George R.R. Martin i Neil Gaiman nienawidzą zmian w adaptacjach. "J*bani kretyni" — komentuje ostro Martin
Agata Jarzębowska
31 października 2022, 13:32
"Ród smoka" (Fot. HBO)
George R.R. Martin i Neil Gaiman podczas wspólnej rozmowy, zgodnie przyznali, że nienawidzą, gdy Hollywood bez powodu zmienia materiał źródłowy. "J*bani kretyni" — stwierdził Martin.
George R.R. Martin i Neil Gaiman podczas wspólnej rozmowy, zgodnie przyznali, że nienawidzą, gdy Hollywood bez powodu zmienia materiał źródłowy. "J*bani kretyni" — stwierdził Martin.
George R.R. Martin i Neil Gaiman spotkali się w Nowym Jorku w Symphony Space, gdzie Martin promował swoją książkę "The Rise of the Dragon: An Illustrated History of the Targaryen Dynasty, Volume One". Neil Gaiman prowadził całe spotkanie i obaj twórcy poświęcili trochę czasu na omówienie problemu, jakim jest bezpodstawne odchodzenie adaptacji od materiału źródłowego.
Martin i Gaiman krytykują zmiany w adaptacjach
Spotkanie pisarzy, których książki były ekranizowane wiele razy — najnowsze ich adaptacje to seriale "Ród smoka" i "Sandman" — podsumował serwis Variety. Pisarze pochylili się nad kwestią wierności adaptacji w stosunku do materiału źródłowego. I nie mieli wiele dobrego do powiedzenia. Martin odniósł się do "kontrowersyjnego" w Hollywood "obowiązku dochowania wierności materiałowi źródłowemu".
— Jak wierny musisz być? Niektórzy ludzie w ogóle nie czują, że muszą być [mu] wierni. Jest takie zdanie, które krąży: "Zamierzam zrobić to po swojemu". Nienawidzę tego wyrażenia. I myślę, że Neil prawdopodobnie też go nienawidzi.
Gaiman bez chwili wahania przyznał swojemu koledze rację. I ponownie pochylił się nad problemami z adaptacjami "Sandmana".
— Spędziłem 30 lat, obserwując, jak ludzie po swojemu tworzą "Sandmana". A niektórzy z tych ludzi nawet nie przeczytali "Sandmana", zanim uczynili go swoim, po prostu przekartkowali kilka komiksów czy coś w ten deseń.
Martin kontynuował temat, mówiąc, że są zmiany, które trzeba wprowadzić i czasami wynikają one choćby z budżetu. Pisarz przypomniał, że adaptował "Ostatniego obrońcę Camelotu" Rogera Zelaznego w jednym z odcinków "Strefy mroku" i przez budżet musiano podjąć decyzję, czy mieć w odcinku konie, czy postawić na scenografię Stonehenge do sceny bitewnej. I w tej sprawie skontaktował się z Zelaznym, który zdecydował o wyrzuceniu koni.
Równocześnie przywołał sytuację, w której CBS zdecydowało, by dodać "zwykłą" osobę, która dołączona do odcinka miała rzucać szersze światło na całość. Według Martina, który był wtedy początkującym scenarzystą, nie było to potrzebne.
— Byłem wtedy nowy w Hollywood. Nie powiedziałem im: "jesteście j*banymi kretynami".
Martin przywołał też różnice, jakie wynikały z innego przedstawienia Żelaznego Tronu w serialu i w sadze "Pieśń Lodu i Ognia".
— Dlaczego Żelazny Tron w "Grze o tron" nie jest takim Żelaznym Tronem, jak ten opisany w książkach? Dlaczego nie ma piętnastu stóp wysokości i nie składa się z dziesięciu tysięcy mieczy? Ponieważ sufit w naszym studiu nie miał piętnastu stóp wysokości! Nie mogliśmy się tam zmieścić, a oni nie chcieli dać nam katedry św. Pawła ani opactwa Westminster, abyśmy tam kręcili nasz mały serial.
Nie jest tajemnicą, że pisarz nie jest zadowolony z tego, jak wyglądał Żelazny Tron w "Grze o tron". Żeby choć trochę zbliżyć się do oryginału, Żelazny Tron został w "Rodzie smoka" przebudowany.