówi jego była żona (Claudia Blakley, "Manhunt"), to człowiek ogarnięty obsesją na punkcie drobnych rzeczy, na które nie ma wpływu. I ta obsesja zostaje tutaj naprawdę dobrze przedstawiona, wraz z kolejnymi odcinkami staje się ona coraz większa, a Trevor sięga po coraz radykalniejsze — i zwykle absurdalne — rozwiązania, by pozbyć się męczącej pszczoły.
Oczywiście każdy kolejny pomysł kończy się katastrofalnie — zniszczone zostają dzieła sztuki, pies potrzebuje pomocy weterynarza, a zabytkowe auto zostaje uszkodzone. Trevor tak bardzo jest zaaferowany walką z owadem, że nie zauważa nawet grasujących po domu złodziei, choć kilkukrotnie zostaje przed nimi ostrzeżony przez lokalnego policjanta (Tom Basden, "After Life").
Człowiek kontra pszczoła — czy warto oglądać?
"Człowiek kontra pszczoła" tak naprawdę można potraktować jak trwający półtorej godziny film — to produkcja idealna do binge'owania i obejrzenia w całości za jednym zamachem. Kolejne odcinki mają swój początek i koniec, czasem w postaci minicliffhangerów, ale łatwo odnieść wrażenie, że najpierw nagrano całość, a później została ona podzielona na odcinki. Zwłaszcza że wszystkie odcinki mają jednego scenarzystę — Williama Daviesa, który razem z Atkinsonem jest twórcą serialu (panowie współpracowali już wcześniej przy serii o Johnnym Englishu).
Nieważne jednak, czy "Człowiek kontra pszczoła" to serial czy film w serialowym przebraniu — tak czy siak mamy do czynienia z produkcją bardzo udaną. Jest zabawnie, choć nie będziecie tutaj śmiać się na cały głos. To w końcu nie sitcom, a opowieść o człowieku pokonanym przez życie, który jednak za nic w świecie nie chce się ze swoją porażką pogodzić. Od Trevora bije prawdziwe ciepło, zwłaszcza podczas rozmów z córką, więc łatwo mu kibicować i trzymać kciuki za to, by wreszcie coś mu się udało. Nawet jeśli to coś, to pokonanie nie dającej mu spokoju pszczoły.
Specyficzna formuła serialu, którego akcja niemal w całości dzieje się w jednym miejscu, pozwala gwieździe Atkinsona świecić wyjątkowo jasno — rolą w tym serialu zalicza triumfalny powrót do serialowego świata. To też tak naprawdę jego pierwsza aktorska rola komediowa w telewizji od czasów "Cienkiej niebieskiej linii", czyli od prawie 30 lat. Netflix wreszcie zrobił coś dobrze i mam nadzieję, że "Człowiek kontra pszczoła" nie przepadnie gdzieś między setkami innych seriali na tej platformie. Miło ponownie zobaczyć Atkinsona i jego niesamowicie plastyczną twarz na ekranie. Jeśli zaliczać powroty, to właśnie takie.