"Animal Practice" (1×01-02): Serial z małpą
Marta Wawrzyn
30 września 2012, 20:01
Słodkie zwierzątka miały przyciągać tłumy ludzi przed ekrany, Justin Kirk miał pociągnąć resztę. Niestety, po wypłaceniu gaży małpie i byłemu Andy'emu z "Trawki" wyraźnie zabrakło na scenarzystów, więc zamiast nowego "House'a" wyszło wielkie nic.
Słodkie zwierzątka miały przyciągać tłumy ludzi przed ekrany, Justin Kirk miał pociągnąć resztę. Niestety, po wypłaceniu gaży małpie i byłemu Andy'emu z "Trawki" wyraźnie zabrakło na scenarzystów, więc zamiast nowego "House'a" wyszło wielkie nic.
Oglądacie "Episodes"? Jeśli oglądacie, to pewnie kojarzycie serial o gadającym psie, który okazał się wielkim hitem, wkurzając wszystkie stacje. Zwłaszcza tę, która go odrzuciła. W NBC też widzieli "Episodes" i uwierzyli, że można to zrobić na poważnie. Że urocze zwierzątka wystarczą, aby miliony ludzi gapiły się co tydzień w ekran. A tu niespodzianka – nie wystarczą.
Nie pomógł też Justin Kirk w głównej roli – a muszę powiedzieć, że bardzo lubię Justina Kirka. Jest zabawny, ale jakby od niechcenia. Nie błaznuje, zwykle nawet się nie uśmiecha. Jest w nim nutka goryczki, która każe mi wierzyć, że to dorosły, sensowny facet, któremu życie parę razy już skopało tyłek. I właśnie ta charyzma Kirka sprawia, że dr George Coleman, mrukliwy weterynarz, nieznoszący właścicieli zwierząt, miał potencjał, by zostać bohaterem kultowym. Ale raczej nim nie zostanie.
Oprócz dr. Colemana w "Animal Practice" liczy się jeszcze jedna osoba – śliczna Dorothy (JoAnna García), która właśnie odziedziczyła klinikę i tak się śmiesznie składa, że kiedyś była w romantycznym związku z postacią graną przez Kirka. W pilocie oboje wypadają całkiem nieźle, pojawiają się iskierki i nadzieja na to, że coś z tego wszystkiego jeszcze będzie. Drugi odcinek to już niestety katastrofa.
Serialowi zdecydowanie brakuje ciekawych postaci na drugim planie. Dostaliśmy bandę kompletnie nienaturalnych dziwaków, którzy nie są ani interesujący, ani sympatyczni, ani w ogóle żadni. Jedyną osobą, na którą zwróciłam uwagę, jest Doug, lekarz grany przez Tylera Labine'a. Bo to zwyczajny facet, normalny, nieprzegięty, taki do polubienia. Po planie pałęta się też mnóstwo zwierząt, wśród których prym wiedzie dr Rizzo (małpa Crystal). Wymuszone sceny, w których całe to zoo występuje, nie poprawiają sytuacji.
Największym problemem "Animal Practice" jest jednak brak śmiesznych tekstów i scen. Justin Kirk mógłby być "zwierzęcym House'em", ale ktoś musiałby mu napisać dobre teksty. Niestety, na scenarzystów wyraźnie zabrakło, więc serial równie dobrze można oglądać bez dźwięku. W końcu i tak chodzi tylko o tę słodką małpkę i o świnki morskie na żółwikach, i koteczki, i pieseczki… To takie śliczne i urocze, że po prostu nie można tego nie oglądać! A jednak można
Fatalne wyniki oglądalności 2. odcinka pokazują, że małpa nie wystarczy, by udźwignąć serial. Żegnam się więc bez żalu z "Animal Practice" – i stacji NBC radzę to samo, bo szkoda miejsca w ramówce.