"Apartment 23" (2×01-02): Zołza też człowiek
Marta Wawrzyn
2 listopada 2012, 22:01
Ryby nie są okrągłe, a zołza (tłumaczenie celowo złagodzone) jest takim samym człowiekiem jak inni. "Don't Trust the B—- in Apartment 23" wróciło i ma nie mniej uroku niż wiosną. Spoilery!
Ryby nie są okrągłe, a zołza (tłumaczenie celowo złagodzone) jest takim samym człowiekiem jak inni. "Don't Trust the B—- in Apartment 23" wróciło i ma nie mniej uroku niż wiosną. Spoilery!
Trio składające się z przewrotnej zołzy, słodziutkiej blondynki i Jamesa Van Der Beeka – tego Jamesa Van Der Beeka – powróciło i ma się równie dobrze co do tej pory. Z dwóch odcinków nowego sezonu zdecydowanie bardziej podobał mi się ten halloweenowy ("Love and Monsters").
Ale "A Reunion" też swoje momenty miał. Mój ulubiony to był ten, w którym Anna Wintour została zmuszona do opuszczenia swojego miejsca w pierwszym rzędzie. A może ten z Chloe usypiającą June jednym celnym strzałem? Albo ten, w którym dawne koleżanki uświadamiają June, że tylko ją obchodzi jeszcze "Jezioro marzeń"? Ostatnia scena, ta z pogrzebem, też zła nie była.
Odcinek był napakowany gwiazdami, które powinnam pamiętać z podstawówki/liceum (z pewnością dobrze pamięta je June; w tej Indianie naprawdę musiało nie być nic do roboty). I tak pojawił się Mark-Paul Gosselaar, czyli Zack Morris z "Byle do dzwonka" (coś tam sobie przypominam, ale jak przez mgłę), i Frankie Muniz, czyli swego czasu przez mnie ubóstwiany Malcolm (in the Middle), i Busy Phillips, której zupełnie nie kojarzę z "Jeziorem marzeń", bo nie oglądałam ostatnich sezonów.
Nie wiem, czy ten pochód mniej i bardziej zapomnianych gwiazdeczek telewizyjnych miał zrobić na mnie wrażenie. Niestety, sprawił raczej, że ze smutkiem zaczęłam rozmyślać o tym, jak krótkie bywa "życie" gwiazd małego ekranu (choć przyznaję, że scenarzyści potrafią wcisnąć fajne smaczki wszędzie). Odcinek sprawił na mnie wrażenie nieco wymuszonego i choć z pewnością nie był zły, to jednak oglądało mi się go tak sobie. Widać "Apartment 23" lepiej daje sobie radę bez prawie ważnych gości.
Niesamowity był za to odcinek halloweenowy. Niby domyślaliśmy, że w Chloe siedzi człowiek, ale czy może być lepszy dowód niż jej uczucia do faceta? Krysten Ritter ma bardzo dużo uroku, więc pazurzasta zołza spod 23 nigdy nie była bohaterką nielubianą. Ale chyba każdy, kto oglądał 1. sezon, zastanawiał się, czy ona kiedyś się zakocha, tak jak to czasem normalni ludzie robią. Ta-dam!
Wątek romantycznej komedii z Chloe i Benjaminem, australijskim reżyserem kiepskich filmów o miłości uważam za bardzo udany. To logiczne, że mógł jej się spodobać tylko ktoś, kto potrafi ją pokonać w jej własnej grze. I oto jest, i jej chce, a ona chce jego, i dźwięczy im w uszach muzyka z "To właśnie miłość"… i oczywiście nie tak łatwo o "żyli długo i szczęśliwie". A wiemy już, że o to w życiu chodzi; że nawet Chloe chce happy endu.
Co teraz w takim razie? Domyślam się, że Benjamin powróci w sequelu i jakiś czas będą się z zołzą lubić i czubić, znów lubić i… Nie miałabym nic przeciwko takiemu rozwiązaniu w każdym razie. Nie podoba mi się natomiast łączenie w parę June i Marka. Zbyt wydumany Eli na szczęście wydaje się mieć w tym sezonie mocno ograniczony czas ekranowy, teraz jeszcze przydałoby się pozbyć najnudniejszego z bohaterów. Ale nie, oni będą z niego robić faceta dla dziewczyny z Indiany. No i po co jej to, ja pytam. Ona miła i zwyczajna, on kompletnie nijaki – to nie będzie udana para. W każdym razie nie dla widzów.
Niezależnie jednak od tego, jakie będą dalsze losy bohaterów, bardzo mnie cieszy powrót "Don't Trust the B—- in Apartment 23". Bałam się, że w 2. sezonie zniknie urok nowości, ale nie – to wciąż serial lekki, zwiewny i świeży. W sam raz do porannej kawy albo wieczornej lampki wina.
PS. Jeśli nie znacie jeszcze zołzy spod 23, tu znajdziecie recenzję pilota.