"Gang Zielonej Rękawiczki" idzie pod prąd i kusi widzów klimatem retro — recenzja polskiego serialu Netfliksa
Nikodem Pankowiak
19 października 2022, 09:43
"Gang Zielonej Rękawiczki" (Fot. Netflix)
"Gang Zielonej Rękawiczki" to kolejny już polski serial Netfliksa, który idzie trochę pod prąd współczesnej mody. Pomysł odważny i potrzebny, ale lepiej mogło być z jego wykonaniem.
"Gang Zielonej Rękawiczki" to kolejny już polski serial Netfliksa, który idzie trochę pod prąd współczesnej mody. Pomysł odważny i potrzebny, ale lepiej mogło być z jego wykonaniem.
"Gang Zielonej Rękawiczki" to serial, o którym można by powiedzieć, iż powstał wbrew jakimkolwiek modom. Netflix po sukcesie "Grace i Frankie" uznał widocznie, że na jego platformie jest miejsce dla kolejnych produkcji, w których centrum będą bohaterowie znajdujący się w sile wieku. Trzeba temu przyklasnąć, bo panujący w kinie i telewizji kult młodości, który tak naprawdę wyklucza z branży wielu wspaniałych aktorów, staje się powoli nie do zniesienia. Problem w tym, że w przypadku tego nowego polskiego serialu największy plus możemy dać właśnie za pójście nieco pod prąd i sam koncept. Bo z wykonaniem, za które odpowiadają przede wszystkim reżyser Tadeusz Śliwa ("Ucho prezesa") i debiutujące scenarzystki Joanna Hartwig-Skalska i Anna Novák-Zemplińska, niestety są już pewne problemy.
Gang Zielonej Rękawiczki — o czym jest serial?
Bohaterkami tej komedii kryminalnej są trzy przyjaciółki, Zuza (Magdalena Kuta, "Ranczo"), Kinga (Małgorzata Potocka, "Matki, żony i kochanki") i Alicja (Anna Romantowska, "Gry rodzinne"), które mimo upływającego czasu zdecydowanie nie dają się nudzie. Ich hobby są bowiem… kradzieże. Na koncie mają już kilka sukcesów, ale każda dobra passa kiedyś się kończy. Po napadzie, który nie idzie zgodnie z planem, bohaterki muszą zaszyć się tam, gdzie nikt nie będzie szukał wyrafinowanych złodziei – w domu spokojnej starości o wiele mówiącej nazwie Drugi dom. Nie znaczy to jednak, że bohaterki zdecydowały się na emeryturę. Nie, swoją działalność kontynuują i na dodatek zyskują nowych sojuszników w postaci pozostałych mieszkańców domu, w których życie wprowadzają wiele kolorytu.
Każda z bohaterek jest bardzo charakterystyczna i zupełnie inna od pozostałej dwójki. Zuza sypie złośliwościami, nie brak jej dystansu i chłodu. Alicja jest najbardziej uduchowiona z całej grupy. Z kolei Kinga, kustoszka sztuki, której wiedza przydaje się w ich złodziejskim fachu, to prawdziwa hedonistka, kochająca seks i regularnie łamiąca serca mężczyzn chcących ją usidlić. Razem panie stanowią barwne trio, które łatwo można polubić, nawet jeśli momentami będziemy odnosić wrażenie, że każdej z nich została przypisana jedna lub dwie cechy.
Nowy serial Netfliksa na pewno będzie budził sporo skojarzeń z produkcjami o starzejących się gangsterach, którzy nie chcą rezygnować ze swojej "profesji". "Gang Zielonej Rękawiczki" – gdyby ktoś bez sentymentu obszedł się z nim w montażowni – mógłby być filmem, rywalizującym z komediami Juliusza Machulskiego. Zamiast tego dostaliśmy rozciągnięty na osiem trwających po pół godziny odcinków. Tak, choć cały sezon to raptem cztery godziny, fabuła tej produkcji i tak została niepotrzebnie rozwleczona. Tu zwyczajnie nie ma historii, która uzasadniałaby taką ich liczbę. A szkoda, bo to serial, który ma swoje zalety i z pewnością byłyby one w stanie lepiej wybrzmieć, gdyby scenariusz nie osiadał tak często na mieliźnie.
Gang Zielonej Rękawiczki ma problem z historią
Co ciekawe, choć bardziej na miejscu byłoby słowo "frustrujące", choć serial zbyt często zwalnia, to i tak nie znajduje czasu na to, by niektóre wątki i postacie odpowiednio rozwinąć. Pal licho pozostałych mieszkańców Drugiego domu, w którym zamieszkały główne bohaterki. Już chyba z założenia mieli być oni sympatycznym, ale jednak tylko tłem dla Zuzy, Kingi i Alicji. Nie rozumiem jednak, po co wprowadzano wątek relacji Zuzy z synem (Rafał Maćkowiak, "Herkules"), skoro został on porzucony po kilku scenach. Wydaje się, że ich skomplikowane relacje to temat zbyt ważny, by potraktować go jak zapychacz. Lepiej w takim wypadku nie poruszać go wcale.
Zdecydowanie więcej można było zrobić także dla odpowiedniego wyeksponowania czarnych charakterów w tej historii – zarządzającej ośrodkiem Marzeny (Beata Bandurska, "Odwilż") i Igora (Andrzej Grabowski, "Pajęczyna"), którego z jedną z bohaterek łączy trudna przeszłość. Zwłaszcza ten drugi, jak na postać kreowaną na główny szwarccharakter serialu, wydaje się zbyt jednowymiarowy, jego działania są kiepsko umotywowano, przez co łatwo odnieść wrażenie, że jego nieobecność w całej historii absolutnie nic by nie zmieniła. A obojętność to najgorsza rzecz, jaką może wzbudzać bohater.
Lepiej wypada za to duet policjantów, którzy próbują trafić na trop Gangu Zielonej Rękawiczki. Im dalej w las, tym większą chemię widać między młodą Gujską (Karolina Rzepa, "Żmijowisko") i Alfredem (Mirosław Zbrojewicz, "Minuta ciszy"). Jak wszyscy bohaterowie, także i oni są nieco przerysowani, jakby żywcem wyjęto ich z filmów Wesa Andersona. Andersona przemielonego przez polską telewizję, ale jednak. Przyznaję, to skojarzenie przesadzone, ale też łatwo do niego dojść, bo tak jak przy filmach znanego reżysera, tak i tutaj można łatwo odnieść, że ktoś po drugiej stronie ekranu puszcza do nas oczko.
Gang Zielonej Rękawiczki — czy warto oglądać?
"Gang Zielonej Rękawiczki" przyciąga widzów nie tylko swoimi budzącymi jednoznaczną sympatię członkiniami, ale też klimatem produkcji, utrzymanej w stylu retro. I nie chodzi tu wyłącznie o średnią wieku aktorów pojawiających się na ekranie. Scenografia autorstwa Janusza Mazurczaka jest świetna i nieważne, czy mówimy o wnętrzach Drugiego domu, komisariacie policji czy restauracji, w której lubi przesiadywać Alfred. W połączeniu z kostiumami Emilii Czartoryskiej nadają one serialowi ciekawy styl – choć wiemy, że historia rozgrywa się współcześnie, przez większość czasu możemy tego nie odczuć.
Umiejscowienie akcji w domu spokojnej starości to dla twórców także okazja do refleksji nad życiem i samotnością. Choć cały serial utrzymany jest raczej w lekkim, frywolnym tonie, nie brakuje tu emocjonalnych momentów, np. wtedy, gdy umiera wiekowa lokatorka domu, o której rodzina zapomniała już dawno temu i nie przypomniała sobie nawet w dniu urodzin. Serial Netfliksa próbuje więc udowodnić, że życie nie kończy się wraz ze starością i wciąż pozostaje w nim wiele do zrobienia i opowiedzenia. Starszy wiek nie oznacza, że należy z niego rezygnować, nawet jeśli nasi "bliscy" twierdzą inaczej.
Nastały naprawdę dobre czasy dla fanów polskich seriali. Wydaje się, że parę lat temu "Gang Zielonej Rękawiczki" przyjęlibyśmy z otwartymi ramionami. Teraz, po kilku udanych polskich serialach, możemy pokręcić nosem, doceniając przy tym oryginalność produkcji Netfliksa. Jego nowy serial nie podbije świata i zapewne nie będzie hitem nawet nie na miarę "Wielkiej wody", ale "Gier rodzinnych", a i tak widzę szansę na zamówienie 2. sezonu. Wyraźnie widzą ją także twórcy, którzy zostawili dla niego uchyloną furtkę. I w sumie, gdyby mocniej popracowali nad scenariuszem i stworzyli historię, którą faktycznie można rozpisać na osiem odcinków, byłbym z tego nowego sezonu całkiem ukontentowany. Jeśli chodzi o formę, jest to całkiem oryginalna produkcja – wyróżniająca się zwłaszcza na polskim rynku. Teraz tylko trzeba dołożyć do niej wystarczająco dużo treści.