Kity tygodnia: "Mentalista", "Plotkara", "Revenge"
Redakcja
28 października 2012, 20:03
"Revenge" (2×04 – "Intuition")
Paweł Rybicki: Za nami dopiero kilka odcinków 2. sezonu, a intryga jest już tak poplątana, że zdają się w niej gubić nawet sami scenarzyści. Oczywiście, w wysokiej komplikacji fabuły nie ma nic złego, ale "Revenge" zaskakuje nas przy pomocy chwytów znanych głównie z "Dynastii" lub "Mody na sukces". Nagle odnaleziona matka, która w dodatku staje się głównym czarnym charakterem? A pewnie tylko na chwilę – parę zwrotów akcji i pani Clarke okaże się być kobietą o złotym sercu…
Marta Wawrzyn: Uff! Oglądanie zemsty Emily w tym sezonie jest jak na razie męczarnią. Komplikować fabułę trzeba umieć, bo inaczej serialowi grozi wjechanie w kartony. Zwłaszcza takiemu serialowi jak "Revenge" – który od początku opierał się na zgrabnym balansowaniu pomiędzy soap operą a nowoczesną wariacją na jej temat. Teraz tej wariacji jest jakby coraz mniej, dialogi i klimat już mnie nie cieszą tak jak rok temu i nawet zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno warto to jeszcze ciągnąć. Bo owszem, lubię Emily VanCamp i Madeleine Stowe w ładnych sukienkach (ach! Kiecka Emily z odcinka "Intuition" naprawdę dawała radę), ale w sumie po co mi coś więcej niż zdjęcia promocyjne? Zwłaszcza że zdradzają one tak dużo, iż czasem naprawdę już nie trzeba oglądać odcinka.
"Mentalista" (5×04 – "Blood Feud")
Andrzej Mandel: Gdyby nie wątek Rigsby'ego tego odcinka w ogóle nie dałoby się oglądać. Nawet jak na "Mentalistę", w którym zagadki kryminalne są dość sztampowe, zagadka z tego odcinka była kliszą na kliszy, schematem na schemacie i w dodatku tak przewidywalna, że aż nie wzbudzała zainteresowania. To ja jednak może poproszę o powrót wątku Red Johna albo rozwinięcie wątku ćpającego halucynogenki Jane'a, bo to co robi Bruno Heller z tego serialu powoli przestaje nadawać się do oglądania. Robin Tunney i wdzięk Simona Bakera to zdecydowanie za mało.
"Plotkara" (6×03 – "Dirty Rotten Scandals")
Marta Wawrzyn: Przyznaję, miałam trochę wątpliwości. Bo to nie był aż tak zły odcinek jak dwa poprzednie, a Sage udało się wprowadzić sporo zamieszania, prawie jak "za dawnych dobrych czasów". Tylko co z tego, skoro Serena walcząca z nastolatką wychodzi na idiotkę, Blair zachowuje się nie mądrzej od niej, odwet Dana ani mnie grzeje, ani ziębi, a pozbawiony choćby odrobiny chemii "związek" Rufusa i Ivy przyprawia mnie o mdłości. Zrobienie porządnych 10 odcinków finałowego sezonu wyraźnie (jak na razie) przerasta scenarzystów "Gossip Girl".