Kity tygodnia: "Once Upon a Time", "Gossip Girl", "Boardwalk Empire"
Redakcja
21 października 2012, 22:02
"Once Upon a Time" (2×03 – "Lady of the Lake")
Bartosz Wieremiej: [SPOILERY!] Wielkie rozczarowanie po naprawdę dobrym początku sezonu. Jedynie historia śmierci Ruth (Gabrielle Rose) wypadła jako tako. Tymczasem w Storybrooke wieje nudą, a w baśniowej współczesności rządzą ogry i deprymujące scenariuszowe partactwo. Na dodatek nie mogę przestać się zastanawiać, o ile lepiej byłoby dla fabuły serialu, gdyby tak szybko nie ujawniono, że Cora (Barbara Hershey) podszywa się pod Lancelota (Sinqua Walls).
Marta Wawrzyn: Nie wiem, jak oni to robią, ale z "Once Upon a Time" w tym sezonie zaczynam mieć ten sam problem co w zeszłym. Po znakomitym odcinku przyszedł czas na kolejną kichę. Może to wina drętwej Jennifer Morrison, może ogrów, a może kiepskiego scenariusza. Tak czy siak obejrzałam to wszystko z trudem.
Agnieszka Jędrzejczyk: Najgorszy odcinek tego serialu, jaki widziałam. Wszyscy jak jeden mąż zapomnieli chyba, jak się gra, przez co oglądanie ich sztucznych i wymuszonych min było chyba nawet bardziej bolesne niż tradycyjne słuchanie kolejnych drętwych dialogów i oglądanie kolejnych dziur w scenariuszu – a było ich tym razem tyle, że łapałam się za głowę. Nic tego odcinka nie ratuje, ledwo dotarłam do końca. Przy takich odcinkach zastanawiam się, czy twórcy nie mają widzów za poważnych, myślących ludzi. Dramat.
"Emily Owens, M.D." (1×01 – Pilot)
Marta Wawrzyn: Wyjątkowo nudny procedural medyczny, w którym nowi pacjenci wyskakują z kapelusza co kilkanaście minut, zmiksowany z totalnie idiotyczną teen dramą w dorosłym wydaniu. Niestrawność gwarantowana – i nawet córka Meryl Streep nie pomoże.
Paweł Rybicki: Tytułowa bohaterka w pilocie martwi się, czy przypadkiem nie jest loserką. Nie wiem, jak Emily, ale scenarzyści serialu to wyjątkowi loserzy. "EO" nie da się oglądać – chaotyczna akcja, mnogość niezbyt ciekawych wątków, płaskie postacie. No i pozbawiona talentu i charyzmy aktorka w głównej roli.
Agnieszka Jędrzejczyk: Najprościej opisać "Emily Owens, M.D." jako połączenie "Scrubs" z "Hart of Dixie" – nie robi sobie tak wielkich jaj jak ten pierwszy, choć też miesza humor z dramatem, ani nie jest tak zgrabny jak ten drugi, choć również opowiada o lekarce i jej perypetiach, ale ma w sobie coś, słodką, tlącą się iskierkę. Przeczytajcie recenzję.
"Plotkara" (6×02 – "High Infidelity")
Marta Wawrzyn: Przykro jest krytykować "Plotkarę" co odcinek, ale niestety, ten znów do najlepszych nie należał. Najbardziej denerwuje mnie to, że bohaterowie już jakiś czas temu opuścili mury liceum, a jednak wciąż zachowują się jak dzieciaki. Czy naprawdę dorosła pannica, taka jak Serena, mogłaby pomyśleć, że facet ją zdradza, tylko dlatego że poszedł na lunch z jakąś dziewczyną? Czy dorosły facet, jak Nate, mógłby rozstać się z kimś z tego powodu? Czy S. i B. naprawdę muszą ciągle przerabiać to samo? Brakuje pomysłów na jakikolwiek sensowny wątek, a na dodatek te postacie mogłyby już choć trochę dorosnąć.
"Beauty and the Beast" (1×02 – "Proceed with Caution")
Bartosz Wieremiej: Serial tak zły, że aż nie mogę go nie oglądać. W "Proceed with Caution" bohaterowie rażą niefrasobliwością, scenarzyści pokazują zaskakującą biegłość w pisaniu koszmarnie słabych dialogów, a każda kolejna minuta rozwijającej się więzi pomiędzy Catherine (Kristin Kreuk) a Vincentem (Jay Ryan) wypada gorzej od poprzedniej. Trzeba jednak zaznaczyć, że był to lepszy odcinek od pilota, a zauważalna poprawa umożliwiła serialowi awans z "dna absolutnego" i dumne wstąpienie na poziom "kompletnej porażki".
"Boardwalk Empire" (3×05 – "You'd Be Surprised")
Marta Wawrzyn: Uwielbiam ten serial, poprzedni odcinek był świetny, ale to jest już chyba ten moment, kiedy wolny rozwój akcji zaczyna mi poważnie przeszkadzać. Delektować się samym światem przedstawionym można przez jeden sezon, potem trzeba już czegoś więcej. Poprzednią serię napędzała dynamika na linii Nucky – Jimmy. Teraz zaczyna być widać, że sam Nucky nie wystarczy. Niespecjalnie interesuje mnie to, co dzieje się z Margaret, kochanka jej męża jest totalnie sztampowa, a Gyp Rosetti ma fajne momenty szaleństwa, ale wciąż odnoszę wrażenie, że to jakby nie ta liga. Może za tydzień będzie lepiej?