"Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" obiecuje naprawić błędy oryginału — recenzja premiery serialu
Karolina Noga
30 lipca 2022, 15:02
"Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" (Fot. HBO Max)
"Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" to reboot niezwykle popularnej młodzieżówki. Produkcja HBO Max przedstawia nowe pokolenie kłamczuch — ale czy jest nam potrzebna?
"Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" to reboot niezwykle popularnej młodzieżówki. Produkcja HBO Max przedstawia nowe pokolenie kłamczuch — ale czy jest nam potrzebna?
Era serialowych rebootów trwa w najlepsze. Mieliśmy już niezbyt udaną, ugrzecznioną nową wersję "Plotkary", a teraz HBO Max serwuje nam nowe "Słodkie kłamstewka". Za "Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" odpowiedzialny jest Roberto Aguirre-Sacasa, showrunner "Riverdale". W ekipie twórców znajduje się również Lindsay Calhoon Bring, która współtworzyła "Chilling Adventures of Sabrina". Oba seriale po pewnym czasie znacznie straciły na jakości, ale początki miały niezłe — i niezłe są także pierwsze odcinki nowej wersji "Słodkich kłamstewek".
Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny — poznajcie nowe kłamczuchy
Akcja serialu rozgrywa się w miasteczku Millwood, w którym 20 lat wcześniej doszło do tragicznego zdarzenia. Teraz, w czasach współczesnych poznajemy nową grupę kłamczuch — najpierw Imogen (Bailee Madison, "The Fosters"), która jest w dość zaawansowanej ciąży i już w pierwszym odcinku ku swojemu przerażeniu odkrywa, że jej matka popełniła samobójstwo. Tylko czy to na pewno było samobójstwo?
A to tylko początek kłopotów Imogen, bo dziewczyna musi zmierzyć się także z prześladowaniami ze strony swojej byłej przyjaciółki Karen i jej siostry bliźniaczki Kelly (w podwójnej roli Mallory Bechtel, "Dziedzictwo. Hereditary"). Imogen, wraz ze swoimi nowymi koleżankami Minnie (Malia Pyles, "Sposób na morderstwo"), Noą (Maia Reficco, "Zmiksowana Kally"), Tabby (Chandler Kinney, "Zombies: Addison's Monster Mystery") i Faran (Zaria, "Tato, nie rób mi obciachu"), postanawia zemścić się na Karen. Koniec końców wszystkie bohaterki same stają się ofiarą tajemniczej osoby określanej jako "A", która zdaje się mieć związek z wydarzeniami sprzed lat.
Już od pierwszego odcinka (na HBO Max znajdziecie trzy pierwsze i tyle my też widzieliśmy) nietrudno zauważyć, że punkt wyjścia różni się od znanej nam młodzieżówki. Przede wszystkim żadna z nastolatek nie zniknęła i nie znały się, zanim nie zaczęły razem spiskować przeciwko Karen. Bohaterki na pierwszy rzut oka różni wszystko, ale wspólny cel sprawia, że szybko łapią także wspólny język. W ich rodzącą się przyjaźń naprawdę łatwo uwierzyć i trzeba przyznać, że aktorki mają ze sobą świetną chemię i szybko zaczynają tworzyć zgraną ekipę.
Chociaż na prowadzenie ze swoją historią wysuwa się Imogen, nietrudno zauważyć, że twórcy mają wielkie plany dotyczące każdej z bohaterek. Szczególnie intrygująca wydaje się być Noa, która na wstępie okazuje się mieć problemy z prawem, przez które znalazła się w zakładzie poprawczym. Równie wciągająco co historia nastoletnich bohaterek zapowiada się opowieść o ich matkach. Tajemniczy "A" wydaje się być stricte powiązany z tragedią, a flashbacki wskazują na to, że wydarzenia sprzed dwóch dekad były o wiele bardziej zawiłe, niż może się wydawać.
Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny to klimat slasherów
Zgodnie z zapowiedziami, "Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" jest utrzymany w zdecydowanie mroczniejszym klimacie niż oryginał, a wpływ ma na to nie tylko ciemniejsza kolorystyka. Jest zdecydowanie bardziej krwawo i poważniej, a stawki już na wstępnie wydają się wyższe niż w oryginalnym serialu. Sam prześladowca ujawnia się w paru momentach, nosząc maskę z "Masakry teksańską piłą mechaniczną", a jeden z pierwszych SMS-ów do Tabithy to cytat z klasycznego "Krzyku": "Jaki jest twój ulubiony straszny film?".
Klimat slasherów wpisuje się idealnie w konwencję całego serialu, który zgrabnie balansuje pomiędzy horrorem a klasyczną opowieścią o nastolatkach. Nic nie jest podawane nam jak na tacy. Oczywiście, gdyby ktoś zaczął wszystko dokładnie analizować, mógłby doszukać się logicznych błędów, ale sama intryga potrafi zaciekawić i sprawić, że aż chce się włączyć kolejny odcinek — a to w przypadku seriali dla młodzieży obecnie nie zdarza się zbyt często.
"Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" składa ukłon oryginalnym slasherom — i robi to w zdecydowanie lepszy sposób niż próbował "Koszmar minionego lata" od Amazona — sprawnie łącząc ich klimat z młodzieżową dramą oraz lżejszymi fragmentami, które pozwalają na lepsze poznanie naszych bohaterek. Na plus wychodzą także — charakterystyczne dla stylu twórcy serialu — nawiązania do współczesnej popkultury oraz to, że każda z postaci ma własne zainteresowania, jest wielowymiarowa i różni się od swoich koleżanek. W efekcie każdą z nich da się polubić i w każdej można znaleźć cechę, z którą widz mógłby się utożsamić.
Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny — czy warto oglądać?
"Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" to naprawdę ciekawe podejście do kultowej młodzieżówki. Przede wszystkim nowy serial nie próbuje być kopią, tylko świeżym spojrzeniem na historię. Mamy ciekawe bohaterki, świetny klimat, intrygujący punkt wyjścia — i jeśli tylko główne wątki będą dalej prowadzone w zgrabny sposób, "Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" ma szansę stać się przykładem na to, jak powinno się robić dobre rebooty.
Osoby, które były fanami oryginału, z pewnością poczują lekką nostalgię, może i zaczną tęsknić za Arią, Emily, Hannah i Spencer — ale jeśli tylko dadzą szansę nowym bohaterkom, to odkryją, że mają one sporo do zaoferowania. Początki "Riverdale" i "Chilling Adventures of Sabrina" przypominały rollercoaster, który po wspięciu się na wyżyny jedynie zjeżdżał w dół. Pozostaje mieć nadzieję, że w przypadku serialu "Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" twórcy zaserwują nam przejażdżkę na innych torach.