"1899" miksuje klimatyczny horror z zagadkami w stylu "Lost" — recenzja serialu Netfliksa od twórców "Dark"
Nikodem Pankowiak
18 listopada 2022, 16:57
"1899" (Fot. Netflix)
"1899" to serialowy horror Netfliksa, który promowany jest przede wszystkim tytułem poprzedniej produkcji jego twórców — "Dark". Czy udaje się mu godnie wejść w buty popularnego poprzednika?
"1899" to serialowy horror Netfliksa, który promowany jest przede wszystkim tytułem poprzedniej produkcji jego twórców — "Dark". Czy udaje się mu godnie wejść w buty popularnego poprzednika?
"1899" od samego początku nie ma łatwo, musi bowiem spełnić oczekiwania, jakie ciążą na nim jako na nowym serialu twórców "Dark". Duet Jantje Friese i Baran bo Odar swoją poprzednią produkcją wysoko zawiesił sobie poprzeczkę. Skala oczekiwań wobec "1899" jest już zupełnie inna niż w przypadku pierwszego sezonu "Dark" – wtedy światowa publika odkrywała istnienie serialu dopiero po jego premierze. Niestety, zdaje się, że nowy serial Netfliksa jest pozbawiony tego efektu wow i świeżości, jakim zwłaszcza na początku charakteryzował się jego poprzednik. Bo zawartość w dużej mierze pozostała bez zmian, zmieniło się opakowanie.
1899 – o czym jest serialowy horror twórców Dark?
"Dark" jako punkt odniesienia musi pojawiać się w tym tekście. Zresztą, Netflix chyba bardzo chce, abyśmy takie odniesienia czynili, na każdym kroku podkreślając, kto odpowiada za "1899". Duet Friese i bo Odar kolejny raz zaserwował nam mroczną, tajemniczą i – jak na nich przystało — zagmatwaną historię, która nawet jeśli czasami kuleje i zbyt długo zdaje się prowadzić nie wiadomo dokąd, potrafi przykuć widza do ekranu. Bo co jak co, ale w tym kostiumowym horrorze twórcom znów udało się zbudować klimat, jakiego może pozazdrościć większość seriali.
Tytuł to oczywiście rok, w którym rozpoczyna się akcja serialu. To wtedy na pokład płynącego z Europy do Nowego Jorku statku Kerberos – jeśli nazwa kojarzy wam się z mitologicznym cerberem, nie jest to przypadek — wchodzi Maura Franklin (Emily Beecham, "Pogoń za miłością"), neurolożka i jedna z pierwszych lekarek w Wielkiej Brytanii. Statek, którym bohaterka ma przepłynąć przez ocean, to prawdziwy kulturowy tygiel, w którym usłyszymy m.in. język niemiecki, francuski, hiszpański, kantoński, duński, a nawet, bo w serialu występuje Maciej Musiał ("1983"), polski.
To ma być rejs jak każdy inny, ale oczywiście — zupełnie jak w przypadku Titanica — taki nie będzie. Dowodzony przez kapitana Eyka Larsena (Andreas Pietschmann, "Dark") Kerberos natrafia na swojej drodze na inny, zaginiony kilka miesięcy wcześniej statek. W tym momencie przestanie to być zwykła podróż, a bohaterom serialu przyjdzie zmierzyć się z wielką tajemnicą i niebezpieczeństwem. Tak wielką, że fabuła "Dark" będzie przypominała przy niej zagadkę dla niemowlaków.
1899 jest bardziej skomplikowane niż Dark
To, co możemy przeczytać w opisie serialu, to oczywiście jedynie wierzchołek góry lodowej, tak naprawdę mówiący niewiele o tym, czym i o czym jest "1899". Każdy kolejny odcinek przynosi nowe odkrycia, dodaje kolejne warstwy fabularne, ale też pozwala nam lepiej poznać kolejnych pasażerów statku, którzy znaleźli się na pokładzie z różnych powodów – zwykle uciekając przed czymś do Nowego Jorku, gdzie miałoby czekać na nich lepsze życie. Oczywiście niemal wszyscy mają tu swoje tajemnice, które będą wpływać na komplikującą się z odcinka na odcinek historię.
Już pierwsza scena z budzącą się w kabinie Maurą jasno sugeruje, że zagadka będzie tutaj goniła zagadkę. I faktycznie, przez większość sezonu można odnieść wrażenie, że bohaterowie błądzą we mgle coraz mocniej, a sytuacja wcale się nie przejaśnia. "Nie próbujcie zgadywać sami, nie uda wam się" – zdają się mówić do widzów twórcy i faktycznie, mają rację. "1899" to serial, którego widz nie będzie w stanie rozszyfrować samemu – nieważne, jak mocno by się starał. Może to powodować pewną frustrację, bo czasami twórcy przeciągają strunę do maksimum i uchylają rąbka tajemnicy dopiero, gdy już absolutnie muszą to zrobić.
A gdy już to robią, nie zawsze wychodzi dobrze. Trochę jak w kultowym "Lost", które też najlepiej wypadało wtedy, gdy zadawało pytania, nie udzielając przy tym żadnych odpowiedzi. "1899" dość szybko staje się przewidywalne w tej całej swojej nieprzewidywalności i tajemniczości. A gdy kolejne wątki i sekrety komplikujące fabułę zaczynają nam powszednieć, serial zaczyna być mało angażujący. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy chcieli udowodnić całemu światu, że są w stanie stworzyć najbardziej skomplikowany serial, którego scenariusz nie ugnie się pod ciężarem kolejnych tajemnic. Nie mam jednak wątpliwości, że ten fabularny węzeł gordyjski ostatecznie przynosi więcej szkód niż pożytku.
1899 – czy warto oglądać serial Netfliksa?
Wspomniałem już wcześniej o klimacie serialu, bo faktycznie trudno się nim, przynajmniej momentami, nie zachwycić. "1899", gdy zawodzi scenariusz, wciąż jest w stanie oprzeć się na aspektach technicznych. I nawet jeśli twórcy zbyt często przez słowo "klimat" rozumieją ciemności, to spieszę uspokoić – nie ma tu powtórki z feralnego odcinka "Rodu smoka". Choć jest ładnie czy też nawet pięknie, to wydaje się jednak, że i tutaj nastąpił regres względem "Dark", co może zaskakiwać o tyle, że to raczej "1899" pochłonęło więcej pieniędzy. Ale być może to efekt tego, że widz po pewnym czasie orientuje się, iż jest mamiony ładnymi obrazkami, które mają odwrócić jego uwagę od słabości scenariusza.
"1899" pozostaje zatem miłą dla oka obietnicą, tyle że jest to obietnica niespełniona. Jego twórcy zdają, choć nie celująco, pierwszą część egzaminu, jaką jest intrygowanie widza i przykuwanie jego uwagi. Gdy jednak trzeba zabrać się za konkretne odpowiedzi, rzucające trochę więcej światła na fabułę, nie starcza im już kreatywności. W ciągu ośmiu odcinków serial oczywiście odbija w rejony, których nie jesteśmy w stanie się spodziewać, ale czy wszystkie rozwiązania, na które się zdecydowano – na czele z finałem – będą satysfakcjonować widzów? Mam wątpliwości, które rozwiać może jedynie ewentualny 2. sezon "1899".
O ile oczywiście do niego dojdzie, bo przecież lepsze seriale niż ten zostały przez Netfliksa anulowane już po 1. sezonie – chociażby nieodżałowane "Archiwum 81". Myślę jednak, że "1899" taki los nie grozi, wszak nie chodzi tu o jakość, a o liczby, a te powinny zostać podbite dzięki nazwiskom twórców serialu. Twórców, których repertuar okazał się wyjątkowo mało zróżnicowany, i którzy wciąż operują podobnymi sztuczkami. Z drugiej strony, najbardziej lubimy przecież te melodie, które dobrze już znamy, nie zdziwię się więc, jeśli "1899" okaże się kolejnym hitem Netfliksa. Wiele gorszych produkcji osiągało już na tej platformie ogromne sukcesy.