"Próba generalna", czyli życie w wersji beta — recenzja dokumentalnej komedii HBO od Nathana Fieldera
Małgorzata Major
25 lipca 2022, 16:02
"Próba generalna" (Fot. HBO)
Docu-comedy Nathana Fieldera zapowiada się niecodziennie. Bohaterowie produkcji "testują" własne doświadczenia życiowe, zanim rzeczywiście do nich dojdzie. Czy warto im towarzyszyć?
Docu-comedy Nathana Fieldera zapowiada się niecodziennie. Bohaterowie produkcji "testują" własne doświadczenia życiowe, zanim rzeczywiście do nich dojdzie. Czy warto im towarzyszyć?
Prawdopodobnie każdy z nas przynajmniej raz w życiu mówił do lustra sprawdzając, jak brzmią wypowiadane zdania, które za chwilę miał powtórzyć w pracy, na rozmowie kwalifikacyjnej, egzaminie albo randce. Sprawdzamy, czy to, co spisaliśmy na papierze, ma sens w mowie potocznej. Aktorzy mają próby generalne, a my po prostu mówimy do swojego odbicia w lustrze albo szybie, okazjonalnie posiłkując się dezodorantem udającym mikrofon. Nathan Fielder ("Nathan for You") postanowił pójść o krok dalej i stworzyć przestrzeń do takich "prób generalnych" poprzez zbudowanie replik budynków i zatrudnienie dublerów.
Próba generalna — nowy serial Nathana Fieldera
Przedpremierowo obejrzałam pięć odcinków nowej produkcji HBO "Próba generalna" (dwa pierwsze już dostępne na HBO Max, kolejne co sobotę) i mam mieszane uczucia. Uprzedzę, że serial zdążył rozpalić do czerwoności amerykańską widownię, co znaczy, że i na rodzimym podwórku opinie o nim mogą być skrajne, od uwielbienia po, co najmniej, brak entuzjazmu. Dla jednych będzie to wyjątkowy eksperyment społeczny o filozoficznym zacięciu, dla innych wątpliwej jakości żart.
Pierwszy odcinek był dla mnie dość zaskakujący, w końcu dopiero zapoznawałam się z formułą serialu. Zakłada ona, że Nathan pomaga wybranej osobie przejść przez trudny dla niej moment. Bohaterem pierwszego odcinka jest Kor, chcący wyznać prawdę swojej przyjaciółce. Chodzi o ukrywany przez niego fakt, który pomimo wieloletniej przyjaźni zachował tylko dla siebie. Nathan pomaga Korowi przygotować się do wyznania prawdy. Ustala, gdzie i kiedy odbędzie się rozmowa, buduje replikę miejsca (!), w którym bohaterowie się spotkają, ćwiczy z mężczyzną wszystkie wersje rozmowy, a także przygotowuje symulacje odpowiedzi na każdy z poruszanych w rozmowie wątków. Brzmi jak szaleństwo? Dla mnie tak. Z drugiej strony, chodzi o to, żeby zamortyzować upadek. Zaryzykować i znieczulić się na wypadek porażki.
Próba generalna, czyli docu-comedy i nowy humor
Przypomnijcie sobie najtrudniejsze doświadczenie życiowe. A teraz spróbujcie wyobrazić sobie, że zanim się z nim zmierzyliście, przyszedł do was ktoś i powiedział, że przećwiczy z wami każdy wariant tej sytuacji i pomoże do niej przygotować. Brzmi nieźle? Początkowo budziła we mnie sprzeciw koncepcja polegająca na tym, żeby przygotować się na każdy możliwy scenariusz. Kor ćwiczył przebieg rozmowy, zarówno pozytywne, jak i negatywne jej zakończenie. Nathan trenował z nim różne reakcje przyjaciółki.
W kolejnych odcinkach skala "próby generalnej" wchodzi na jeszcze większy poziom zaawansowania, więc jeśli po pierwszym odcinku uznacie, że to "za dużo", to następne mogą was jeszcze bardziej zaskoczyć albo przestraszyć. Nie jestem fanką produkcji paradokumentalnych (tutaj mamy do czynienia z docu-comedy) ze śmiertelnie poważnym narratorem. Niekiedy w tego typu produkcjach chodzi o jakiś drobiazg, a mimo to panuje w nich iście żałobna atmosfera (świetną parodię true crime stworzył kiedyś Netflix, mam na myśli serial "American Vandal", sądzę, że inne docu-dramy też powinny się takiej doczekać). Odnoszę wrażenie, że taka właśnie, zbyt często, jest "Próba generalna". Być może nie przemawia do mnie "nowy humor", o którym mówi się w kontekście twórczości Fieldera, ale zabrakło mi zastosowania odpowiedniej skali do każdej z omawianych sytuacji.
Nie chcąc umniejszać wyzwaniom, z którymi zmagają się bohaterowie, dziwi mnie jednak naiwne założenie wstępne, że na wszystko możemy się przygotować. Idąc tropem myślenia twórców, wystarczy tylko odpowiednia symulacja i ilość danych wrzucona "do systemu", żeby algorytm przygotował nam różne warianty odpowiedzi. Już pierwszy odcinek pokazuje, że pewne elementy uznawane za marginalne i nieistotne mogą w ostatecznym rozrachunku wpłynąć na całą symulację nawet w momencie, gdy sądzimy, że zakończyła się sukcesem i przeprowadziła nas przez doświadczenie, ratując przed porażką.
Próba generalna — czy warto oglądać serial HBO?
HBO zapowiadało "Próbę generalną", mówiąc swojej widowni, że to serial badający, jak daleko może posunąć się człowiek, żeby zmniejszyć niepewność codziennego życia. Nie do końca przekonuje mnie sugestia, że mamy do czynienia z badaniem. W końcu przyjmując taką optykę, musimy założyć, że badający są bezstronnymi obserwatorami, nieingerującymi w proces.
Odnoszę wrażenie, że Nathan sam sugeruje bohaterom, że jego symulacja to świetny sposób na sprawdzenie, co się wydarzy, jeśli pójdę w lewo albo prawo i spotkam tam X albo Y. Zastanawiam się, czy współczesne społeczeństwa są tak neurotyczne, że muszą przećwiczyć każde negatywne zdarzenie, żeby poradzić sobie z jego konsekwencjami, gdy w końcu zaistnieją? A może nie ma w tym nic złego, skoro daje nam to bufor bezpieczeństwa? Nie czuję się jednak komfortowo z wizją świata, w którym mielibyśmy przygotować się do trudnego doświadczenia poprzez testowanie różnych wariantów tylko po to, żeby je przetrwać.
Przypuszczam, że mój brak entuzjazmu do tej produkcji wynika z faktu, że nie jestem fanką Nathana Fieldera i jego wcześniejszych produkcji. "Próba generalna" to zdecydowanie tytuł skierowany do widowni zaznajomionej z wcześniejszym dorobkiem Fieldera, jak choćby "Nathan For You". Przypuszczam również, że po obejrzeniu zaledwie jednego odcinka widownia podzieli się na fanów i antyfanów projektu. Dla fanów będzie to nie tylko interesujące ze względu na koncept "co by było gdyby", ale i specyficzny humor, z kolei antyfani będą rozglądać się ze zdziwieniem: "o co tyle szumu?".