"Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" wygrywają w konkursie na serialowy slasher — recenzja finału 1. serii
Karolina Noga
19 sierpnia 2022, 15:04
"Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" (Fot. HBO Max)
Czy da się odpokutować za grzechy przeszłości? Finałowe odcinki serialu "Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" udowadniają, że kara może być straszliwa. Uwaga na spoilery!
Czy da się odpokutować za grzechy przeszłości? Finałowe odcinki serialu "Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" udowadniają, że kara może być straszliwa. Uwaga na spoilery!
"Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" to reboot serialu dla młodzieży — "Słodkie kłamstewka". Oryginał przez lata zebrał ogromną widownię i chociaż zaliczył niezły upadek, uważany jest za kultową produkcję. Pierwsze odcinki wersji od HBO Max zapowiadały się naprawdę obiecująco (recenzja tutaj) i sugerowały, że naprawią błędy oryginału. Ciekawe bohaterki, ponury, nieco slasherowy klimat i intrygujący punkt wyjścia — czy dobra passa utrzymała się aż do końca?
Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny i mroki ludzkiej natury
W ramach przypomnienia — akcja serialu rozgrywa się w miasteczku Millwood, w którym 20 lat wcześniej doszło do tragicznego zdarzenia. Nastoletnia Angela Waters (Gabriella Pizzolo aka Suzie ze "Stranger Things") popełnia samobójstwo podczas imprezy sylwestrowej. Teraz, w czasach współczesnych poznajemy nową grupę kłamczuch — Imogen (Bailee Madison), która jest w dość zaawansowanej ciąży oraz Minnie (Malia Pyles), Noę (Maia Reficco), Tabby (Chandler Kinney) i Faran (Zaria). Dziewczyny zaczynają być prześladowane przez tajemniczego "A" i szybko okazuje się, że ma to związek z matkami bohaterek i ich udziałem w śmierci Angeli.
Mogłoby się wydawać, że "Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" to serial typu guilty pleasure, który można łatwo zaszufladkować. I faktycznie nie jest to produkcja najwyższych lotów, ale zdecydowanie nie należy do głupiutkich i naiwnych. Poruszane wątki to tematy poważne i co najważniejsze, poważnie są także traktowane. Nierzadko w serialach dla młodzieży, problemy nastolatków są rozwiązywane w mgnieniu oka lub stereotypowo — tutaj tego nie doświadczymy.
Samookaleczanie, przemoc psychiczna i fizyczna, szkolne dręczenie — każdy z tych tematów wybrzmiewa naprawdę głośno i ukazywane są ich skutki. Nie mamy do czynienia z kaznodziejstwem czy próbami usilnego wtłoczenia do głowy, że pewnych rzeczy po prostu nie wolno robić, ale to, co dzieje się na ekranie skłania do myślenia nad konsekwencjami swoich działań. Pod koniec szczególnie mocno poruszany jest temat gwałtu — tego, jak czuje się ofiara i traumy, jaka z nią pozostaje, co mówi sama Tabby, gdy konfrontuje się ze swoim napastnikiem. Zaczynając "Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" trudno było się spodziewać tak silnego zaakcentowania poważnych społecznych kwestii, ale twórcy pokazali, że da się wpleść tak wrażliwą tematykę bez robienia z tego sensacji i traktowania jej w kategoriach "mocnego wątku".
Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny to realne bohaterki
O ile na początku serialu w historii przodowała Imogen, tak w dalszych odcinkach — a zwłaszcza trzech finałowych — wszystkie bohaterki są równorzędne. Co ważniejsze, każda z dziewczyn jest jakaś. Żadna z nich nie zostaje sprowadzona do roli side kicka lub zapychacza. Ich wątki potrafią zainteresować i są stopniowo rozwijane. Dodatkowo chemia, która rodziła się w pierwszych odcinkach, w kolejnych stale rosła, pod koniec ukazując paczkę silnych, młodych kobiet, które łączy prawdziwa przyjaźń.
Równie interesujące są także relacje bohaterek z ich matkami — tego, jak dorosłe kobiety przelewają na córki swoje traumy, ambicje oraz próbują je chronić przed grzechami przeszłości. Problem w tym, że często te próby wprowadzają je w jeszcze większe niebezpieczeństwo. Tak jak w oryginalnych "Słodkich kłamstewkach", w reboocie bohaterki także próbują odpowiedzieć na pytanie: kim jest "A"? Prowadząc śledztwo, nierzadko kierują się intuicją i nie zawsze podejmują logiczne decyzje. Intryga dotycząca tajemniczego prześladowcy prowadzi aż do wielkiego, kulminacyjnego finału, który garściami czerpie ze slahserów — i robi to świetnie.
W ostatnich trzech odcinkach akcja zagęszcza się coraz bardziej i zaczyna zamieniać się w prawdziwy rollercoaster. Co tak naprawdę stało się z Angelą? Kto zgwałcił Imogen i Tabby? I kto próbuje ukarać matki oraz ich córki za dawne przewinienia? Gdy puzzle zaczynają się układać w całość, twórcy sprawiają, że widz zaczyna się zastanawiać — kto tu jest prawdziwym potworem? Czy prześladowca, posuwający się do straszliwych rzeczy, czy może matki bohaterek, których działania w młodości doprowadziły niewinną dziewczynę do samobójstwa?
Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny to slasher (prawie) idealny
Nie ma wątpliwości, że "A" wybrał najgorsze możliwe metody wymierzenia kary i jak zauważa Imogen — wcale nie jest lepszy od nastoletnich prześladowczyń. A skoro mowa o "A" to niestety w finałowym odcinku nie brakuje zgrzytów. Z jednej strony mamy świetną scenę ucieczki, nawiązania do "Psychozy" (których w serialu nie brakuje) oraz teatr prawdziwej grozy rodem z "Piły. Do tego rewelacyjna Bailee Madison, która daje świetny aktorski popis oraz walczy z napastnikiem w sposób, którego nie powstydziłaby się żadna final girl. Mamy grupę przyjaciółek, gotowych chronić siebie nawzajem, Kelly (Mallory Bechtel) przeciwstawiającą się brutalnemu ojcu — ale nie mamy wiarygodnego złoczyńcy.
Może inaczej: gdy prawda o tym, kto stoi za prześladowaniami, wychodzi na jaw, rozwiązanie wydaje się całkiem sensowne. Jednak z drugiej strony, zakończenie wątku jest dość rozczarowujące i wydaje się "pisane na kolanie". Samo wyjaśnienie wszystkiego wydaje się wręcz karykaturalne — wielki zły ujawnia swoją twarz, a następnie opisuje swój misterny plan. Nie robi to zbyt dobrego wrażenia i przypomina rozwiązania rodem ze "Scooby-Doo", gdzie zdemaskowany przestępca wyjaśniał wszystko po kolei. Oglądając to, aż się prosiło, by padł tekst "i wszystko by mi się udało, gdyby nie te wścibskie dzieciaki!"
Zakończenie sugeruje, że mógłby powstać 2. sezon, jednak czy miałby sens? Większość wątków została wyczerpana, chociaż twórcy pozostawili otwarte furtki, także na pojawienie się postaci z oryginału (w końcu Ezra i Aria adoptują córkę Imogen). "Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny" to naprawdę zgrabna i wciągająca młodzieżówka. Przerysowana, momentami niezbyt logiczna, ale koniec końców — warta uwagi.