"Minuta ciszy" to bardziej "Better Call Saul" niż "Sześć stóp pod ziemią". Twórcy opowiadają o kulisach serialu
Małgorzata Major
10 września 2022, 15:33
"Minuta ciszy" (Fot. CANAL+)
Czy wiecie, jak otworzyć zakład pogrzebowy? Albo dlaczego w Polsce nie można rozsypać prochów zmarłego w morzu? "Minuta ciszy" daje sporo wiedzy o polskiej branży pogrzebowej.
Czy wiecie, jak otworzyć zakład pogrzebowy? Albo dlaczego w Polsce nie można rozsypać prochów zmarłego w morzu? "Minuta ciszy" daje sporo wiedzy o polskiej branży pogrzebowej.
W piątek na CANAL+ wystartowała "Minuta ciszy", komediodramat z Robertem Więckiewiczem dziejący się w skomplikowanych realiach branży pogrzebowej. Przed premierą rozmawialiśmy z producentem serialu, Leszkiem Bodzakiem z Aurum Film, i scenarzystą Szymonem Augustyniakiem o kulisach jego powstawania.
Minuta ciszy to nie drugie Sześć stóp pod ziemią
Dowiedzieliśmy się sporo na temat tego, jak fascynujący był research do pracy nad scenariuszem serialu. Okazuje się, że działalność zakładów pogrzebowych wciąż funkcjonuje w oparciu o mocno przestarzałą ustawę, która nijak się ma do dzisiejszych realiów. Poza tym sam wgląd w działalność zakładów pogrzebowych, może mocno zaskakiwać, zwłaszcza gdy nie mieliśmy z tym tematem do czynienia nigdy wcześniej.
Na początku jednak musieliśmy zapytać o "Sześć stóp pod ziemią" telewizji HBO, bo to oczywiste skojarzenia dla każdego widza seriali.
— Oczywiście oglądałem "Sześć stóp pod ziemią", ale jak dostaliśmy scenariusze dwóch pierwszych odcinków "Minuty ciszy", to w ogóle nie miałem skojarzeń, że ten serial ma cokolwiek wspólnego z tamtą produkcją. W przypadku "Minuty ciszy" od początku wydawało nam się, że tonacja tego serialu, klimat, story jest zupełnie odmienna. Poza samym faktem, że rzecz dzieje się w zakładzie pogrzebowym (a właściwie w dwóch, a chwilami nawet w trzech albo czterech), to nie miałem poczucia, że nawiązujemy do "Sześć stóp pod ziemią". Gdy rozmawialiśmy ze stacjami telewizyjnymi, żeby opowiedzieć o "Minucie ciszy" i znaleźć jakieś referencje, to bliższe były nam porównania do "Better Call Saul" czy "This Is Us", a nie "Sześć stóp pod ziemią" – wyjaśnia producent Leszek Bodzak.
Pytaliśmy również scenarzystę o jego spojrzenie na kultowe "Sześć stóp pod ziemią", w końcu to najbardziej rozpoznawalny serial, który nieustająco odnośni się do tematyki śmierci, umierania, odchodzenia. Przypomnijmy, że każdy odcinek zaczynał się od sekwencji śmierci, tylko jeden (jakże znamiennie) od narodzin.
— Oczywiście od tych porównań nie uciekniemy, ale jest to jedynie zbieżność tematów, nie krępowało mnie to w żaden sposób. "Sześć stóp pod ziemią" obejrzeliśmy razem z [reżyserem] Jackiem Lusińskim na nowo i uznaliśmy, że produkcja ta trąci już nieco myszką. Nam zależało na dotknięciu tematu, który pojawiał się czasem w kinematografiach zagranicznych, ale w Polsce do tej pory prawie nie istniał. Mogę się jedynie domyślać dlaczego. To, co dotyczy śmierci, staramy się całkowicie wyprzeć z naszej świadomości. Boimy się o niej myśleć i mówić – mówi Szymon Augustyniak.
Minuta ciszy a polska branża pogrzebowa
"Minuta ciszy" zagłębia się w realia polskiej działalności gospodarczej, takiej, jaką znamy najlepiej, czyli mały biznes z kilkoma etatami. Nie przyglądamy się wielkim dobrze naoliwionym korporacjom, ale właśnie lokalnym biznesom, które nie cierpią z głodu, gdyż jako jedyne w okolicy świadczą określone usługi. Jak taka działalność niewielkiego zakładu pogrzebowego wygląda od środka? Sporo tajników branży zdradził nam Szymon Augustyniak.
— Dużo czasu spędziłem na rozmowach z właścicielami zakładów pogrzebowych, kamieniarzami, specjalistami przygotowującymi zwłoki do pochówku. Było to ciekawe i wciągające doświadczenie. Paradoks polega na tym, że by prowadzić zakład pogrzebowy w Polsce, nie jest wymagana żadna koncesja ani pozwolenie. Wystarczy zarejestrować działalność gospodarczą. Przepisy nie regulują podstawowych spraw, choćby wymogów sanitarnych. W efekcie ciała po śmierci przechowywane bywają w różnych warunkach, choć powinny spędzić w chłodni trzy doby. Jak dowiedziałem się w jednej z rozmów, w samej Warszawie na ok. 200 firm, tylko 1/3 ma odpowiednie zaplecze – wyjaśnia scenarzysta.
Skupienie się na problemach branży funeralnej nie było celem twórców. Temat jest tylko narzędziem do opowiedzenia historii o tym, jak w późnym kapitalizmie radzą sobie jednostki wchodzące w obszar, dotychczas im nieznany. Jak robić biznes, gdy nie ma się o tym pojęcia, nie tylko jak zacząć, ale przede wszystkim, jak w nim przetrwać.
— To nie jest dokument, nie wiem, czy tworzenie dokumentalnego serialu o tym, jak działa branża pogrzebowa w Polsce, kogoś by interesowało. Zresztą podobno planowana jest zmiana w przepisach regulujących ten obszar, więc chyba ktoś się tym zajął albo w końcu zajmie. Nas interesowało wyłącznie to, jak obroni się sama historia. Kluczowe było to, czy chcemy z Anetą, moją wspólniczką, taką historię zobaczyć na ekranie, czy bohaterowie nas interesują. W tym wypadku chodziło przede wszystkim o drogę bohaterów, jaką przechodzą przez cały serial, to że stopniowy poznajemy ich długo skrywane tajemnice – dodaje Leszek Bodzak.
Minuta ciszy — twórcy o serialowych postaciach
"Minuta ciszy" to serial z ciekawymi postaciami. Zarówno Mietek (w którego wciela się Robert Więckiewicz), jak i Jacek (Piotr Rogucki) czy funkcjonujący głównie w retrospekcjach Czesław Major (Mirosław Zbrojewicz) opowiadają swoją życiową historię poprzez pracę, którą wykonują. Zapytaliśmy więc, skąd pomysł na takich bohaterów.
— To jest fascynujące w tym serialu, że cały czas dowiadujemy się o bohaterach czegoś nowego, co sprawia, że zmieniamy zdanie o postaciach. To akurat w serialach wyjątkowo cenię, jeśli udaje się wiarygodnie taki przebieg bohatera przeprowadzić. Najbardziej fascynująca jest droga głównego bohatera, od nieporadnego safanduły niemal do umownego twardziela. Miałem wielki fun w namawianiu Roberta Więckiewicza, do przyjęcia tej roli.
Uważałem, że fajnie będzie go zobaczyć w roli zupełnie niezgodnej z jego emploi, czyli gościa, któremu się kompletnie nic nie udaje i który jest nieporadny życiowo. W miarę upływu czasu ta postać nabiera siły i pewności siebie. W pewnym momencie Mietek mówi, że to się jakoś samo dzieje. To wydało mi się fascynujące, że zmieniamy się nie mając na to czasem wpływu. Świat w serialu ma tak dużą paletę barw, że można go cały czas poszerzać, tam jest bardzo duży potencjał, żeby ten świat rozwijać i opowiadać kolejne historie bohaterów – opowiada Leszek Bodzak.
Scenariusz zaczął powstawać wokół konceptu zakładu pogrzebowego na prowincji. Z czasem samo badanie tematu zainspirowało twórców do napisania postaci, które wyjściowo reprezentują odmienne wartości i poglądy, z czasem jednak zaciera się granica między ich odrębnością i skala szarości coraz bardziej się poszerza. Trudno stwierdzić, który z nich jest "dobry", a który "zły".
— Wszystko zaczęło się od jednej myśli – opowiedzenia historii "szarego" człowieka, którego los stawia przed koniecznością otwarcia zakładu pogrzebowego. Razem z Jackiem mieliśmy w głowie motyw Dawida i Goliata, bo wyrazisty antagonista i protagonista to plus. W "Minucie ciszy" pojawia się więc człowiek znikąd – Mietek Zasada, emerytowany listonosz, który wchodzi w nieznany sobie świat. Zaskoczony dowiaduje się, że założenie zakładu pogrzebowego jest bardzo proste – wystarczy wypełnić formularz i zarejestrować działalność gospodarczą. Nie trzeba mieć nawet profesjonalnej siedziby, z klientami można spotykać się np. w McDonaldzie i tam pokazywać katalogi z trumnami, podpisywać umowy.
Mietek Zasada otwierając biznes wchodzi na teren Jacka Wiecznego, pozbawionego skrupułów potentata, który w tym biznesie siedzi od dawna i skutecznie eliminuje konkurencję. Chodziło nam o to, żeby zderzyć te dwie postaci: silny, bezwzględny charakter kontra poczciwy, szanowany żółtodziób. Wydaje się, że to bój skazany na niepowodzenie. Nasi bohaterowie nie są jednak jednoznaczni. Nie zawsze wiemy, komu kibicować — mówi Szymon Augustyniak.
Minuta ciszy to bardziej komedia czy dramat?
"Minuta ciszy" to sześcioodcinkowy serial, w którym każdy odcinek, poza wątkami głównych postaci, ma także jedną historię przewodnią. Otrzymujemy nie tylko jeden główny temat, ale i sporo wątków pobocznych, jak ubogie życie emeryta na prowincji, problemy alkoholowe kobiet, niewyjaśnione sprawy spadkowe i ich konsekwencje, a także etykiety i szufladki, w które wpadamy mieszkając w małym miasteczku.
Gatunkowo także nie możemy przywiązywać się do komedii ani dramatu, ponieważ doświadczamy historii, w której śmiech przeplata się ze łzami, a właściwie nawet jak nas coś bawi, to bohatera niekoniecznie.
–Tak to chyba jest w życiu, że czasem od straszności do śmieszności jest jeden krok. I to bardzo mały. Lubię taki rodzaj humoru, który jest najtrudniejszy do osiągnięcia, czyli to, co oglądamy na ekranie jest dramatyczne dla bohaterów, ale zabawne dla widza. Ten rodzaj humoru jest czymś, co w "Minucie ciszy" się sprawdza. Im bardziej desperackie, dramatyczne sytuacje, jakie mają bohaterowie w serialu, tym paradoksalnie jest śmieszniej, ale nie dla bohaterów — podsumowuje Leszek Bodzak.